[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nic mu pan nie może zarzucić... Niech pan mnie uwięzi, ale niech pan odda walizkę Loirevicowi.
Niech chociaż on się uratuje...
Znowu usiadłem.
Uratuje... Jak to uratuje? Dlaczego pan jest taki pewny, że Champion nas tu dopadnie?
Może dawno zdechł pod lawiną? Może go już złapali... Jeśli istotnie jesteście niewinni,
poczekajcie dzień, dwa. Przybędzie policja i oddam was w ręce władz.
To na nic. Po pierwsze nie mamy prawa nawiązywać oficjalnych kontaktów. Na Ziemi
jestem tylko obserwatorem. Popełniłem wiele błędów, ale to są błędy do naprawienia... A nie
przygotowane kontakty mogą mieć i dla waszego i dla naszego świata nieobliczalne skutki... Ale
nawet nie to jest teraz najważniejsze, inspektorze. Boję się o Loirevica. On nie jest
przystosowany do waszych warunków, nigdy nie przypuszczano, że spędzi na Ziemi więcej niż
dobę. W dodatku ma uszkodzony skafander chyba pan widzi, że nie ma ręki... Loirevic już jest
zatruty... słabnie z każdą godziną...
Zacisnąłem zęby. Tak, Moses na wszystko miał odpowiedz. Ani razu nie udało mi się złapać
go na sprzeczności. Wszystko było bezbłędnie logiczne. Musiałem przyznać, że gdyby nie ta
gadanina o tych wszystkich kontaktach, skafandrach i pseudomięśniach, takie zeznania
zadowoliłyby mnie w pełni. Odczuwałem litość, byłem skłonny wyjść im naprzeciw, traciłem
wiarę w słuszność mego stanowiska...
W rzeczy samej... Wobec prawa był winien tylko Moses. Loirevic formalnie był czysty,
chociaż można by go uznać za wspólnika... Na to jednak mógłbym przymknąć oczy... No dobrze,
zamknę Mosesa i... Właśnie, co i ? Oddać Loirevicowi aparat? A co ja wiem o tym aparacie?
Jeżeli pominąć słowa, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie obiektywnie istnieją
dwa fakty. Prawo żąda, żebym zatrzymał tych ludzi do momentu wyjaśnienia wszystkich
okoliczności. Oto fakt numer jeden. A oto fakt numer dwa ci ludzie chcą odejść. Nieważne
dlaczego czy to będzie ucieczka przed prawem, czy przed gangsterami, czy przed niewczesnym
kontaktem... Chcą odejść. Oto dwa fakty, których w żaden sposób nie można ze sobą pogodzić...
Niech pan idzie powiedziałem i niech pan zawoła tu Loirevica.
Moses podniósł się ociężale i wyszedł. Oparłem łokcie o stół i położyłem głowę na rękach.
Parabellum mile chodziło lewy policzek. Mimochodem pomyślałem, że teraz nie rozstaję się
z tym pistoletem jak Moses ze swoim kubkiem. Byłem śmieszny. Aż strach wyobrazić sobie, co
będą opowiadać w Urzędzie o tej historii. Aowca Upiorów. Tropiciel Przybyszy z Kosmosu.
Dobra Hincus w każdym razie schwytany, a Mosesa nie wypuszczę. Niech się śmieją, ile dusza
zapragnie, ale tajemnica Drugiego Narodowego zostanie wyjaśniona i zagadka transportu złota
też, i wiele innych tajemnic także się wyjaśni... Właśnie tak. Zmiejcie się, śmiejcie, u diabła...
A jeżeli w to wszystko jest zamieszana polityka, to ja jestem zwyczajnym policjantem, polityką
zaś niech się zajmują ci, którym za to płacą...
Drzwi skrzypnęły, ocknąłem się. Ale to nie był Loirevic. Weszli Simonet i Cenevert. Alec
postawił przede mną filiżankę kawy, a Simonet wziął spod ściany krzesło i usiadł naprzeciw
mnie. Wydało mi się, że fizyk ma twarz ściągniętą i zżółkła.
No i co pan wymyślił, inspektorze? zapytał.
Gdzie Loirevic? Wzywałem Loirevica.
Z Loirevicem jest bardzo zle powiedział Simonet. Moses krząta się koło niego.
Niemile wyszczerzył zęby. Pan go zabije, Glebsky, i to będzie wyjątkowe łajdactwo. Znamy się
co prawda tylko dwa dni, ale nigdy nie przypuszczałem, że okaże się pan bezdusznym
automatem z błyszczącymi guzikami.
Wolną ręką wziąłem filiżankę, podniosłem do ust i odstawiłem z powrotem. Nie mogłem pić
więcej kawy. Już mnie mdliło od kawy.
Odczepcie się ode mnie. Gaduły... Alec martwi się o swój hotel, a pan jest po prostu
intelektualistą na urlopie...
A pan? zapytał Simonet. O co pan się troszczy? Chce pan przypiąć do munduru jeszcze
jedną błyskotkę? Jest pan nic nie znaczącym pionkiem w policji. I nagle trafiło się ślepej kurze
ziarno. Pierwszy i ostatni raz w życiu. W pańskich rękach spoczywa naprawdę ważna decyzja,
a pan zachowuje się jak ostatni tępak...
Niech pan się zamknie powiedziałem ze znużeniem. Niech pan przestanie gadać i przez
minutę pomyśli. Jak widzę ni cholery nie zna się pan na prawie. Wyobraża pan sobie, że istnieje
inne prawo dla ludzi, a inne dla wilkołaków... Ale nawet to możemy zostawić na boku. Niech
będzie, że to są przybysze z innej planety. Niech będzie, że ich oszukano. Wielki Kontakt...
Przyjazń Istot Rozumnych i tak dalej... Pytanie co oni robią na naszej Ziemi? Moses sam się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]