[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wracaj do swojego pokoju powiedział. Uniosła pojedyncze prześciera-
dło i wśliznęła się koło niego do łóżka.
Nie chcę cię tutaj. Idz do siebie.
Ręka objęła go w talii, a miękkie usta pocałowały w ramię, a potem przesu-
wały się ku szyi. Leżał bez najmniejszego ruchu nie reagował.
Nadiu, zrozum. Nie chcę cię.
Uniosła się lekko. Drobnymi, miękkimi piersiami dotknęła jego klatki. Jej usta
wolno powędrowały od szyi do podbródka, a następnie do warg. Usiłował jeszcze
raz poprosić ją aby odeszła; ale stało się to za trudne.
12
Był niski, krępy i ubrany w kamuflujący strój. Na pasie oplatającym klatkę
piersiową powiesił granaty i mały radioodbiornik, a w ręku trzymał pistolet ma-
szynowy Sterling. Oparł się o skalną ścianę, głęboko oddychając, usiłując dojść
do siebie po szybkim biegu przez otwartą przestrzeń do dwupiętrowego budynku.
Kiedy był gotów, wolniutko ruszył do narożnika. Wiedział, że za nim znaj-
duje się długi korytarz bez okien, a na jego końcu klatka schodowa, prowadzą-
ca na wyższe piętro. Zebrał się w sobie i skoczył naprzód w niskim przysiadzie,
z palcem zaciśniętym na spuście. Przerywana seria ze Sterlinga wypełniła hukiem
budynek.
Creasy stał u podnóża schodów i obserwował, jak się zbliża, oczami rejestru-
jąc każdy szczegół.
Mężczyzna dotarł do schodów ze skrzypieniem kauczukowych podeszew wy-
sokich butów i ponownie przylgnął do ściany. Pusty magazynek zastukotał na
podłodze, a pełny z trzaskiem został wsunięty na miejsce. Sięgnął do radia.
Wchodzę na górę powiedział i spojrzawszy przelotnie na Creasy ego, rzucił
się ku schodom. Creasy ruszył za nim, słysząc kolejne strzały, po których w głębi
budynku rozległ się wybuch granatu.
Cała piętnastka wybiegła rzędem do skalnego ogrodu. Rozmawiali z podnie-
ceniem.
wiczenia trwały zaledwie pięć minut, za to wykład dobrą godzinę. George
omawiał z nimi wszystkie fazy ataku, jedne krytykując, a drugie chwaląc. Stał
przed nimi u boku Creasy ego. W oddziale panował wspaniały duch; były to ich
pierwsze ćwiczenia na pełną skalę i hałas strzałów oraz akcja okazały się podnie-
cające.
George skończył i zwrócił się do Creasy ego. Chcesz coś dodać?
Creasy zrobił krok do przodu i oddział zamarł w oczekiwaniu.
Ogólnie rzecz biorąc, było dobrze powiedział, wywołując tym uśmie-
chy.
Ale w prawdziwej walce połowa z was straciłaby życie lub odniosła rany.
Uśmiechy znikły.
125
Wskazał tego niskiego i krępego.
Grazio, przeszedłeś korytarz dotykając plecami kamiennej ściany. W ten
sposób bardziej narażasz się na rykoszety. Przecież mówiono ci, że powinieneś
iść środkiem. Co prawda możesz czuć się bardziej odsłonięty, ale tak jest bez-
pieczniej. Wyszedłeś zza narożnika pochylony, ale prawie natychmiast się wypro-
stowałeś i celowałeś na wysokość talii. Zawsze mierz nisko. Wróg może leżeć
na podłodze, ale z pewnością nie może fruwać w powietrzu. W kamiennym lub
murowanym budynku, jak ten, sam zrób pożytek z rykoszetu.
Grazio pokiwał głową, zakłopotany, ale Creasy jeszcze z nim nie skończył.
Gdybym był terrorystą, już byś nie żył. I jeszcze jedno zbyt wolno zmie-
niłeś magazynek zdecydowanie zbyt wolno. To jest ten krytyczny moment,
w którym jesteś najbardziej narażony. Musisz ćwiczyć aż do bólu palców. Dopóki
nie stanie się to odruchem. Oczami przejechał po rzędzie. Wszyscy musicie
ćwiczyć! Od tego może zależeć czy przeżyjecie, czy zginiecie. Nie ma czasu na
grzebanie się.
Wskazał nieco wyższego mężczyznę z gęstymi, czarnymi wąsami.
Domi, poszedłeś za Charliem do Pokoju Drugiego. Powinieneś był zostać
na korytarzu i ochraniać drzwi do Pokoi Trzeciego i Czwartego. Nie byliście obaj
tam potrzebni. To była sypialnia. %7ładne dziewczyny w niej na was nie czekały!
Oddział wybuchnął śmiechem. Domi znany był jako miejscowy Romeo.
Creasy ciągnął dalej, omawiając zachowanie każdego z nich. George w mil-
czeniu podziwiał precyzję obserwacji Creasy ego. Kolejny raz zwrócił uwagę na
zmianę w manierach Creasy ego, kiedy tylko zaczynał dawać instrukcje. Nie by-
ło tu żadnych niedomówień padały cięte zdania. Zauważył też jak jego ludzie
słuchają, dosłownie chłonąc wszystko. Przemawiał głosem, w którym brzmiało
doświadczenie połączone z autorytetem. Widzieli jak Creasy pozbywa się puste-
go magazynka. Błyskawiczny ruch, prawie bez przerywania ognia. Przyglądali się
jak strzela z pistoletu, karabinu maszynowego i Sterlinga, jak rozbiera je i składa
z powrotem z taką sprawnością, z jaką oni posługują się nożem i widelcem. wi-
czyli też z nim walkę wręcz i wprawiał ich w zdumienie prędkością i odruchami.
Wszyscy byli sprawnymi, twardymi, młodymi mężczyznami po dwudziestce, ale
zdawali sobie sprawę, że Creasy, choć o tyle starszy, w walce na poważnie poko-
nałby każdego z nich. Dlatego słuchali go.
Zakończył mówiąc im, że jak na pierwsze ćwiczenia, poradzili sobie całkiem
niezle. Pochwalił ich za szybkość przy początkowym ataku i brak wahania, kiedy
już byli wewnątrz budynku.
Ale nie zatrzymujcie się podkreślił. Zawsze bądzcie w ruchu. W ru-
chu i czujni. Sami wiecie, jak łatwo trafić w nieruchomy cel. Krótko mówiąc,
zawsze trzymajcie się nisko, zawsze bądzcie w ruchu i zawsze czujni.
Zrobił krok w tył, George powiedział jeszcze parę słów i zwolnił oddział.
Creasy celowo nie został wtajemniczony w plany ćwiczeń. George chciał usły-
126
szeć niezależną opinię. Teraz odciągnął go na bok i zapytał: Co myślisz o planie
taktycznym?
Creasy stał zapatrzony w budynek i zamyślony. Scenariusz polegał na tym, że
zlokalizowano czterech terrorystów, bez zakładników, którzy najprawdopodob-
niej ukryli się na najwyższym piętrze. Namowy, aby wyszli zawiodły, więc we-
zwano oddział specjalny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]