[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciągnięcie ręki.
Tęsknił do Sary i mówił jej to w każdej rozmowie.
Zbywała milczeniem jego wyznania i zmieniała temat albo mówiła: Dam ci
Liama" - ale przynajmniej nie odkładała słuchawki.
Niekiedy opowiadała mu o swoim codziennym życiu - o wizycie z Sidem u
weterynarza, o wypadku ciężarówki na pobliskiej autostradzie, o tym, że Polly, Da-
isy i Jack wybierają się do Rzymu.
S
R
Flynn chłonął każde jej słowo. Dzięki temu miał wrażenie, że jest blisko przy
niej.
Aby przedłużyć rozmowę, opisywał jej odwiedzane miasta - San Francisco,
Dallas, Nowy Jork, Chicago... Ubarwiał relacje anegdotkami o poznanych ludziach,
gdyż pragnął ją rozbawić i usłyszeć jej śmiech.
- Wrócę za cztery tygodnie - powiedział.
Wydawało mu się to wiecznością. Lecz z czasem cztery tygodnie zmieniły się
w trzy, dwa, wreszcie w jeden. Następnie zaczął odliczać dni, a potem godziny i
snuć plany na przyszłość.
Wydawca powiadomił go, że książka sprzedaje się znakomicie i trzeba było
zrobić dodruk. Flynnowi oczywiście sprawiło to przyjemność, lecz w gruncie rze-
czy myślał jedynie o tym, że już za dwadzieścia siedem godzin będzie w Elmer z
Liamem... i Sarą.
I właśnie wtedy z Irlandii zadzwonił jego brat Dev.
- Bank wstrzymał kredyt na budowę stajni - oznajmił. - Domagają się dodat-
kowych zabezpieczeń finansowych i przedstawienia wiarygodnego planu bizneso-
wego.
- Więc daj im, czego chcą - rzekł Flynn. Ostatecznie przecież to był projekt
Deva, a jego rola ograniczyła się do wniesienia zastawu hipotecznego Dunmorey.
- Nalegają, żebyśmy dostarczyli kolejne aktywa. Twierdzą, że posiadłość jest
zanadto zadłużona i powinna przynosić większy dochód. Pragną omówić to z tobą.
- Więc niech do mnie zadzwonią.
- Chcą porozmawiać z tobą osobiście. W piątek.
- Wykluczone! - rzucił Flynn.
- W przeciwnym razie cały mój plan się zawali - powiedział Dev z desperacją
w głosie. - Dla nich nie ma znaczenia, że wspiera mnie hrabia Dunmorey. Interesu-
je ich wyłącznie gotówka. Wiem, że ten arabski ogier, którego kupiłem, zapewni
nam spore zyski. Potrzebujemy jedynie jeszcze trochę czasu i pieniędzy. A to ozna-
S
R
cza, że musisz w piątek porozmawiać z bankiem i przekonać ich do ponownego
uruchomienia kredytu. Inaczej jesteśmy zgubieni.
Flynn zamierzał być w piątek w Elmer. Pragnął jak najszybciej ujrzeć synka i
Sarę. Wiedział jednak, że nie może odmówić bratu i zostawić go samego w tej roz-
paczliwej sytuacji.
- Muszę udać się do Irlandii - oznajmił Liamowi i Sarze, którzy przyjechali po
niego na lotnisko.
- Ale przecież dopiero wróciłeś! - zawołał z wyrzutem chłopiec, obejmując go
mocno na powitanie.
- Dlatego chcę, żebyście polecieli ze mną - powiedział Flynn do nich obojga,
spoglądał jednak tylko na Sarę.
- Hurra! - zawołał uradowany Liam, wspiął się na niego i zarzucił mu ramiona
na szyję.
- Co takiego? Teraz? - spytała zaszokowana. - Nie ma mowy!
- Muszę być jutro w Dunmorey w związku ze sprawami posiadłości. Ale nie
chcę polecieć bez was.
- Nie - powtórzyła niewzruszenie Sara. - Jest sezon podatkowy i mam obo-
wiązki zawodowe.
- Ale mamo... - zaczął chłopiec.
Flynn postawił go na ziemi.
- Idz zobacz, czy pojawiła się już moja torba podróżna.
Liam chciał zaprotestować, lecz ujrzawszy poważną minę ojca czmychnął bez
słowa w kierunku obrotowej platformy z bagażami.
- Muszę tam pojechać - rzekł Flynn do Sary, gdy zostali sami.
- Proszę bardzo - odparła, krzyżując ramiona na piersi. - Wszystko mi jedno,
co zrobisz.
- Ale mnie nie jest wszystko jedno! - zawołał porywczo. - Zależy mi na was
obojgu i przez cały miesiąc nie mogłem się doczekać spotkania z wami. Mogłabyś
S
R
załatwiać sprawy podatkowe swoich klientów na odległość, z Irlandii - przez tele-
fon, faks lub internet.
- Nie chcę jechać do Dunmorey.
- Jesteś egoistką, Saro.
- Ja? - rzuciła, rozwścieczona tym oskarżeniem.
- Wszystko, czego pragnę, to być z tobą i Liamem. Dlaczego odmawiasz mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]