[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecnie trasę projektowanej kolei jednoszynowej Gilgamesz-Ozyrys.
Geografia trzeciego i największego z jowiańskich księżyców uległa drastycznym zmianom od
chwili implozji planety i wciąż się zmieniała. Nowe słońce, które stopiło lody Europy, nie
przygrzewało tutaj tak potężnie  w końcu Ganimedes leży czterysta tysięcy kilometrów dalej 
ale było wystarczająco ciepłe, by stworzyć umiarkowany klimat pośrodku półkuli zawsze
zwróconej w stronę Lucyfera. Na satelicie powstały nieduże, płytkie morza  największe
dorównywało obszarem ziemskiemu Morzu Zródziemnemu  usytuowane między czterdziestym
stopniem północnej szerokości geograficznej a czterdziestym szerokości południowej. Mapy
sporządzone podczas dwudziestowiecznej misji  Voyagera w większości utraciły aktualność.
Topiąca się wieczna zmarzlina i ruchy tektoniczne (choć niezbyt częste)  wywołane tymi
samymi siłami pływów, które działały na dwóch wewnętrznych księżycach  sprawiały, że
nowy Ganimedes był istnym koszmarem dla kartografów.
Ale z tych samych powodów satelita był rajem dla inżynierów planetarnych. Oto bowiem
otwierał się przed nimi świat, który jako jedyny  jeśli pominąć jałowego i znacznie mniej
gościnnego Marsa  zapewni ludziom warunki zbliżone do panujących na Ziemi. Na
Ganimedesie było mnóstwo wody, wszystkie biopierwiastki, a gdy świecił Lucyfer, klimat
stawał się znośniejszy niż na większości obszarów Ziemi.
Najlepsze jednak okazało się to, że na Ganimedesie nie trzeba nosić całych skafandrów
kosmicznych; atmosfera, choć w dalszym ciągu nie nadawała się do oddychania, zgęstniała na
tyle, by ludziom wystarczały zwykłe maski i butle tlenowe. Za kilkadziesiąt lat  obiecywali
mikrobiolodzy, nie próbując zresztą określić dokładnie terminu  nawet i to stanie się
niepotrzebne. Na powierzchni Ganimedesa rozwijały się już bowiem szczepy produkujących tlen
bakterii. Początkowo większość z nich wymierała, lecz w końcu część się przyjęła, umożliwiając
powolne wznoszenie się krzywej na tablicy analizy atmosferycznej dumnie prezentowanej
wszystkim gościom w Dardanusie.
Van der Berg nie zaniedbywał przeglądania danych z satelity badawczego  Europa VI , mając
nadzieję na kolejne rozchmurzenie podczas orbitowania satelity nad Górą Zeusa. Wiedział, że
szansa jest niewielka, lecz dopóki istniała, nie podejmował badań innymi metodami. Nie było
pośpiechu, poza tym na jego barkach spoczywały znacznie ważniejsze zadania niż wyjaśnienie
fenomenu, który może okazać się czymś błahym i nieciekawym.
Potem  Europa VI nagle uległa zniszczeniu  z całą pewnością wskutek zderzenia z
meteorytem. Po powrocie na Ziemię Victor Willis wygłupił się  zdaniem wielu osób 
przeprowadzając wywiad z tak zwanymi Euronautami, którzy zapełnili lukę po
ubiegłowiecznych entuzjastach UFO. Otóż niektórzy z Euronautów wysuwali tezę, iż za
zniszczenie satelity odpowiedzialne są wrogie istoty ze świata, nad którym latał próbnik -
zupełnie przy tym nie przejmując się, że sonda działała nieprzerwanie przez piętnaście lat, czyli
dwukrotnie dłużej, niż planowano. Na plus trzeba zapisać Victorowi podkreślenie owej
długowieczności i ostrą rozprawę z wszelkiego rodzaju  kultowymi argumentami.
Powszechnie jednak wyrażano opinię, że nie powinien był ich w ogóle przedstawiać szerokiej
publiczności.
