[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Garrett roześmiał się beztrosko.
- Właściwie...
- Nie żartuj ze mnie. Dojenie odpada.
Wyciągnął rękę, aby poprowadzić ją dalej, ale się powstrzymał. Dotykanie
surowo wzbronione! Poprzedniego dnia przekroczył dozwoloną granicę. Sam się sobie
dziwił, bo nie lubił czułych gestów. Wyjątek stanowiła córka, ale od pewnego czasu
Terri zrobiła się wstydliwa, unikała nadmiernej czułości.
Keelin była filigranowa i delikatna, więc może podświadomie traktował ją jak
dziecko. Zapewne wyzwala w nim uczucia opiekuńcze. Byłoby znacznie lepiej, gdyby
nie widział w niej pięknej kobiety, która nieodparcie go pociąga.
- Kalosze w kwiatki będą ci przeszkadzać...
Urwał, ponieważ szła dalej, jakby była zatopiona w myślach. Mimo to słyszała,
co powiedział.
- Moje kalosze sprawdzają się w każdej sytuacji. Chodzi o coś innego. O to, że...
- Przystanęła przed oborą i bezradnie machnęła ręką. - Masz tysiąc zwierząt, a ja nie
zamierzam spędzić tu całego roku.
55
S
R
Powitał ją głośny ryk. Skonsternowana patrzyła na długie szeregi boksów po obu
stronach czystego przejścia.
- Mam kilkadziesiąt krów - sprostował Garrett. - Niecałą setkę.
Według Keelin boksy ciągnęły się na przestrzeni mili. Aby zaimponować
Garrettowi, postanowiła wykonać każde, choćby najtrudniejsze zadanie, ale na widok
tylu krów opuściła ją odwaga.
Usłyszała zduszony śmiech, więc się obejrzała i popatrzyła na Garretta. Poczuła
gwałtowne bicie serca. Podobnie zareagowała wieczorem, gdy udawali zakochanych.
- Poddaję się. - Westchnęła i odwróciła wzrok. - Wygrałeś jedną rundę.
- Kalosze przyznają się do porażki?
- Nadal są chętne do nauki i pracy, ale po obsłużeniu pięćdziesięciu zwierząt
mogą się zmęczyć. A reszta krów straci mleko ze strachu przed nieudolną obsługą.
- Na szczęście dla kaloszy mamy automatyczną dojarkę i nie trzeba... - Wszedł
do obory. - Poza tym wszystkie krowy już zostały wydojone. Pracuje tu czterech ludzi
na pełnym etacie.
Keelin niechętnie poszła za nim. Była zła, że znowu się zbłazniła. Z drugiej
strony jednak bawiło ją, że Garrett żartował z niej bez wrogiego nastawienia.
- Skoro odpada dojenie, wymyśl inne zadanie, bo kalosze lubią praktyczne
zajęcia. Nie wycofują się.
- Przecież już zrobiły unik. Nie wypada ciągle zmieniać zdania. To nieuczciwa
gra.
- Zgłaszam sprzeciw.
Przez chwilę szli w milczeniu. Keelin rozchmurzyła się i drgnęły jej kąciki ust,
gdy Garrett spojrzał na nią rozbawionym wzrokiem.
- Widzę, że chce ci się śmiać.
Przyglądał się jej kątem oka. Obserwowanie jej zaczynało pochłaniać coraz
więcej czasu; był zły, a nie mógł się powstrzymać. Czy Keelin to przeszkadza? Chyba
nie. Piękne kobiety są przyzwyczajone do tego, że mężczyzni obserwują ich każdy
ruch.
- Dziwisz się, że stać mnie na uśmiech, chociaż znowu mnie przechytrzyłeś?
Wcale nie o to chodziło. Nie starał się celowo doprowadzić do tego, aby
wyglądała lub czuła się głupio. Takie postępowanie byłoby nieeleganckie i okrutne.
Zresztą podejrzewał, że nie obeszłoby się bez walki. Droczenie się z Keelin sprawiało
mu przyjemność. Lubił wykazywać jej, że się myli, i cieszył się, że utarczki słowne
56
S
R
odsłaniają przed nim cechy jej charakteru. Przestał przejmować się tym, że
jednocześnie zdradza co nieco o sobie.
Zastanawiające, dlaczego Keelin się uśmiecha, zamiast obrazić się lub z nim
sprzeczać. Wygląda na to, jakby nieświadomie zrobił krok naprzód i uzyskał wyższą
ocenę. Bardzo to pochlebiające.
Czego on właściwie pragnie? %7łeby Keelin zobaczyła, kim on naprawdę jest? No
więc kim? Na pewno nie hodowcą owiec. Duże osiągnięcie!
Nieprawda. Należy być wobec siebie szczerym. Chciał, aby była uśmiechnięta,
żeby lubiła jego towarzystwo i czuła się przy nim coraz lepiej. Tylko dlaczego?
- Dlaczego nie kręcisz tym swoim ślicznym noskiem i nie narzekasz na fetor?
Keelin szeroko się uśmiechnęła.
- Faktycznie trochę tu czuć, ale to chyba charakterystyczny zapach dla obory.
Miło mi, że podoba ci się mój nos, ale niechcący się zdradziłeś. Dlaczego traktujesz
mnie jak porcelanową lalkę? Według ciebie jestem przerażona, bo wokół jest mnóstwo
dużych zwierząt, tak? Myślisz, że wolałabym siedzieć z kieliszkiem wytrawnego wina,
a zwiedzanie twojego gospodarstwa mnie unieszczęśliwia.
- Jesteś nieszczęśliwa?
Zatrzymała się i spojrzała na niego takim wzrokiem, że przeszył go dreszcz.
- Panie gospodarzu, kto teraz wyciąga pochopne wnioski?
Jej pytanie wprawiło go w osłupienie, ponieważ strzeliła w dziesiątkę. Oderwał
od niej wzrok, pokręcił głową i nie panując nad sobą, wybuchnął śmiechem.
- Poddaję się. Tym razem ty wygrałaś.
Keelin klasnęła w ręce.
- Kalosze doceniają twoją szczerość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]