[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się figlarnie do męża. - Wprawdzie nie znam się na
karabinach, ale potrafię bez trudu odróżnić sałatę od
kartofli.
Dutch obdarzył ją czułym uśmiechem i zaborczym
spojrzeniem.
- Co mam robić? - zapytała Dani, gdy weszły do
kuchni.
- Przede wszystkim zdradz mi, jak tego dokonałaś?!
-zażądała Gabby z wesołym błyskiem w oczach.
- Dutch się ożenił! Możesz mi wierzyć, mój mąż i ja
o mało nie zemdleliśmy.
- To długa historia - mruknęła Dani, wyczuwając
w Gabby pokrewną duszę. Usiadła przy kuchennym
stole. - Musisz wiedzieć, że nie była to wcale miłość od
pierwszego wejrzenia - dodała cicho.
-Dla ciebie tak. - Gabby obserwowała ją uważnie.
- To się rzuca w oczy. Jesteś z nim szczęśliwa?
- Owszem, nawet bardzo - odparła Dani. - Nie
wiem tylko, czy zdołam go przy sobie zatrzymać. Jest
niezwykle opiekuńczy i chce mieć ze mną dziecko, nie
sądzę jednak, by kiedykolwiek mnie pokochał.
Gabby nalała kawy do filiżanek, włączyła kuchenkę
mikrofalowÄ… i usiadÅ‚a obok Dani. Podsunęła jej fili­
żankę, cukiernicę i dzbanuszek ze śmietanką.
- Wiesz, kim była dla niego Melissa? - zapytała po
chwili.
-To kobieta, którÄ… dawniej kochaÅ‚? -Dani natych­
miast się domyśliła, o kim mowa. Gabby skinęła głową.
- Nikt z nas by się o tym nie dowiedział, ale Dutch
był kiedyś ciężko ranny i bredził w gorączce. Nie ma
pojÄ™cia, że siÄ™ wygadaÅ‚. -Gabby rzuciÅ‚a Dani wymow­
ne spojrzenie. - Kiedy pomyślę o tamtej kobiecie...
140 CZUAY I OBCY
- Dutch wyznał mi wszystko - oznajmiła Dani
i wypiła łyk kawy. - Był zdruzgotany, gdy odkrył, że
jestem w ciąży.
- Powiedział ci, z czego żyje, nim się pobraliście?
- wypytywała Gabby. Dani uśmiechnęła się smutno
i pokręciła głową.
- Dowiedziałam się o tym dopiero po porwaniu
samolotu, którym wracaliśmy do kraju.
- Ależ wybraliÅ›cie sobie moment. - Gabby wes­
tchnęła głęboko. - Pamiętam doskonale, kiedy po raz
pierwszy usłyszałam o Dutchu. Martina, siostra J.D.,
została porwana przez terrorystów. Pojechaliśmy do
WÅ‚och, by negocjować wysokość okupu. Dutch re­
prezentował mego męża w rozmowach z porywaczami.
J.D. nie chciał mi go przedstawić. Twierdził, że Dutch
nienawidzi kobiet.
- Sama to od niego słyszałam - odparła Dani
z uśmiechem. - Kiedy się poznaliście?
- Dopiero na weselu. Inaczej go sobie wyobraża­
Å‚am. PoczÄ…tkowo byÅ‚am okropnie zdenerwowana w je­
go obecności. Stopniowo poznawałam go coraz lepiej,
chociaż niełatwo czegoś się o nim dowiedzieć. W czasie
poprzedniej wizyty Dutcha rozmawialiśmy o tobie.
Zapytał, jak bym zareagowała, gdybym zaszła w ciążę,
a J.D. nie chciał niczego zmienić w swoim życiu.
Rozpłakałam się.
- Ja też często przez niego płaczę. - Dani oddychała
z trudem. - Nie wiem, co robić. Chyba nie mam prawa
żądać, by zmienił się dla mnie. Nie potrafię bez niego
żyć. Po prostu szaleję za nim. Umarłabym z rozpaczy,
gdyby przytrafiło mu się coś złego.
- Rozumiem cię doskonale - odrzekła cichutko
Gabby. - Zazdroszczę ci tego dziecka - dodała ze
CZUAY I OBCY 141
smutnym uÅ›miechem i bezradnie wzruszyÅ‚a ramiona­
mi.-J.D. i ja robiliśmy wszystko, co w ludzkiej mocy...
daremnie.
- M oja przyjaciółka miaÅ‚a taki sam problem - przy­
pomniała sobie Dani i poweselała. -Poddała się terapii
i pięć lat po ślubie urodziła trojaczki, a rok pózniej
bliznięta.
- Aż miło posłuchać! - Gabby roześmiała się
głośno.