Dla van der Berga, który cieszył się, gdy koledzy nazywali go  upartym Holendrem  na co w
pełni zasługiwał  katastrofa  Europy VI stała się wyzwaniem, któremu nie potrafił się oprzeć.
Nie było szans na zdobycie funduszy i wysłanie kolejnego satelity, wszyscy bowiem z ulgą
przyjęli nagłe zamilknięcie gadatliwego i żenująco długowiecznego próbnika.
Jaki więc miał wybór? Van der Berg rozważał możliwości. Ponieważ był geologiem z zawodu, a
nie astrofizykiem, upłynęło kilka dni, zanim uświadomił sobie, że odpowiedz leży jak na dłoni,
odkąd znalazł się na Ganimedesie.
Afrikaans należy do grupy języków najlepszych do przeklinania; nawet uprzejmości potrafią
wtedy ranić uszy niewinnych słuchaczy. Van der Berg wyżywał się w ojczystej mowie przez
dobre kilka minut, a potem skontaktował się z Obserwatorium Tiamat usytuowanym dokładnie
na równiku, gdzie maleńki, oślepiający dysk Lucyfera wisiał zawsze pionowo nad głową.
Astrofizycy, zajmujący się najbardziej spektakularnymi okazami we Wszechświecie, często
gardzą zwykłymi geologami, którzy poświęcają uwagę, a czasem i życie małym, nieciekawym
obiektom  takim jak planety. Jednakże w tym odległym zakątku, gdzie ludzie po raz kolejny
zmagali się z Naturą, wszyscy gotowi byli służyć pomocą każdemu, a doktor Wilkins wykazał
nie tylko zainteresowanie, lecz i zrozumienie dla problemu van der Berga.
Obserwatorium Tiamat zbudowano stawiając mu jedno tylko zadanie, które w istocie było
głównym powodem stworzenia bazy na Ganimedesie. Badania Lucyfera miały ogromne
znaczenie nie tylko dla akademików, parających się nauką czystą, lecz i dla inżynierów
nuklearnych, meteorologów, oceanografów, nie wspominając już o mężach stanu czy filozofach.
Myśl, że we Wszechświecie  ba, tuż obok!  egzystują istoty zdolne planetę przemienić w
gwiazdę, wydawała się przerażająca i nocami spędzała sen z powiek. Powszechnie zgadzano
się, że ludzkość powinna wiedzieć wszystko na temat procesów zachodzących na Jowiszu, które
pewnego dnia trzeba będzie skopiować  albo zapobiec im&
Od dziesięciu lat z górą obserwowano z Tiamat Lucyfera, wykorzystując w tym celu wszystkie
możliwe rodzaje instrumentów, zapisując nieprzerwanie jego spektrum w całym paśmie
elektromagnetycznym i monitorując powierzchnię za pomocą radaru umieszczonego na
skromnym, stumetrowym talerzu, który z kolei usytuowano w niedużym kraterze
oduderzeniowym.
 Tak  powiedział doktor Wilkins  często przypatrujemy się Europie i Io. Ale nasz promień
jest na stałe wymierzony w Lucyfera, obserwujemy więc obydwa księżyce tylko przez kilka
minut, w czasie ich przejścia przed gwiazdą. Pańska góra znajduje się od strony Słońca, toteż nie
widzimy jej&
 Zdaję sobie z tego sprawę  rzucił zniecierpliwiony van der Berg.  Ale czy nie moglibyście
trochę przesunąć promienia, tak by wycelował w Europę, zanim znajdzie się ona w jednej linii z
Jowiszem? %7łeby zobaczyć półkulę zwróconą ku Słońcu, wystarczyłoby dziesięć, może
dwadzieścia stopni.
 Wystarczyłby jeden stopień, by zgubić Lucyfera i złapać pełny obraz Europy na drugim krańcu
orbity. Ale wtedy jest ona trzy razy dalej, co daje zaledwie jedną setną siły odbicia. Zresztą, kto
wie?& Może to wystarczy? Spróbujemy. Proszę przesłać mi dane co do częstotliwości, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl