[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Genevieve. Ezechiel opasał talię dziewczyny lewym ramieniem i trzymał
ją przed sobą jak tarczę. Był coraz bliżej powozu. Prawą ręką przystawiał
rewolwer do jej skroni, palec trzymał cały czas na spuście.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął Adam tak cicho, że Genevieve
chyba nie mogła go usłyszeć.
Zrozumiawszy się bez słowa, Adam z Ryanem zaczęli wolno
okrążać Ezechiela, zbliżając się do niego z każdym krokiem. Dzieliło ich
jeszcze jakieś pięć, sześć metrów od bandyty, gdy Ezechiel kazał im się
zatrzymać.
- Jeszcze jeden krok i ją zabiję! - krzyknął.
Adam wyczuł w jego głosie panikę. Ezechiel miał rozbiegane oczy.
Jak szczur zapędzony do rogu, był gotów ukąsić. Adam wiedział, że
najmniejszy ruch może sprowokować kaznodzieję do pociągnięcia za
spust.
Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał. Nie zdążył powiedzieć
Genevieve, że ją kocha, a pragnął wyznać jej to co najmniej milion razy.
Chciał być z nią do końca życia i powtarzać jej codziennie, ile dla niego
znaczy.
- Puść ją, Ezechielu - poprosił.
- Zabieram ją stąd i nikt mi w tym nie przeszkodzi - krzyknął
piskliwie Ezechiel. - Nie mam nic do stracenia, a jeśli chcecie uratować jej
życie, to nie jedzcie za mną.
- Nie pozwolę, żebyś wziął ją ze sobą - odkrzyknął Ryan.
Ezechiel zwrócił się do Daniela:
- Zabiję ją! - ryknął. - Jeśli ręce zaczną mi drżeć, rewolwer wypali, i
to będzie wasza wina. Rzućcie broń i obróćcie się tyłem do mnie.
- Nie! - zaprotestowała rozdzierająco Genevieve. - On ci strzeli w
plecy. Nie rób tego, Adamie!
- Stul pysk - syknął Ezechiel. - Sama napytałaś sobie biedy. Gdybyś
nie ukradła mi pieniędzy...
- To są pieniądze Thomasa, nie twoje. Zamierzam mu je oddać.
- Zza grobu? - zakpił Ezechiel. - Chyba nie myślisz, że daruję ci
życie? Jesteś naiwna, Genevieve. Przestań się szarpać - burknął, gdy
próbowała odepchnąć jego ramię.
- Puść ją - błagał Adam.
Przemożny lęk brzmiący w jego głosie rozdzierał Genevieve serce.
- Przepraszam - szepnęła.
- Powiedziałem, rzućcie broń - zażądał ponownie Ezechiel.
- Nie mogę - odkrzyknął Ryan.
Adam powoli odsuwał się w lewo, Ryan w prawo. Daniel
wyciągnął przed siebie rękę i wycelował w Ezechiela, trzymającego
Genevieve. Adam wiedział, co Ryan zamierza. Krew zastygła mu w
żyłach. Zobaczył, że oczy Daniela są w tej chwili zimne jak lód.
- Nie rób tego! - krzyknął.
- Mam go.
- Nie.
Ryan zignorował sprzeciw Adama. Nadal przesuwał się centymetr
za centymetrem, usiłując zająć pozycję do celnego strzału. Wiedział, że
ma tylko jedną szansę, a jeśli Ezechiel nie zginie na miejscu, również
Genevieve straci życie.
- Nie ruszajcie się - ostrzegł znów Ezechiel. Patrzył to na Adama, to
na Ryana. Od powozu dzieliła go już bardzo niewielka odległość.
- To jest twoja ostatnia szansa! - zagrzmiał Ryan. - Puść ją
natychmiast, bo przysięgam, że położę cię trupem na miejscu.
Adam czuł, że ma ochotę zabić Ryana. Jak on śmie narażać życie
Genevieve? Nie obchodziło go w tej chwili, że to jedyny słuszny sposób.
