[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i blask słońca, padający od okna.
Panno MacKenzie, proszę się obudzić!
Lily usiadła na łóżku.
Już nie śpię! zawołała w stronę drzwi.
Z kim mam przyjemność?
Lily z rodu MacKenziech 77
Holloway, dyrektor hotelu, do usług poin-
formował uprzejmie męski głos. Panno MacKen-
zie, dostaliśmy wiadomość z kolei. Tory naprawio-
ne, pociąg odjeżdża o godzinie ósmej.
Dziękuję, panie Holloway.
Lily spojrzała na zegar. Do odjazdu pociągu
niecała godzina, trzeba się więc pospieszyć. %7łwa-
wo wyskoczyła z łóżka, w kwadrans była już
ubrana i opuszczała hotelowy pokój. Gorący posi-
łek owsianka i filiżanka kawy pokrzepiły ją
nieco i na ciele, i na duchu, a kiedy wyszła z hotelu
i spojrzała na świat, teraz piękny, przykryty grubą
warstwą świeżutkiego bielusieńkiego śniegu, stać
ją było nawet na optymistyczną myśl. Nowy
dzień, piękny dzień, a każdy nowy dzień do jeden
krok do celu, czyli wymazania z pamięci szeryfa
Delaneya.
Wsiadała do pociągu niemal w świetnym na-
stroju, kiedy jednak pociąg wyjeżdżał ze stacji,
myśli Lily, wsłuchanej w stukot kół, znów były
smętne. Te koła obracają się pracowicie i uwożą
Lily coraz dalej, coraz dalej od szeryfa Delaneya
i jego dzieci.
Lily, znów na dnie rozpaczy, szybko sięgnęła po
groszową powieść.
Ciężki zgarniacz, umocowany z przodu loko-
motywy, usuwał śnieg z torów. Pociąg wlókł się
noga za nogą. Potrzebował całych trzech godzin,
aby pokonać odległość siedemdziesięciu mil i do-
piero w południe wjeżdżał na stację w Calico.
78 Ana Leigh
Lily z daleka dojrzała przez okno znajomą,
wysoką postać i jej serce podskoczyło z dumy.
Tatko wyglądał wspaniale, choć dawno przekro-
czył pięćdziesiątkę. Nic nie umniejszało urody tej
męskiej twarzy, ani zmarszczki wokół oczu i ust,
jak u każdego, kto większość swego życia spędza
na dworze w skwar i mróz, ani skronie i wąsy
przyprószone siwizną. A poza tym miał sylwetkę
młodzieńca szerokie bary, długie nogi, wąskie
biodra. Energiczne ruchy, no i to spojrzenie błysz-
czących szafirowych oczu. %7ładna kobieta, mijają-
ca pana MacKenzie, nie omieszkała zerknąć na
niego ciekawie.
Ojciec dojrzał Lily. Uśmiechnął się, pomachał
ręką i dla Lily ten dzień znów stał się piękny.
Znieg cicho skrzypiał pod płozami sań, suną-
cych białą drogą.
Ciepło ci, córeczko? spytał ojciec i uderzył
lejcami konie po grzbiecie, zmuszając je do szyb-
szego kłusa. Nie brałem koni pod wierzch, jeszcze
byś mi zmarzła.
Lily z lubością zanurzyła się głębiej między
grube, niedzwiedzie skóry, pokryte wspaniałym
futrem.
Jest mi cudownie, tatku. Mam nadzieję, że
śnieg do świąt nie stopnieje.
Ojciec spojrzał w niebo.
Chmury wiszą nisko, na moje oko będzie
jeszcze sypać.
Lily z rodu MacKenziech 79
Kocham białe święta oznajmiła Lily. Ale
mogłoby być trochę cieplej. Teraz to nawet tyłek
mi marznie.
Ejże, panienko?! Czy to w Lamy nauczyli cię
tak się wyrażać?
Nie, w Triple M. Tak mówi Cole.
Ojciec zaśmiał się.
Nic się nie zmieniłaś, Lily Belle. Zadziorna jak
zawsze.
Och, tatku... jęknęła Lily. Obiecałeś, że nie
będziesz używał tego okropnego drugiego imienia.
Na trzecie mam Angelica, pamiętasz?
Dobrze, dobrze ojciec skrzywił się zabaw-
nie. Najgorzej, jak dzieciaki dorosną.
Tatku? A Jeb przyjedzie do domu na święta?
Tak. Ale następnego dnia musi już wracać.
Lily, a jak tam z tobą? Wracasz do domu na dobre?
Założę się, że od pierwszej chwili chciałeś
mnie o to spytać.
Może i tak. A więc, jak brzmi odpowiedz?
Zostaję w domu. Nawet ósemką najdzik-
szych koni nie wywleczesz mnie teraz z Triple M.
Ojciec pokiwał smętnie głową.
Coś mi się wydaje, że zamiast męża przywo-
zisz do domu złamane serduszko.
Niestety, ojciec zawsze potrafił odczytać naj-
skrytsze myśli swojej córki.
No cóż, tatku... Ciebie nigdy nie potrafiłam
oszukać.
Chcesz pogadać o tym, córeczko?
80 Ana Leigh
Niewiele jest do opowiadania. Spodobał mi
się pewien szeryf, ale nie odwzajemnił mojej
sympatii. No i pewnie dlatego nic poważnego
między nami się nie wydarzyło...
Lily? Mówisz... nie odwzajemnił twojej sym-
patii? A czy ty przypadkiem nie jesteś zakochana?
Oj, tatku! No dobrze, powiem ci. Zakocha-
łam się, niestety, bez wzajemności, dlatego żad-
nego męża nie przywożę. Tylko proszę, nie mów
o tym mamie. Ona będzie się zamartwiać, że
przeżyłam rozczarowanie, a to zepsuje jej całe
święta.
Lily, ale ty wiesz, że sprawy sercowe nie
zawsze układają się gładko. Czasami ludzie nie-
świadomi są swoich uczuć i dopiero kiedy ktoś
otworzy im oczy....
Rozumiem. Jak dziadek, który trzymał cię na
muszce, dzięki czemu pojąłeś, że powinieneś oże-
nić się z mamą.
Ojciec wybuchnął głośnym śmiechem.
Ach, ty smarkulo!
Lily posłała mu promienny uśmiech.
Kocham cię, tatku.
A ja to co?! Ja też cię kocham, córeczko!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]