[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewien, \e tym razem mnie nie wykiwa. Sprawa dworku była dla niego niezmiernie
wa\na...
Para narzeczonych przywitała mnie chłodno w cieplutkim salonie.
- Co za wygłupy się ciebie trzymają, człowieku?! - wrzasnął Króliczek, gdy mnie
ujrzał.
Magda o wszystkim ju\ wiedziała, więc nie było sensu ukrywać przed nią całego
zajścia.
- Czy wiesz, z kim rozmawiałeś dzisiaj przed południem w podziemiach? - zacząłem
spokojnie.
- Nie znam nazwiska, ale to wpływowy gość. Mógł mi zdradzić nazwisko
sprzedawcy zegarka i broszki. Zaśmiałem się pod nosem.
- Jak mogłeś. Paweł?! - prychnęła Magda. - Króliczek zrobił to dla mnie.
- To Jerzy Baturą - powiedziałem. - Jeden z najgrozniejszych handlarzy dziełami
sztuki w Polsce. Człowiek bezwzględny i sprytny. Inteligentny. Mój odwieczny
przeciwnik. To elegant, który ubiera się lepiej od ciebie, Króliczku, i jezdzi
samochodami dro\szymi od twoich... Czy wiesz, \e byłby zdolny wysłuchać cię
grzecznie, a potem włamać się do tego domu i wynieść z niego wszystko. Ten człowiek
ukradłby ci nie tylko bi\uterię, ale i narzeczoną! To znakomity uwodziciel.
Magda zrobiła obra\oną minę. Króliczek zachłysnął się z wra\enia powietrzem.
- O, przepraszam - ukłoniłem się Magdzie i kontynuowałem znęcanie się nad
Króliczkiem. - Nie wiesz, z kim rozmawiałeś, kolego? Jeśli mi nie wierzycie, proszę,
82
idzcie na policjÄ™ i zapytajcie: kto to taki Jerzy BaturÄ…?
Trochę ostudziłem ich pretensje do mnie.
- Jak mnie dzisiaj namierzyłeś? - zapytał z bólem Króliczek.
- Ma siÄ™ swoje sposoby - odburknÄ…Å‚em.
- Proszę cię, na drugi raz tego nie rób. Nie śledz mnie!
- Dobrze, Króliczku. Zrobię to dla ciebie. Pod jednym wszak\e warunkiem, \e i ty
obiecasz mi to samo. Nie pamiętasz, jak nas śledziłeś? Mnie i Magdę.
- Co takiego? - zdziwiła się Magda. - Zledziłeś mnie?
- Jechał za nami z Warszawy, wtedy gdy o mały włos nie złamałaś sobie ręki na
przejściu dla pieszych. Widziałem go jeszcze ze dwa razy za moimi plecami.
- Widziałeś? - zmieszał się.
- Pewnie, Króliczku.
- Nie mów do mnie Króliczku" - zaperzył się. Podszedł do mnie i stanął tak, jakby
chciał mi dać w twarz. - Przestań tak do mnie mówić. panie detektywie.
- Ale\, Króliczku... - jęknęła Magda i zaraz zamknęła buzię. Usiałem wreszcie w
fotelu i sięgnąłem po fili\ankę herbaty.
- A teraz posłuchajcie - zacząłem. - Mam pewien plan. Jeśli wszystko dobrze pójdzie,
złapiemy złodzieja zegarka i broszki.
W trzy dni pózniej w godzinach południowych pod willę w Aomiankach zajechała
taksówka. Wysiadł z niej mę\czyzna w sile wieku, w eleganckim ko\uszku i czapce z
daszkiem rzucającej cień na pociągłą twarz. Widziałem go pierwszy raz w \yciu.
Mę\czyzna ów kazał taksówkarzowi zaczekać na siebie i z przewieszoną przez ramię
torbą ruszył ku furtce.
Pierwszy raz byłem w domu Karola. Na szczęście udało się pozyskać do naszego
przedstawienia niektóre osoby z grona przyjaciół Magdy. Wtajemniczeni zostali Karol
i Lady. Wyjaśnię jedną rzecz! Podczas pierwszej nocy w willi, kiedy wyszedłem na
obchód terenu w środku nocy, Lady zauwa\yła mnie przez okno. Wstała, \eby napić się
wody i przypadkowo mnie dostrzegła ła\ącego po ogrodzie. Ten niewinny fakt
zawa\ył na tym, \e w końcu zaczęła mnie śledzić wynajętym punto. Najbardziej była
z\yta z Karolem, więc to jemu opowiedziała wkrótce o moim dziwnym zachowaniu.
Prawdopodobnie ta wysoka dziewczyna przeczuwała, \e nie jestem narzeczonym
Magdy.
