[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kleszcze. Dorota stale mi o tobie opowiada. Wyglądasz
trochę mizernie, ale widać, że masz krzepę.
- Dorota, trochę przesadza bąknąłem zakłopotany,
- Dorota buja w obłokach, a ty widzę, mocno stoisz na
ziemi. Słyszałam, %7łE jesteś synem marynarza. Na jakim statku
plywa twój ojciec?
Struchlałem. W głowie począłem zupełną pustkę, jakby mi
mózg: nagle wyparował. Z wielkim wysiłkiem wydukałem
- Na handlowym.
- Ale jak się ten statek nazywa,, bo jeden z moich kuzynów
też jest w marynarce. Może zna twojego ojca?
Jak się może nazywać statek? Długo szukałem w pamięci
i zdawało mi się, że nie znajdę, gdy nagle przypomniałem
sobie, że niedawno czytałem w gazecie o statku który zrobił
najdłuższy rejs w historii naszej żeglugi.
"Jarosław Dąbrowski".
No tak - drobnicowiec podjęła ciocia - Pływa na linii
japońskiej. A mój Władek zamustrował się na trampie.
Czekałem, kiedy padną następne pytania, a ja szkoda
gadać, będę musiał grzebać w pamięci albo skapitulować
i przyznać się do kłamstwa. Przeklinałem tę chwilę kiedy
palnąłem, o tym nieszczęsnym ojcu kapitanie i najchętniej
zniknąłbym z powierzchni, lecz niestety tkwiłem jak ćwiek
w spruchniałej podeszwie i czułem, że pocę się coraz bardziej.
Wyratowała, mnie Dorota.
Ciociu. wtrąciła czy mogę zagrać soś Maćkowi?
Chwała temu, kto wymyśli- pianino i obdarzył Dorotę
zdolnościamimuzycznymi. Chwilowo bylemuratowany. Cio-
cia bowiem zgodziła się wspaniałomyślnie, a Dorota wprowa-
dziła mnie do domu i zaciągnęła do pokoiku, w kącie którego-
stał. zbawienny instrument.
Co ci zagrać? - zapytała otwierając wieko klawiatury.
Czy ja wiem? Nie znam. się na muzyce.
Ale lubisz słuchać.
Lubię powiedziałem, bez przekonania..
Przerzucała chwilę nuty leżące na pianinie.
Zagram ci scherza z suity fortepianowej Schuberta. To-
mój ulubiony utwór.
Gdyby powiedziała, że zagra lumbago z rundy Hiperbajera
też bym uwierzył, gdyż nie znałem skomplikowanej termino-
logii muzycznej, a sama.muzyka, chociaż ją bardzo lubiłem,
była dla mnie po prostu melodia, którą się grało.
Dorota przymknęła oczy, jak prawdziwa pianistka uniosia
dłonie nad klawiaturą i na chwilę zamarła w tej skupionej
i pełnej natchnienia pozie. Zdawało mi się, że czaruje klawia-
-; .: 'i
turę, a gdy w nią uderzy, spod pudła instrumentu wylecą
czarodziejskie ptaki. Wreszcie usłyszałem pierwsze takty.
Zamiast podziwiać, zachwycać się, myślałem jak wybrnąć
z tej kompromitującej sprawy z moim ojcem niby-kapita-
nem. I było mi strasznie głupio, bo Dorota co chwila zerka-
ła w moją stronę. Nagle uderzyła mocniej w klawiaturę i prze-
rwała.
- Ty nawet nie słuchasz, co gram.
- Przepraszam cię, ale nie mam dzisiaj nastroju.
- Może cię to nudzi?
- Nie...
- Może sprawiłam ci przykrość?
- Przeciwnie. Dziękuję ci, że chciałaś mi zagrać. Ty jesteś
bardzo fajna dziewczyna... Tylko ja... - %7łal, który wzbierał
we mnie od rana, wstyd, który piekł boleśnie, całe otoczenie -
pianino, pokój z pięknymi obrazami, nastrój, jaki tu panował
- to wszystko zwaliło się na mnie ogromnym ciężarem.
