[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To miałeś! Ty byłeś inny. Ty postępowałeś niezawodnie
jak tacy Malanowscy albo Dubiscy! Miałeś kochanki, miałeś i
dlatego mnie zaniedbywałeś! A ja, ja co dla ciebie robiłam!
Czego nie robiłam, byłeś rósł w sławę, miał wygody i był
szczęśliwy!
Zdenerwowana, nie mogła usiedzieć na miejscu. Więc
wstała i biegała po saloniku. Jaka zła, domyśla się -
uświadomił sobie w tej chwili Zabiełło. - Jakaż interesowna,
jaka...
- Dla mnie to robiłaś czy dla siebie?
- Aby cię mieć - rzuciła ostro.
- Więc dla siebie!
Spostrzegła się, lecz za pózno. Zabiełło śmiał się
szyderczo.
- Dla siebie! Cha, cha, cha! A ja istotnie dawniej
myślałem, że dla mnie, dla mego talentu.
- I dla ciebie, i dla talentu - poprawiła się.
- Kładę to między bajki, kochana baronowo. Sama się
zdradziłaś, byłaś nazbyt szczera.
- Ależ człowieku! Kobieta, która kocha, dla ukochanego
wszystko uczyni, wszystko.
- Przez własną miłość. Moja Bisiu, po co nam jałowa
wymiana zdań, sprzeczki i spory niepotrzebne. Dziękuję ci za
mecenasostwo - rzekł ironicznie - i nie będę już z niego
korzystał. Mówię to stanowczo i bezwzględnie,
- Jak to? Dlaczego? - stropiła się, przeczuwając coś
niedobrego dla siebie.
- Dlaczego? Dużo by o tym mówić. Niech ci wystarczy,
że ci dziękuję. Z kredytu w banku twego męża korzystać już
nie będę. To. co jestem winien, zwrócę, bądz pewna.
- Z czego? - zainteresowała się, - Z koncertu? -
powiedziała z ironią. - Idzie bardzo dobrze, to prawda, ale
żeby najlepiej poszedł, to jeszcze za mało na pokrycie całej
należności.
- Pożyczę, ale oddam. Słyszysz? - podniósł głos, aż się
zlękła. - Nie chcę być kochankiem opłacanym, rozumiesz
nareszcie? Cóż iv myślałaś, że ją tego wszystkiego nie
pojmowałem? Myślałaś, że ja byłem tak głupi, iż twoje
protekcje brałem za dowody twojej miłości dla mnie? Możeś
ty lepsza od innych kobiet i może istotnie miałaś, i masz, dla
mnie jakieś głębsze uczucia poza kojeniem zmysłów i
pieszczotą, której tak zawsze pragniesz, ale i ty jesteś podobna
do tych innych, skoro chciałaś mnie mieć dla siebie!
- Bo cię kocham - prawie krzyknęła.
- Zaraz się przekonamy, jak to ta miłość wygląda. Więc
mówisz, że pragniesz dla mnie jak największego dobra?
- Jak to? Wątpisz w to?
- Nie, nie wątpię, tylko chciałem potwierdzenia.
- Ja dla ciebie... Boże... w piekło bym poszła.
- To zle! - roześmiał się z jej emfazy. - Gdyby mi to
powiedziała młoda dziewczyna, nie dziwiłbym się. Ale ty,
matka dzieciom, kobieta dojrzała?
Patrzyła na niego ze zdziwieniem.
Nie, to nie ten człowiek, to jakiś inny Adam. Skąd ma w
sobie tyle pewności siebie - on taki dawniej potulny, upojny,
słodki, grzeczny, nadskakujący, taki miły - co to jest?
- Więc pragniesz dla mnie wszystkiego najlepszego?
- %7łebyś wiedział!
- No to dowiedz się, że żenię się z milionami.
- Coś ty powiedział? - podbiegła do niego niczym furia.
Aż odsunął się, tak zionęła wściekłością.
- Po cóż się unosisz? %7łenię się. Dlaczego miałbym się nie
żenić. Przecież jestem młody, wolny i potrzeba mi pieniędzy.
- Co ty mówisz?
- To, co mówię.
- To prawda?
- Najoczywistsza - zapalił papierosa.
Było mu w tej chwili jej żal, z drugiej strony cieszył się,
że nareszcie uwalnia się spod opieki, której miał nieraz tak
dosyć, tak bardzo dosyć, która mu nieraz ciążyła, tak paliła
wstydem. Steinowa chwilę stała jak wryta. Zdawało jej się, że
Zabiełło żartuje sobie, że to jest kłamstwo.
- Ty sobie szydzisz ze mnie!
- Nie!
- To niepodobna!
- Ale dlaczego?
- Jak to? Więc mamy zerwać ze sobą?
- Tak wypada. Czyż nie?
- Ty żartujesz.
- Ależ zupełnie nie żartuję! Miałem zamiar rozmówić się i
tylko czekałem na twoje przybycie.
- I z kim się żenisz? - zawołała z wściekłością.
- Powiedziałem ci: z milionami.
- Dla pieniędzy - rzuciła mu szyderczo.
- Niekoniecznie, bo to jest bardzo ładna kobieta.
- Znam ją?
- Ach, moja baronowo, nie dowiesz się więcej.
Obrzuciła go stekiem obelg, wyzwisk, nie posiadała się ze
złości, dyszała nie mogąc schwytać tchu. Słuchał spokojnie.
- Smutna to prawda - przerwał jej potok słów - ale
wszystko ma na tym świecie...
Nie chciała nic więcej słyszeć.
- I ja mu cały koncert urządziłam! - wybuchnęła z pasją i
wybiegła, trzaskając drzwiami.
Co to jednak znaczy, gdy się zrywa z kobietą. Jakże to jest
inaczej, kiedy kobieta zrywa sama. Trzeba być wtedy
eleganckim, uległym i spokojnie godzić się z losem, który ci
piękna pani narzuca - pomyślał artysta, zabierając się do
toalety. Miał bowiem obiad jeść u swej Neteczki".
- No i cóż ty na to mon cher? - pytał hrabia Dubiski
Malanowskiego podczas obiadu w klubie. - Cóż ty na to
małżeństwo boskiej Neteczki z tym Zabiełłą?
- Ano cóż, chłopak młody, przystojny, ona świetnie
zbudowana, niewątpliwie mocno zmysłowa, bogata. Czyż nie
mogła sobie pozwolić na zdrowy typ męski? Miała może
[ Pobierz całość w formacie PDF ]