[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niespodziewanie pochylił się, sięgając po teczkę, którą postawił między nogami.
%7łeby nie zderzyć się z jego wypiętym... wiadomo czym, cofnęła się i wbiła
pośladkami w twarde ciało stojącego za nią mężczyzny.
Cholera.
Tego się nie spodziewała.
Złapała się metalowej rurki, przymocowanej do ścianki windy i zacisnęła na niej
prawą dłoń. Miała wrażenie, że w małym pomieszczeniu nie ma już ani grama
powietrza. Zaczęła oddychać przez usta. Wyprostowała się i stała sztywno, modląc
się, aby on niczego nie zauważył. Wreszcie winda zatrzymała się na jej piętrze.
Melisa kiwnęła Maserattiemu nieznacznie głową, oczywiście nie patrząc na niego,
i wyszła na korytarz spokojnym, pewnym krokiem.
Nie da mu satysfakcji, że jego obecność tak na nią działa.
James wysiadł dwa piętra wyżej i wszedł do swojego tymczasowego pokoju,
który kazał przygotować dla siebie, bo właściwy gabinet był remontowany na
ostatnim piętrze biurowca. Chan już siedział u siebie i kiwnął mu głową, widząc go
poprzez szklane przepierzenie. James machnął ręką w geście powitania i wszedł do
siebie.
Usiadł w skórzanym fotelu i zamknął oczy.
Jasny gwint!
To się robiło coraz bardziej niebezpieczne.
To znaczy jego reakcja na nią.
Gdy zobaczył ją tam na dole... Z tą poobijaną twarzą... Kurwa! Miał ochotę
zrobić komuś coś złego. Taka delikatna, taka śliczna.
Wkurzył się i dlatego musiał jej dopiec.
A poza tym... była ewidentnie spózniona. A tego bardzo nie lubił.
A gdy jechali w windzie... Tego zupełnie się nie spodziewał. Takiej reakcji na jej
bliskość. Miał wrażenie, że nie będzie w stanie zapanować nad swoimi dłońmi. Miał
tak nieposkromioną chęć dotknięcia jej, że aż poczuł mrowienie w palcach. Starał
się nie oddychać, bo jej zapach sprawiał, że kręciło mu się w głowie. Gdy wyciągał
telefon z kieszeni, kilka razy musnął dłonią jej plecy i miał wrażenie, że
zesztywniała.
Czyżby...?
Czyżby odczuwała to samo, co on?
Poczuł tak wielkie podniecenie, jakiego nie doświadczył od bardzo dawna. A na
pewno nie w takiej, zupełnie obojętnej w sumie, sytuacji.
I gdy ona niemal wpadła na niego, cofając się przed tym schylającym się
kolesiem, gdy wbiła swoje niesamowite pośladki w jego...
To było... naprawdę cudowne doznanie.
I wtedy... z całej siły zacisnęła dłoń na metalowej rurce. Wyprostowała się jak
struna, żeby uniknąć jego dotyku. Jej piersi unosiły się, bo oddychała ciężko, widział
to doskonale, patrząc na nią z góry.
I wiedział...
%7łe czuła go tak samo intensywnie jak on ją.
I poczuł się ogromnie szczęśliwy. Wbrew wszystkiemu.
W tym samym czasie Melisa stała w zamkniętej na klucz łazience i ochlapywała
rozpaloną twarz zimną wodą.
 Jesteś głupia i zupełnie niepotrzebnie napalona, Mallory!  powiedziała do
siebie, wycierając policzki w papierowy ręcznik.
Tak. Wiedziała jedno: James Maseratti był psem na kobiety, ona nie miała
trzeciego oka, wiszącej wargi i dwóch lewych stóp, więc pewnie uznał, że będzie
fajnie zaliczyć kolejną zdobycz do swojego nader bogatego zbioru.
 Niedoczekanie!  rzuciła do swojego odbicia i poszła do siebie.
Tam oczywiście musiała wszystkim wyjaśniać, co się stało, kto ją napadł. Gdy
doszła do momentu, w którym uratował ją zamaskowany mężczyzna, wszyscy
zamilkli i utkwili w niej zszokowany wzrok.
 Czekaj, czekaj...  Tom, jeden z kolegów, uniósł dłonie i zamrugał oczami,
jakby usilnie chciał coś zrozumieć.  Chcesz nam powiedzieć, że widziałaś Nocnego
Aowcę?
 Nie tylko widziałam  wydęła wargi i wzruszyła ramionami.  Rozmawiałam
z nim.
Wszyscy spojrzeli na nią i potem jak jeden mąż rzucili się, zasypując pytaniami:
 Co mówił?
 Jak wygląda z bliska?
 Poznałaś coś po akcencie?
 Naprawdę jest taki wysoki?
 Dotknął cię?
 Słyszałem, że pojawia się i znika. Zrobił tak?
Rozpętało się istne piekiełko. Wszyscy byli tak zaaferowani, że nie słyszeli, jak
do pokoju wszedł nowy właściciel gazety wraz z nieodłącznym Chińczykiem
i Patrickiem, szefem redakcji. Ich oczom ukazał się następujący obrazek: Melisa,
bez butów, we wściekle różowych skarpetkach, siedziała po turecku na biurku
i wymachując rękoma opowiadała coś z właściwą jej emfazą. Reszta zespołu
wpatrywała się w nią z niemym zachwytem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl