[ Pobierz całość w formacie PDF ]
203
Uczą... Wiadomo... odpowiedziała patrząc przed siebie Onar.
Kończyła się kwitnąca równina i ścieżka, skręcając gwałtownie, znikała w gąszczu
krzaków. W tym właśnie miejscu ukazał się wysoki, ponury mężczyzna, zagradzając
drogę. Był obnażony do pasas pod siwym owłosieniem okrywającym potężny jego tors
grała wspaniała muskulatura. Dziewczyna gwałtownym ruchem wyrwała ręką i
wyszeptała gorączkowo:
Boję się o pana! Proszę odejść, człowieku Wielkiego Zwiata!
Stać! zagrzmiał rozkazujący głos.
Tak brutalnie nikt nie przemawiał w epoce Pierścienia. Mven Mas odruchowo
osłonił dziewczynę sobą.
Wysoki mężczyzna podszedł bliżej i spróbował go odepchnąć, ale Mven stał twardo
jak skała. Wtedy nieznajomy zadał mu błyskawicznie cios pięścią w twarz. Mven
Mas zachwiał się. Nigdy dotąd w życiu nie uderzył go nikt z wyrachowaniem, z
zamiarem zadania bólu, ogłuszenia i poniżenia.
Ogłuszony Mven Mas dosłyszał jakby z oddali bolesny okrzyk Onar. Rzucił się na
przeciwnika, ale runął na ziemię otrzymawszy dwa nowe ciosy. Onar upadła na
kolana osłaniając go własnym ciałem, ale napastnik ujął ją z triumfalnym
okrzykiem. Wykręcił jej do tyłu ręce, chwycił wpół, tak że dziewczyna wygięła
się boleśnie i załkała pąsowiejąc z gniewu.
Ale Mven Mas już przyszedł do siebie. W młodości, w jego czynach Herkulesa
zdarzały się poważniejsze potyczki z wrogami nie uznającymi praw ludzkich.
Przypomniał sobie wszystkie chwyty, jakie się stosuje w walce wręcz z
niebezpiecznymi zwierzętami.
Podniósł się bez pośpiechu, spojrzał na wykrzywioną z wściekłości twarz wroga,
chcąc wybrać miejsce dla zadania miażdżącego ciosu, i nagle ogarnęło go
zdumienie. Poznał tę charakterystyczną twarz, która go tak długo prześladowała w
czasie męczących rozmyślań o słuszności doświadczenia w Tybecie.
Bet Aon!
Tamten puścił natychmiast dziewczynę i zamarł przyglądając się uważnie
nieznanemu ciemnoskóremu człowiekowi, z którego twarzy zniknął bez śladu wyraz
wrodzonej dobroduszności.
Wiele myślałem o spotkaniu z panem, Bet Aon. Wspólna niedola powinna nas
zbliżyć powiedział Mven Mas. Ale nie przypuszczałem, że to będzie tak
wyglądało!
To znaczy jak? zapytał bezczelnie Bet Aon nie ukrywając gniewu.
Afrykańczyk skinął z lekceważeniem ręką.
204
Po co te puste słowa? W tamtym świecie pan ich nie wygłaszał i chociaż
popełniał pan przestępstwa, to jednak działał w imię wielkiej idei. A tu w imię
czego?
W imię samego siebie! rzucił Bet Aon wzgardliwie przez zaciśnięte zęby.
Dosyć się już liczyłem z innymi, z dobrem powszechnymi Uważam, że wszystko to
jest człowiekowi niepotrzebne. Wiedzieli o tym niektórzy mędrcy już w
starożytności.
Nigdy pan nie myślał o innych, Bet Aon przerwał mu Afrykańczyk. Folgując
sobie we wszystkim, przekształcił się pan teraz prawie w zwierzę!
Matematyk wykonał ruch, jakby chciał się rzucić na Mvena Masa, ale zapanował nad
sobą.
Dosyć, za dużo pan mówi!
Widzę, że pan zbyt wiele stracił i chcę...
A ja nie chcę! Precz z drogi!