Mazgaj i Justyna o niczym nie wiedzieli. Dalajlama zaś odpokutowywał swoje
grzechy w samotni, medytując dzień i noc w swoim domu. Jego czyn poszedł w
niepamięć. Magda wycofała z policji zgłoszenie kradzie\y, lecz zapewne upłynie
jeszcze du\o czasu, zanim ten sympatyczny i chory człowiek wróci do łask Magdy i jej
przyjaciół. Aha, jak wcześniej przewidywałem, Dalajlama u\ył w rozmowie
telefonicznej z Magdą zwykłej japońskiej zabawki do zniekształcenia głosu.
Dzwonek przerwał ciszę i wypełnił cały parter. Podszedłem do drzwi i otworzyłem
je. Stanąłem oko w oko ze złodziejem zegarka i broszki. Mę\czyzna zerknął nerwowo
na ulicę i wszedł niepewnie do środka. Tam otrzepał ze śniegu buty i dopiero wtedy
podał mi rękę.
- Witam pana - rzekł niskim głosem, zdradzającym napięcie.
- Miło mi - odpowiedziałem. - Poproszę o hasło.
- PÅ‚ock.
- 19°40'.
Wyjaśnię szybko, \e oznaczało to, i\ miasto Płock le\y na takiej właśnie długości
geograficznej.
- Jak się do pana zwracać? - zacząłem obojętnym tonem.
- Nieznajomy. A pan? Jak mam do pana mówić?
- Nie musi pan nic mówić - odpowiedziałem. Wszedł do salonu z oknem zasłoniętym
szczelnie grubymi zasłonami. Zrzucił ko\uszek, ale torbę trzymał kurczowo przy sobie.
Wskazałem mu drinki.
- Napije siÄ™ pan?
- Chętnie.
83
- Ja nie mogÄ™, jeszcze dzisiaj jadÄ™ do znajomego.
- Do tego, który nagrał mi pana?
- Bez pytań, bardzo proszę.
- Przepraszam.
- Ma pan towar?
Wyciągnął z torby pudełko, z którego wyjął ostro\nie dziewiętnastowieczny zegarek
kieszonkowy oraz złotą broszkę. Pierwszy raz ujrzałem skradzione z willi w Nieporęcie
przedmioty. To dzięki nim poznałem Magdę i przez ostatnie dni zaniedbałem słu\bowe
obowiązki w ministerstwie, uganiając się za złodziejem. Zdemaskowałem nie tego
złodzieja co trzeba, lecz teraz przyszła pora na właściwego.
Oglądałem skradzione rzeczy przez lupę, a w tym czasie Nieznajomy pił w napięciu
drinka. Kątem oka widziałem jego pomarszczoną acz opaloną twarz. Był przystojnym
mÄ™\czyznÄ… w wieku przedemerytalnym, typem dobrze zakonserwowanym", o
przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu.
- I jak? - odwa\ył się zapytać.
- Cenny towar.
- Ile pan da?
- Za wszystko mogę dać pięćdziesiąt tysięcy złotych - odezwałem się po chwili
namysłu.
- Mało.
- A znajdzie pan innego kupca?
Skrzywił się z niesmakiem. Wypił do końca alkohol, odstawił szklankę i zaczął
zbierać z blatu przedmioty.
- Myślałem o stu tysiącach złotych - westchnął.
- Tyle sÄ… naprawdÄ™ warte.
- Siedemdziesiąt? - wykrztusił. Pokręciłem przecząco głową.
- Sześćdziesiąt? Powtórzyłem swój gest.
- Pięćdziesiąt pięć?
- Zgoda.
Podał mi szybko rękę, którą uścisnąłem. Potem nalał sobie jeszcze jednego drinka.
Odprę\ył się i usiadł w fotelu z wyrazną ulgą na twarzy.
- Ma pan pieniądze przy sobie? - zapytał.
- Oczywiście - odpowiedziałem. - Moja asystentka wypłaci panu uzgodnioną sumę.
- Asystentka? - przeraził się. - Mieliśmy być tylko pan i ja. Nie było mowy o \adnej
asystentce!
- To moja asystentka - uśmiechnąłem się do niego. - Mam do niej pełne zaufanie.
Magda!
Na brzmienie tego imienia Nieznajomy drgnął. W mgnieniu oka jego pociągła twarz
pobladła jakby nagle zgubił opaleniznę. Gruba zasłona zafalowała i wyszła zza niej
Magda Brończak, ukryta tam od początku rozmowy z Nieznajomym. W drzwiach
prowadzących na hol pojawili się tak\e Karol i Lady. Nieznajomy zdał sobie sprawę, \e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]