Wprawdzie wiedział, że Ezechiel będzie chciał zabić Genevieve przy
pierwszej nadarzającej się okazji, ale gdyby Ryan strzelił i chybił, albo
gdyby Ezechielowi drgnęła ręka, oznaczałoby to dla Genevieve pewną
śmierć.
Nie mógł do tego dopuścić. Gdyby nawet miał zginąć w jej
obronie, był gotów zrobić to bez wahania.
Rzucił się w stronę powozu, chcąc sprowokować Ezechiela do
strzału. Gdy dzieliły go od łotra jeszcze jakieś dwa metry, sięgnął po
rewolwer.
Przynęta chwyciła. Adam stanowił w tej chwili łatwy cel i Ezechiel
nie oparł się pokusie. Odsunął broń od głowy Genevieve i wycelował.
Zginął, nim zdążył pociągnąć za spust. Ryan strzelił w sam środek
jego czoła. Kula Adama dosięgła celu w chwilę pózniej, trafiając o
milimetry od kuli Daniela.
Siła pocisków odrzuciła Ezechiela do tyłu. Genevieve zachwiała
się, krzyknęła i upadła na ziemię, wybuchając szlochem.
Przez chwilę była pewna, że Adam zginie. Trwoga omal jej nie
zabiła.
Ale teraz Adam delikatnie podniósł ją z ziemi. Padła mu w
ramiona, wciąż wstrząsana histerycznym szlochem. Adam
podtrzymywał dziewczynę i starał się zapanować nad gniewem, żeby
tylko ją pocieszyć. Oboje drżeli.
- Myślałem, że cię straciłem - szepnął chrapliwie.
- To wszystko moja wina. Powinieneś był zostać na Różanym
Wzgórzu... Przeze mnie omal cię nie zabili, a gdyby ciebie zabrakło, nie
wiem, jak mogłabym żyć dalej...
- Pst, kochanie. Już dobrze.
Raptownie odsunęła się od niego.
- Jak mogłeś tak się narażać! - krzyknęła. - Jak mogłeś...
Nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Niemal dusiła się od
szlochu. Adam znów przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Wiedział, że teraz już nie pozwoli jej odejść.
- Nie płacz, najmilsza, nie płacz. - Pochylił się i pocałował ją w
czubek głowy. - Byłaś bardzo dzielna.
- Wcale nie. Bardzo się bałam.
- Ja też się bałem - przyznał.
Spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami.
- Ty? Bałeś się? Nie wierzę. Ty się niczego nie boisz.
Roześmiał się. Odgłos tego śmiechu wydał mu się bardzo
nieprzyjemny. Kciukami otarł łzy z policzków Genevieve, po czym znów
się roześmiał.
- Jeszcze drżą mi ręce. Genevieve, już nikt nigdy cię nie skrzywdzi.
Była bezpieczna. Powtarzał to sobie bez końca z nadzieją, że w ten
sposób stłumi targający nim gniew. Wciąż był tak wściekły na Ryana, że
z trudem panował nad sobą.
Genevieve wiedziała, że jeśli nie odsunie się od Adama, nie
przestanie płakać, ale chciała być jak najbliżej niego.
- Przeze mnie omal cię nie zabili - powtórzyła. - Ezechiel miał rację.
Powiedział mi, że jestem naiwna, i to jest prawda, Adamie. Masz przeze
mnie same kłopoty. %7ładen człowiek nie zasługuje na taki krzyż.
Ujął ją pod brodę.
- Przecież nie kazałaś mi za sobą jechać - przypomniał i zanim
zdążyła się sprzeciwić, pocałował ją.
Po chwili Genevieve znów tonęła we łzach. Adam był szlachetnym
człowiekiem i był dla niej taki dobry.
Spojrzała na martwego Ezechiela i gwałtownie się wzdrygnęła.
Adam odciągnął ją na bok. Od dłuższego czasu wpatrywał się w stróża
prawa, który kilka minut wcześniej przyszedł mu z pomocą.
- Czy to jest Daniel Ryan? - spytała Genevieve.
- Tak.
- Czy ma jeszcze kompas Cole'a?
Adam skinął głową.
- Powiedział mi, że przywiezie go na Różane Wzgórze.
- Dlaczego tak się na niego boczysz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]