[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przepraszam, nie powinnam cię zanudzać swoimi kłopotami.
- Ależ skąd - obruszyła się January, której matka Maleka
ogromnie się spodobała; jej miła aparycja i melodyjny głos, a przede
wszystkim serdeczny stosunek do Danny'ego, o którego bardzo się
troszczyła.
- Ciężko przeżyć, że człowiek robi się za stary do pewnych
rzeczy - stwierdziła smutno Apikaila. - Może napijesz się czegoś
zimnego? A może zjesz śniadanie?
- Chętnie się czegoś napiję, dziękuję.
- Syn mówił mi, że pochodzisz z Oregonu. Zawsze chciałam
zobaczyć ten stan i cały Południowy Zachód jesienią, a zwłaszcza w
porze kwitnienia kaktusów.
- %7łyjąc w takim cudownym miejscu? - Dziewczyna pokazała
ręką bujną tropikalną roślinność, przytulny dom i wspaniałą plażę tuż
obok.
- Hawajczycy także lubią zmianę otoczenia - uśmiechnęła się
Apikaila.
A jednak na pewno wracają do domu z radością. Matka Maleka
zatrzymała się na schodach, gdzie siedział Danny:
- Dlaczego nie pójdziesz pograć w piłkę z Kepą? Chłopiec
wzruszył ramionami.
- Możesz go znowu zaprosić, jeśli chcesz, Danny.
- Zobaczę - odpowiedział bez entuzjazmu i oddalił się wolnym
krokiem.
- Poczekaj, Danny! Przepraszam na chwilę - rzuciła kobieta. -
Zaraz wrócę. - Ruszyła za chłopcem. Dogoniła go i zaczęła szeptem z
nim rozmawiać. Potargawszy mu włosy, pocałowała chłopca w
policzek. Wyraz twarzy Danny'ego aż zabolał January.
Podzieliła się swym wrażeniem z matką Maleka:
- On boi się przywiązać do pani, bo wie, że jest tu tylko czasowo.
- Tak. Po części ma rację.
Siedziały na werandzie i sączyły mrożoną herbatę. January
zorientowała się w pewnej chwili, że rozmawia z matką Maleka o
dzieciach z Brookings zupełnie otwarcie. Obie śmiały się z psot
harcerek January i zastanawiały się nad przywiązaniem Danny'ego do
Maleka. Wreszcie, bardzo niechętnie, dziewczyna wstała, by ruszyć
dalej.
- Muszę się już pożegnać, bo Maleko wyznaczył mi długą trasę
zwiedzania. Będę zajęta do samego wieczora.
- Mówił mi, że chcesz zobaczyć jak najwięcej. Wróć tu jednak,
było mi bardzo przyjemnie.
- Mnie też - January uścisnęła serdecznie dłoń Apikaili. - Mam
nadzieję, że sprawy Danny'ego jakoś się ułożą.
- Ja też.
Już z jeepa zobaczyła Danny'ego. Chłopiec siedział wśród palm,
niedaleko domu. Głowę skrył w ramionach i na ten widok skurcz
chwycił January za gardło. Uczucie osamotnienia, które emanowało z
Danny'ego, było tak silne, że uderzyło w dziewczynę jak pocisk. Nie
mogła tak zostawić tego dziecka!
Wysiadłszy z jeepa podeszła do chłopca.
- To twoja futbolówka?
- Tak i co z tego? - Podniósł głowę.
- Ogram cię, zobaczysz.
- Ty? - roześmiał się drwiąco.
- Spróbujmy! Twierdzisz, że wygrasz? - Wskazała głową piłkę. -
Maleko powiózł mnie, zanim przebiegłam swoje dwie mile. Przyda mi
się trochę ruchu.
- Bożycku! - jęknął, ale wstał z trawy. - Tylko jeśli coś sobie
zrobisz, to nie miej do mnie pretensji.
- Zdejmijmy buty, bo nie mamy ochraniaczy na nogi. To będzie
moja bramka - wybrała dwie palmy, rosnące przy końcu trawnika.
Danny rozpoczął drybling w jej kierunku. Błysk w ciemnych
oczach chłopca mówił January, że ma zamiar wyładować na niej
wszystkie swoje frustracje.
Pięć minut pózniej, gdy dziewczyna strzeliła drugiego gola, z
twarzy Danny'ego zniknął uśmieszek samozadowolenia. Miejsce
złości zajęła ostra determinacja. January nie stosowała wobec niego
taryfy ulgowej. Kiedy wreszcie zdobył bramkę, była ona ciężko
zapracowana. Wymachując pięścią w górze, Danny wykonał
triumfalny podskok radości.
- Nadal ja prowadzę - przypomniała mu.
Poddała się, gdy chłopiec strzelił trzeciego gola. Była zupełnie
wykończona grą w gorących promieniach hawajskiego słońca.
Danny spojrzał na January leżącą na trawie.
- Jesteś niezła - ocenił ją. Kiedy tak stał, bawiąc się piłką z
zarozumiałym wyrazem spoconej buzi, wyglądał dokładnie na swoje
dziewięć lat.
Uniosła się na łokciach.
- Powtórz to!
- Niech będzie, jesteś dobra - przyznał, wzruszając ramionami.
Apikaila uśmiechnęła się do nich z werandy.
- Służę sokiem owocowym i ciasteczkami, o ile ktoś reflektuje. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]