[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niech to szlag. To Nunley stwierdziłam. Ma na
sobie te same ciuchy co wtedy, w hotelu. Nacisnęłam przycisk
na zegarku i tarcza rozjarzyła się lekko. Wyglądało to tak, jakby
na moim nadgarstku przysiadła wróżka. Od naszego spotkania
minęły trzy godziny. Ledwie trzy godziny. Obsługa hotelowa
zapamiętała go na sto procent. Gorzej już być nie mogło.
Nie dla niego stwierdził brat oschle, ale na ustach
błąkał mu się leciutki uśmiech.
Widziałam zarys jego warg w słabym poblasku latarek.
Miałam ochotę trzepnąć go w ramię, ale nie sądziłam, że uda mi
się wykrzesać tyle siły, by to zrobić. I to fatalnie dla nas
przyznał.
Zostawiliśmy ślady stóp? Padało od wczoraj?
Nie padało, ale tu, wokół grobu ziemia jest miękka.
Poza tym na pewno zostawiliśmy jakieś ślady. Choć z drugiej
strony, odkąd znalazłaś Tabitę, kręciło się tu wiele osób. No i
mamy na sobie te same ubrania, co wczoraj.
Ale wczoraj nie było tu świeżo rozkopanej ziemi. Nie
mam pojęcia, jak wyjaśnimy naszą dzisiejszą obecność na
cmentarzu.
Och, tak mi przykro, że cię w to wciągnęłam.
Przestań bredzić zirytował się Tolliver.
Robiliśmy to, co zwykle. Chciałaś sprawdzić, czy uda ci
się zdobyć więcej informacji.
Cóż, zdobyliśmy ich więcej niż chcieliśmy, nie? Ale to
nie twoja wina. Zawahał się. Chcesz spróbować nawiązać z
nim kontakt? Z tym du... duchem? I co z odczytem ze zwłok?
Propozycja Tollivera podziałała na mnie jak policzek, jaki
policjanci wymierzają w starych filmach rozhisteryzowanym
kobietom.
Tak. Pewnie. Sama powinnam o tym pomyśleć.
Musiałam się wyciszyć i skoncentrować, co nie było takie proste,
biorąc pod uwagę, że tuż obok mnie znajdował się świeży trup.
Jedyną możliwością zbliżenia się do ciała Nunleya, nie
schodząc do grobu i nie zacierając przy okazji śladów było
przewieszenie się przez krawędz mogiły. Położyłam się, a gdy
Tolliver przytrzymał mnie za nogi, wyciągnęłam rękę. Dół nie
był bardzo głęboki, więc udało mi się dotknąć pleców Nunleya.
Jego śmierć nastąpiła tak niedawno, że dzwięk w głowie
przypominał raczej warkot niż buczenie. Wibracje były tak silne,
że fala odbioru zalała mnie niemal całkowicie i musiałam chwilę
odczekać, zanim moment jego przejścia wyklarował mi się w
umyśle.
Uderzenie w głowę wymamrotałam, odczuwając jego
zaskoczenie w pełnym natężeniu. W potylicę. Zaskoczenie.
Szok unosił się wokół niego nadal. Kompletnie nie spodziewał
się ataku.
Gdzie to się stało? Tutaj?
Tak przytaknęłam z wysiłkiem, wyławiając obrazy
ostatnich chwil jego życia.
Stało się to tak niedawno, tak niedawno zamienił się z
żywej istoty w martwe ciało pozbawione możliwości działania
czy myślenia. Ujrzałam mrok, nagrobki, wszystko jak teraz
chłód, nierówności terenu, rozkopana ziemia. Och, to boli!
Boli! Moja głowa! Dno dziury zbliżało się ku mnie, nie byłam
w stanie wyciągnąć rąk, by zamortyzować upadek, szarość...
czerń. Sama byłam blisko tej czerni, gdy Tolliver podciągnął
mnie w górę i przygarnął.
Otwórz usta usłyszałam. Otwórz!
