[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się poślizgnąć na deskorolce i wielu innych rzeczach.
- Dziękuję za ten zimny prysznic - wymamrotał
sucho.
Odrzuciła go. Mimo to jej troska sprawiła mu
przyjemność. Omijała zręcznie wszystkie przeszkody,
na które trafiali po drodze. Miał wrażenie, że jego
miejsce jest tu, u jej boku, przy tych dzieciach. Doszli
do jasnej kuchni. Nie wypuścił jej dłoni.
Spostrzegł strach i zaskoczenie, gdy patrzyła na ich
splecione palce. Czuł, że budzi w niej sympatię i pożą
danie. Zagryzła nerwowo usta.
- Uspokój się - szepnął.
Wyszarpnęła rękę szybko, zbyt szybko.
- Przy tobie nie mogÄ™.
- Dobrze sobie radzisz z dziećmi - zauważył,
próbując zapanować nad sobą.
- Ty również.
- Dlaczego tak ciÄ™ to dziwi?
- Nie wyglądasz na kogoś, kto byłby dobrym ojcem.
- Czym sobie zasłużyłem na tak fatalną opinię?
- Masz w sobie coś, co pozwala przypuszczać, że
jesteś całkowicie wolny, bez żony i dzieci. Dysponujesz
żaglówką, czasem... Znałam takich facetów... Nie chcą
żadnych zobowiązań.
- Idealne życie dla mężczyzny - zauważył cynicznie.
- Chciałbym... Może już lepiej pójdę.
Nie zdążył. Nagle otworzyły się drzwi wejściowe.
Do środka wszedł Gordon. Na widok Christophera
stanÄ…Å‚ jak wryty.
- Co pan tu robi?
- Pomagał mi usypiać Stephie - szybko wyjaśniła
Dallas.
- Pozwoliłaś mu wejść do swojej sypialni?
- Pozwoliła mi na wiele więcej.
Twarz Gordona zrobiła się purpurowosina.
- Pozwoliła mi nawet posłuchać, jak czyta bajkę na
dobranoc.
- Czy doszłaś już do tego, że odpowiada ci każdy?
- Kobieta z czwórką dzieci nie może przebierać
- przypomniał mu cichym głosem Christopber. - A ja
lubiÄ™ dzieci.
Gordon nie słyszał go, bo wyszedł na zewnątrz.
- Gordon... - Dallas próbowała go zatrzymać.
- Nie goń go. - Christopher chwycił jej rękę. - To
najgorsze, co możesz zrobić, jeżeli chcesz, żeby cię
szanował.
- Powinnam go przeprosić.
- Nie zrobiłaś nic złego. Tobie należą się prze
prosiny.
- Specjalnie zdenerwowałeś Gordona - powiedziała
oskarżycielskim tonem.
- Nie mogłem postąpić inaczej.
- Dlaczego?
- Nie podoba mi się sposób, w jaki cię traktuje. Dla
niego to oczywiste, że jesteś na każde skinienie.
- Myślałam, że to może z zazdrości...
- Rozczarowałaś się? - spytał rozbawiony.
- Nie! Nie bądz dziecinny! Oczywiście, że nie!
- Nie, oczywiście nie - przedrzezniał ją. Jego
szyderczy śmiech sprawił, że zarumieniła się.
- Dziękuję za to, co zrobiłeś i za dobre rady
- powiedziała niepewnym głosem. - Popełniłam wiele
błędów będąc z Gordonem i nie tylko z nim.
-Ja też nie zawsze umiałem postępować z kobietami
- przyznał. - W ogóle lepiej trzymać się ode mnie
z daleka.
- Jak do tej pory trudno było mi unikać spotkań
z tobą. Czemu zawdzięczam to, że tak niebezpieczny
człowiek śpieszy z ostrzeżeniem?
- Jestem nie tylko niebezpieczny, ale i wariat.
- Nie wierzÄ™.
- Naprawdę. - Roześmiał się na głos. - Czyżbym
bardziej przypominał białego rycerza?
-Tego nie powiedziałam. - Jej wzrok powędrował
od szerokich opalonych barków, przez muskularną
klatkę piersiową, aż do obcisłych dżinsów.
- Wspominałaś coś o błędach...
- Jestem rozwódką. - Zbladła jak ściana.
- Czy to rzeczywiście coś aż tak strasznego?
- Dla mnie i mojej rodziny tak.
- Nie przejmuj się. W moim przypadku rozwód był
najmądrzejszą decyzją, jaką podjąłem w życiu - powie
dział ponuro. - Teraz każdy robi to przynajmniej raz.
- Może tam, skąd pochodzisz. - W jej oczach
dostrzegł cierpienie.
- W każdym razie nie jest uważany za zło - mówił
cichym, łagodnym głosem. - Raczej zalicza się do dość
kosztownych przyjemności.
- Zresztą rozwód to bagatela w porównaniu z in
nymi rzeczami... Jak długo zamierzasz tu zostać?
- To zależy - wymamrotał.
- Od czego?
- Od ciebie - dokończył wzruszonym głosem.
Zagryzła usta. Paznokciem zaczęła rysować za
wijasy na framudze drzwi. Raptem odeszła. Za
pamiętał smutek, czający się w opuszczonych ką
cikach jej ust i przerażonych oczach tropionego
zwierzęcia.
Była dla niego coraz większą zagadką. Odnosił
wrażenie, że im bardziej go lubi, tym bardziej się go
boi.
ROZDZIAA SZÓSTY
Christopher podniósł słuchawkę. Był w kiepskim
nastroju. Nie miał siły na to, by znosić awantury
swojego agenta. Dallas nie zwracała na niego uwagi od
momentu, gdy uratował Stephie.
Zbliżało się południe. Słońce prażyło niemiłosier
nie. Strumyczki potu spływały mu po kręgosłupie.
Siedział oparty o poduszki w cieniu błękitnego paraso
la. Cal krzyczał niemal histerycznym głosem, więc
odstawił telefon i nalał wody do szklanki z lodem. Pił
powoli i marzył o kąpieli w basenie. Po chwili ponow
nie podniósł słuchawkę.
- Czy ty w ogóle słuchasz, co mówię?! - wrzasnął
Cal.
- Staram się jak najmniej. Nie mogę wrócić. Załatw
za mnie wszystko, co trzeba. PrzyjadÄ™ do Hiszpanii,
kiedy zaczniemy kręcić.
- Jak możemy pracować, jeżeli nie przeszedłeś
badań, wymaganych przez towarzystwo ubezpiecze
niowe?!
- Oni się ugną. Wystarczy, że ich trochę przyciś-
niesz. Zrób to dla mnie.
- Słuchaj, gramy o wysoką stawkę. Nie możesz tego
lekceważyć.
Stephie z gracją, na paluszkach, stąpała po wilgot
nej trawie. Towarzyszył jej Patrick. Dziewczynka
wyglądała uroczo w krótkich, niebieskich spodenkach.
Wiatr rozwiewał jej kruczoczarne włosy. Pochyliła się
i zerwała dwa złote kaczeńce.
- Tak, tak, stawka jest niewÄ…tpliwie wysoka.
- Miałeś wyjechać najwyżej na tydzień.
- Czyżbym był pierwszą osobą w Hollywood, która
nieco naciągnęła prawdę?
- Cholera - jęknął Cal. - Co powiedzieć reszcie
obsady?
- Ze pracuję nad właściwą opalenizną.
- Jak długo jeszcze?
Na ganku stanęła Dallas ubrana w obcisłe szorty
i bluzeczkę w kropki bez rękawów.
- To jest naprawdÄ™ bardzo skomplikowane, Cal.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]