Chciałem się wyswobodzić, więc powiedziałem zaczepnie: -
Ty mnie nie znasz. Wcale nie jestem taki, jakim sobie mnie
wyobraziłaś. Jestem zwykłym chłopcem z małego miasteczka,
a mój ojciec nie jest kapitanem wielkiej żeglugi.
W jej oczach przez chwilę zamigotało przerażenie, lecz wnet
uśmiechnęła się po swojemu - zalotnie i figlarnie.
- To całkiem oryginalne i bardzo ciekawe.
- Przestań, nie nabijaj się ze mnie. I tak mnie nigdy nie
zrozumiesz. %7łyjesz w innym świecie... - mówiłem z goryczą. -
Okłamałem cię. Nigdy nie byłem w Norwegii. Cały czas
mieszkałem w Jerzmanowic Raz tylko wyjechałem do Krako-
wa. To całe moje podróżowanie. A mój ojciec jest po prostu
robotnikiem, spawaczem... A właściwie go nie ma, bo gdy
byłem zupełnie mały, opuścił naszą rodzinę.
- Nie chciałam cię urazić. Ale to przecież szalenie oryginal-
ne. Historia, którą wczoraj opowiadałeś, była banalna, a to...
- Nie mam ochoty na żarty! - zawołałem.
200
- Ależ ja mówię zupełnie serio. Dopiero teraz zaczynasz mi
się naprawdę podobać.
- Wiem, chcesz mnie pocieszyć, ale ja nie jestem taki
naiwny. I w ogóle znalazłem się w sytuacji podbramkowej.
Mówię ci, dennej. Uciekłem z internatu, bo szukam kochane-
go ojczulka, który wciąż zmienia miejsca pracy i fruwa sobie
jak swobodny ptak. Do tego poszukuje mnie milicja...
- To cudowne, zupemie jak w książce! - zawołała z za-
chwytem.
- Nie wygłupiaj się. Dla mnie to wcale nie cudowne, bo
w każdej chwili mogą mnie zwinąć.
- Ja cię będę ukrywać.
- Dorota, czy ty nie potrafisz mnie zrozumieć? To nic nie
pomoże. Ja przecież muszę znalezć ojca. Tak sobie powiedzia-
łem i nikt mnie od tego nie odwiedzie.
- Rozumiem cię doskonale. Jesteś jak bohater powieści.
- Mów tu z taką! Nie chcę być bohaterem powieści. Chcę
odszukać ojca. I żyć jak zwykły śmiertelnik. Tobie się zdaje,
że wszystko jest piękne, tajemnicze, ciekawe, bo jeszcze
niczego nie zaznałaś. %7łyjesz jak królewna w bajce, grasz na
pianinie, masz świetnych rodziców, nie masz żadnych trosk
i wszystko ci się fajnie układa.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, a potem nagle palcami
przejechała po klawiaturze. Dzwięki posypały się jak szklane
paciorki spadające na blachę. I zrobiło się cicho.
- Powiedziałeś, że niczego w życiu nie zaznałam. %7łe ciebie
nie rozumiem. A mnie też było bardzo zle.
- Nie wierzę.
Uśmiechnęła się dziwnie.
- Jeżeli ci coś powiem, to może mi uwierzysz. - Znowu
wydobyła z instrumentu kilka dzwięków i nagle odwróciła się
do mnie. - Wyobraz sobie, ja nie jestem naturalną córką moich
rodziców. Zabrali mnie z domu dziecka. Miałam wtedy
siedem lat.
201
Q
O proszę, jak to łatwo kogoś niesłusznie posądzić, obwinić,
a jeszcze bardziej rozczulaś się nad sobą, mazgaić sięi ronić
fałszywe łzy.Byłem wściekły, że dałem się ponieść własnemu
mimozowatemu żalowi i chętnie unieważniłbym tę całą prze-
mowę przy pianinie. Wygłupiłem się solidnie, a teraz musia-
łem świecić' oczami. Chwilowo jednak nie świeciłem, gdyż
Dorota, jak gdyby chcąc mi dopomóc, zaczęła brzdąkać na
pianinie. Chwilę było jakoś tak brzdąkająco i nijako, wnet
jednak, odwróciła się do mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]