Rozchyliłam wargi i natychmiast poczułam zimną
świeżość miętusa, którego wepchnął mi ust.
Jedz, potrzebujesz cukru powiedział ostrym
rozkazującym tonem. Miał rację.
Przez chwilę ssałam cukierka i szybko poczułam się
lepiej. Zaraz potem dostałam karmelka.
Nigdy nie było aż tak zle pożaliłam się słabiutkim
głosem. Pewnie dlatego, że dopiero co odszedł. Obawiałam się,
że nie dam rady wrócić do samochodu bez pomocy brata.
On nie żyje? Na pewno, tak? Ten... co cię
powstrzymał... To nie był on? Wydawało mi się, że dostrzegam
brodę.
Od czasu do czasu zdarzało się, że dusza pozostawała
przy ciele. Ale działo się tak bardzo rzadko i aż do tej nocy
sadziłam, że natkniecie się na coś takiego to najstraszniejsza
rzecz, jaka mogła nas spotkać. Ale teraz wiedzieliśmy już, że
może być gorzej.
Dusza Clyde a Nunleya odeszła oświadczyłam, nie
chcąc dopuścić do siebie niczego ponad to. My także
powinniśmy już iść. Zebrałam się w sobie, żeby wstać.
Tak. Spadajmy stąd. Zatrzymałam się w połowie ruchu.
Ale zostawimy go tak samemu sobie?
Był tu sam przez sto lat. Tolliver nawet nie udawał, że
nie rozumie o kim mówię. Nic mu się nie stanie, jak pobędzie
jeszcze trochę. Z tego, co wiemy, może mieć tu towarzystwo.
Nie uważasz, że to najdziwniejsza rozmowa, jaką
kiedykolwiek prowadziliśmy?
Owszem.
Nie mogłabym tego robić z nikim innym. Nikt prócz
ciebie by mnie nie zrozumiał Cieszę się, że też go widziałeś.
Nigdy wcześniej nie przydarzyło ci się coś takiego,
prawda? Nie pamiętam, żebyś wspominała o czymś podobnym.
Nigdy. Wiedziałabym, gdyby dusza tkwiła nadal przy
ciele. Czy właśnie te, które nie odchodzą, stają się duchami?
Zastanawiałam się, czy kiedyś takowego ujrzę. I w
pewnym sensie byłam rozczarowana, że nigdy do tego nie doszło.
A teraz, proszę. Pierwszy raz spotykam ducha, a on ratuje mnie
przed upadkiem do grobu, prosto na trupa! Pierwszy raz widzę
ducha, a on mi pomaga!
Bałaś się?
Tak, ale nie tego, że mógłby mnie skrzywdzi.. Bałam
się, bo to było takie upiorne, a ja nie wiedziałam nawet, co
mogłabym dla niego zrobić Nie wiem, czemu nie może przejść na
drugą stronę. Nie wiem, jak dla niego płynie czas, nie mam
pojęcia, czy ma jakiś cel. A teraz nikt z tych, których znał, już nie
żyje. Nikt go nie odwiedza, nikt... urwałam, nie chcąc się za
bardzo roztkliwiać.
Wszyscy oni pragną, żeby ich odnaleziono.
Tylko na tym im zależy. Nie na zemście, nie na
przebaczeniu. Chcą zostać odnalezieni. A przynajmniej tak mi się
zawsze wydawało.
Ale Josiah Poundstone bo nie wątpiłam, że to on tkwił
tu od śmierci. Ktoś postawił mu nagrobek opatrzony napisem:
Najdroższemu bratu . I został zamordowany, skoro część jego
świadomości pozostała.
Kiedy wczoraj stałam na grobie, docierał do mnie od
niego tylko bardzo słaby szum, zagłuszony silną falą nowszych
zwłok.
Przyjęłam, że Josiah Poundstone odszedł na dobre, nie
zostawiając po sobie żadnego śladu. Najwyrazniej się myliłam.
Rozdział dziewiąty
Nie spieszyliśmy się, wracając do samochodu. Często
[ Pobierz całość w formacie PDF ]