Mven Mas ani się poruszył. Stał pewny siebie i grozny z pochyloną głową, czując
dotyk drżącego ramienia dziewczyny. Ten dreszcz budził w nim większą zaciekłość
niż ciosy wroga. Jego oczy ciskały błyskawice gniewu. Matematyk patrzał na
Afrykańczyka, wreszcie odetchnął głęboko i ustępując ze ścieżki powiedział:
Idzcie.
Mven Mas ponownie ujął rękę Onar i poprowadził ją przez krzaki, czując na sobie
nienawistne spojrzenie Beta Aona. Na zakręcie Mven Mas zatrzymał się tak nagle,
że Onar trąciła go w plecy.
Bet Aon, powróćmy razem do Wielkiego Zwiata! Matematyk roześmiał się
beztrosko, ale Mven Mas ułowił w tym śmiechu nutkę goryczy.
Kim pan jesteś, że mi to proponujesz? Czy pan wie?...
Wiem. Ja także dokonałem zakazanego doświadczenia i zgubiłem ludzi, którzy mi
ufali. Droga moich badań biegła w pobliżu pańskiej. Pan, ja i wielu innych
jesteśmy w przededniu zwycięstwa! Pan jest potrzebny ludziom, ale nie w tej
postaci...
Matematyk zrobił krok w kierunku Mvena Masa i zamknął oczy. Ale nagle odwrócił
się na pięcie, cisnął przez ramię jakieś przekleństwo i odszedł. Mven Mas w
milczeniu ruszył ścieżką.
Do piątego osiedla było jeszcze około dziesięciu kilometrów. Dowiedziawszy się,
że dziewczyna jest samotna, Afrykańczyk poradził jej, aby się udała na wybrzeże
wschodnie, do osiedli nadmorskich. W ten sposób uniknie spotkania z Betem Aonem.
Były wybitny uczony odgrywał w życiu małych i cichych osiedli tej górzystej
okolicy rolę tyrana. Chcąc zapobiec dalszym ekscesom Mven Mas postanowił udać
205
się do osiedla i poprosić o wzięcie Beta Aona pod obserwację. Dziewczyna
opowiedziała, że w tutejszych lasach ukazały się tygrysy, które jakoby uciekły z
rezerwatu, a być może zachowały się od dawna w nieprzeniknionym gąszczu
porastającym stoki górskie. Mocno ujęła rękę Myena i błagała go, żeby był
ostrożny: w żadnym wypadku niech nie próbuje nocnej wędrówki po górach. Mven Mas
ruszył z powrotem. Rozmyślając o niedawnym wydarzeniu czuł ciągle na sobie wzrok
dziewczyny wyrażający trwogę i przywiązanie. Po raz pierwszy Mven Mas pomyślał z
uznaniem o bohaterach czasów starożytnych, o ludziach, którzy cierpiąc poniżenie
i fizyczne udręki zdobywali się na wzniosłe czyny. Byli zawsze prawdziwymi
ludzmi, chociaż otoczenie sprzyjało rozwojowi zwierzęcego samolubstwa.
W dawnych czasach występowały dziwne sprzeczności. Choć warunki życia były
bardzo ciężkie i człowiekowi groziło zewsząd niebezpieczeństwo, uczucia
szlachetne, jak miłość, przyjazń, wzajemna życzliwość, nie tylko nie wygasły,
lecz zyskały na sile i były nieraz potężniejsze niż obecnie w epoce Pierścienia.
Mvena Masa zawsze gniewali uczeni tamtych czasów, którzy opierając się na
błędnej teorii o powolnej przemianie gatunków, głosili, że ludzkość nie osiągnie
doskonałości nawet w ciągu miliona lat. Gdyby bardziej kochali człowieka i znali
dialektykę rozwoju, byliby innego zdania.
Zachód słońca zaróżowił chmury zwisające nad ogromną górą. Mven Mas skoczył do
rzeczki.
Odświeżony i uspokojony, usiadł na płaskim kamieniu, żeby się wysuszyć i
odpocząć. Nie udało mu się dotrzeć do miasteczka przed nadejściem nocy. Liczył
na to, że osiągnie cel marszu przy świetle księżyca. Patrząc w zamyśleniu na
pieniącą się wodę, Afrykańczyk nagle poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]