- Co to za hałasy? - dopytywał się J.D., stanąwszy
w drzwiach kuchni. - Dostaniemy w końcu coś do
jedzenia?
Gabby zerwała się i z zuchwałą miną pocałowała go
w usta.
- Zaraz będzie obiad, głodomorze. Zmiałyśmy się
z trojaczków.
- Słucham? - J.D. otworzył szeroko oczy.
- Porozmawiamy pózniej. Nakryj do stołu.
Póznym wieczorem Dani i Dutch znalezli się w jego
mieszkaniu nad jeziorem. Nie spodziewała się, że
będzie urządzone tak luksusowo. Po raz kolejny
uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, jak różniÄ… siÄ™ stylem życia. W cza­
sie obiadu przyjaciele wspominali dawne czasy i Dani
usłyszała wiele opowieści o kompanach męża, których
jeszcze nie znała. Mówiono również o propozycji
Apolla i nowej pracy Dutcha. Dani sÅ‚uchaÅ‚a z zapar­
tym tchem. Nowa praca zawierała element ryzyka, ale
nie była nawet w połowie tak niebezpieczna jak jego
dotychczasowe zajÄ™cie. Dani bÄ™dzie musiaÅ‚a przywyk­
nąć. Na pewno potrafi, jeśli się postara.
- Nie nadaję się do urzędniczej roboty - tłumaczył
Dutch po powrocie do domu, jakby wiedział, co ją
dręczy. Dani patrzyła przez okno na światła samo-
142 CZUAY I OBCY
chodów i nadrzeczne latarnie. Odwróciła się i podeszła
do męża.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uspokoiła go. Dutch
wepchnął ręce w kieszenie i wpatrywał się w nią przez
długą chwilę, mrużąc ciemne oczy.
- Spróbuję się ustatkować.
- O nic więcej nie proszę. - Pokiwała głową.
- Przyjmę wszystkie twoje warunki. Niewiele zostało
z mojej dumy. - Westchnęła i nagle jakby siÄ™ po­
starzała. - Czas spać, Eryku. Jestem zmęczona.
- To był ciężki dzień. Wybierz sypialnię.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się słabo. Szła
korytarzem, gdy nagle usłyszała jego głos.
- Dani... - Przystanęła, ale nie odwróciła się.
- Słucham. - Długo milczał, ważąc słowa.
- Pierwsze drzwi po lewej stronie prowadzÄ… do
mojego pokoju - wymamrotaÅ‚. - Aóżko jest ogrom­
ne... starczyłoby miejsca dla nas trojga.
- Jeśli nie będziemy ci przeszkadzać... - szepnęła,
czujÄ…c Å‚zy pod powiekami.
- Przeszkadzać, też coś! - Natychmiast podbiegł do
Dani i wziął ją w ramiona. Objął żonę mocno, czule,
opiekuńczo. Natychmiast odnalazł jej usta. Przytuliła
się do niego z całej siły. Porwał ją na ręce, zajrzał
głęboko w oczy i znowu pocałował.
- Teraz? - zapytał niepewnie.
- Teraz - jęknęła niecierpliwie, myśląc z radością
o tym, co miało za chwilę nastąpić. Dutch pochylił
głowę i całował Dani, niosąc ją bez pośpiechu do
sypialni.
Po dwóch tygodniach wrócili do Greenville. Dani
musiała zrobić badania i zatrudnić drugą ekspedient-
CZUAY I OBCY 143
kę. Wkrótce czekało ich kolejne rozstanie. Dutch miał
w poniedziałek ważną konferencję i musiał wrócić do
Chicago.
- Wcale nie mam ochoty zostawiać ciÄ™ tutaj - oÅ›wia­
dczył, rozglądając się po niewielkim mieszkaniu. Czuł
się z nią nierozerwalnie związany i nie lubił takich
rozstań. Dani najchętniej pojechałaby z mężem, ale nie
znalazła jeszcze w Chicago godnego zaufania lekarza,
a musiała zrobić badania i upewnić się, że dziecko jest
zdrowe.
-Nie martw się o mnie -prosiła, ujmując jego dłoń.
Odprowadziła męża do drzwi. - Nic mi nie będzie. Noc
bez ciebie dłuży się w nieskończoność, ale jakoś
przetrwam do twego powrotu - żartowała.
Nie uśmiechnął się, pogłaskał ją tylko po policzku
i zadrżał. Westchnął głęboko. Niepokój o dziecko jest
jedynym powodem tego dziwnego stanu, wytłumaczył
sobie. To zrozumiałe, że zależy mu na maleństwie i jego
matce.
- Wrócę pojutrze. Zostaniemy tu przez tydzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl