[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcę wrócić do wody oświadczyła Malwinka.
Ja te\ powiedział Tyler.
Miejcie trochę litości! zwróciła się do nich Laura. Pan McCoy
spędził z wami du\o czasu. Jeśli jest głodny, powinniśmy go nakarmić.
Obiad był w bardzo amerykańskim stylu kurczaki z rusztu i hamburgery
podane w barze niedaleko pla\y. Dzieci zaraz po jedzeniu chciały się kąpać, ale
Liliana, robiąc oko do Laury, zwróciła im uwagę, \e muszą trochę odpocząć, i
zaproponowała jeszcze jeden spacer po wyspie. Ró\a znalazła sobie hamak i
zdrzemnęła się po emocjach sędziowania.
Laura i McCoy te\ wybrali sobie hamak w cieniu, na uboczu. Nie
drzemali, tylko le\eli przytuleni. Kiedy jeden z oficerów rozrywkowych ze
statku ogłosił, \e za chwilę rozpoczną się gry i konkursy, Laura westchnęła i
spytała:
Chcesz obserwować wyścigi krabów?
Kiedy mogę tu zostać z tobą? Za nic w świecie odparł McCoy.
Mogłabym tak le\eć wiecznie zgodziła się Laura, mając nadzieję na
jakiś znak z jego strony, \e chciałby tego samego.
Miło byłoby usłyszeć kilka słów na ten temat, ale musiała się zadowolić
westchnieniem i uściskiem; przypuszczała, \e mę\czyzna, który zachował
kawalerski stan tak długo jak McCoy, rozwinął sposób wyra\ania uczuć bez
słów, aby nie zostać schwytanym w pułapkę, gdyby wymknęło mu się coś, co
mo\na by wziąć za obietnicę.
Och, McCoy, dlaczego nie mógłbyś się we mnie zakochać?
Milczeli przez kwadrans, w końcu Laura odezwała się cicho:
Nad czym tak się zamyśliłeś?
Naprawdę chcesz wiedzieć?
A powiesz mi?
Podziwiałem twoje uda.
Moje uda? Le\ała z jedną nogą wyciągniętą, a drugą zgiętą w kolanie,
aby utrzymać hamak w równowadze.
Właśnie to powiedział McCoy, przesuwając palcem po wewnętrznej
stronie jej uda.
To mo\e być jedna z tych sytuacji, kiedy trzeba się uciec do małego
kłamstwa. Jeśli przez nieuwagę wymknie ci się w związku z moim udem słowo
grube , ani się obejrzysz, jak wylecisz z tego hamaka.
McCoy się roześmiał.
Skarbie, to jedna z rzeczy, które nie wymagają kłamstwa. Twoje udo
jest idealne. Tak idealne, \e przez ostatnie piętnaście minut zastanawiałem się
nad zrobieniem na nim malinki.
Malinki?
Nie udawaj, \e nigdy nie słyszałaś o malince. Zaczyna się od
pocałunku...
Wiem, co to jest malinka! przerwała mu Laura, przeklinając się, \e nie
mo\e opanować rumieńca.
Ale nigdy nie zaznałaś tej przyjemności, co?
Oczywiście, \e tak!
Oczywiście, oczywiście powtórzył McCoy.
Jesteś niebezpiecznie blisko wylądowania na twardej ziemi ostrzegła
go.
McCoy odwrócił głowę, \eby pocałować ją w szyję.
Skarbie, chyba nie masz zamiaru mnie wyrzucić? Nie wtedy, kiedy
rozprawiamy o malinkach.
Nie rozprawiamy o malinkach, ty o nich mówisz powiedziała.
Ale ty o nich myślisz. Nie próbuj się wypierać.
Zarozumialec! sapnęła.
Skarbie, nie bądz taka zła. Dobrze wiedzieć, o czym myślisz. Ju\ to
wystarcza, \ebym poczuł się cudownie.
Westchnął przesadnie.
Skarbie, wyobraznią pomaga \yć. Pomyśl tylko. Ja. Ty. Moje usta.
Twoje udo.
Laura tak świetnie to sobie wyobra\ała, \e ledwo mogła oddychać.
McCoy nie poddawał się.
Najpiękniejsze w tym wszystkim byłoby to, \e nikt poza nami by o tym
nie wiedział. To tak, jakbyś miała tatua\ na pupie. Nikt by niczego nie
podejrzewał, póki sama byś nie powiedziała. Kole\anki pytałyby, jak było na
wakacjach, uśmiechałabyś się i mówiła, \e cudownie, ale w głębi duszy cała byś
płonęła, wiedząc, \e masz tam ten znak. I zaczerwieniłabyś się, tak jak teraz, a
twoje kole\anki pomyślałyby, \e za du\o czasu spędziłaś na słońcu.
Nie zaczerwieniłam się! zaprotestowała Laura.
Jesteś czerwona jak burak.
To... A niech cię diabli, McCoy. Nie masz prawa wprawiać mnie w taki
stan samym gadaniem.
Nie rozumiem dlaczego powiedział. Ty samą obecnością wprawiasz
mnie w taki stan. A twoje udo znajduje na wprost mojej twarzy, więc nie
mo\esz mieć pretensji, \e mnie zainspirowało.
Kilka godzin pózniej stali na pokładzie łodzi, obserwując, jak wyspa Blue
Lagoon zamienia się w punkcik.
Wyrzucono ich z hamaka dość bezceremonialnie zdaniem McCoya
aby rozegrać kolejny mecz siatkówki. McCoy znów poszedł z dzieciakami do
wody. Ró\a i Liliana z dziećmi wróciły na statek wcześniej, a McCoy i Laura
jeszcze zostali na wyspie. Trochę popływali, zmagając się z prądem, potem
poło\yli się na ręczniku, \eby im wyschły kostiumy, nim wsiedli na ostatnią
łódz.
Zespół grał, studenci tańczyli. McCoy wolał stać z Laurą na pokładzie.
Wystarczyło lekko pochylić głowę, by dotknąć ustami jej karku. Rondo
kapelusza stanowiło pewną przeszkodę, ale był uparty.
Pocałował ją w ucho i szepnął:
To ju\ niedługo. Spłuczemy piasek, umyję ci włosy, potem zaniosę cię
do łó\ka i zabierzemy się do tej malinki. Zacznę od krótkiego pocałunku. Mo\e
cię nawet ugryzę oczywiście leciutko.
Wyrwała mu się i stanęła tak, \eby móc widzieć jego twarz.
McCoy...
W jej wzroku było tyle uwielbienia, \e McCoyowi zaparło dech. Uniósł
rękę do jej twarzy i uśmiechnął się ciepło.
Jest tak cudownie. Nie chcę, \eby to się skończyło powiedziała
szybko.
Wakacje zawsze się kiedyś kończą odparł.
Laura odwróciła wzrok. Przeczuwał, \e jest bliska łez, ale nie wiedział,
jak ją pocieszyć. Ujął ją pod brodę i spojrzał prosto w oczy.
Mamy jeszcze jedną noc i dzień w Key West, a potem jeszcze jedną noc
na morzu.
Rozmyślnie nie wspomniał o przyjęciu urodzinowym jej babki, poniewa\
nie został na nie oficjalnie zaproszony.
Laura smutno skinęła głową, objęła go w pasie i wtuliła twarz w jego
szeroką pierś.
Ej\e! powiedział. To tylko koniec rejsu, a nie świata. Tak ci się
wydaje, pomyślała Laura.
To będzie koniec naszego świata szepnęła.
Wykluczone, skarbie powiedział, klepiąc ją po plecach. Mieszkamy
w turystycznej stolicy świata. Pomyśl, ile będziemy mieli radości, włócząc się
razem po Orlando. Jeśli zatęsknimy za morską przygodą, mo\emy pojechać do
Disneylandu i popływać statkiem pirackim. Albo urządzić sobie hawajską ucztę
w Morskim Królestwie udając, \e jesteśmy w bufecie na statku.
Nabrała trochę otuchy.
Naprawdę?
Myślałaś, \e nie poproszę cię o numer telefonu? Sądziła, \e kiedy
opuszczą pokład statku, nigdy więcej go nie zobaczy. McCoy nie wiedział, czy
wlać jej trochę oleju do głowy, pocałować \arliwie, czy te\ zachować \artobliwy
ton. Zdecydował się na to ostatnie.
Skarbie, za kogo ty mnie uwa\asz? Wiedz, \e nie robię malinki na udzie
pierwszej lepszej dziewczyny z brzegu. To, \e nazywają mnie Podrywacz,
jeszcze nie oznacza, \e nadaję się tylko do łó\ka.
McCoy powiedziała groznie. Uśmiechnął się i uniósł jedną brew.
Chcesz, \ebym cię przytulił? Objęli się.
Kilka minut pózniej studenci McCoya namówili ich, \eby zatańczyli.
Po dwóch prawie bezsennych nocach, dwóch meczach siatkówki i
zmaganiu się z prądem w lagunie Laura powinna odczuwać zmęczenie.
Tymczasem była niezwykle o\ywiona. Wprost tryskała energią. Zamierzał
kontynuować ich znajomość po powrocie do Orlando! Mo\e ich uczucie jeszcze
się rozwinie. Mo\e się wypali. Ale przynajmniej będzie wiedziała. Nie będzie
musiała snuć domysłów. Wmieszali się w tłum pasa\erów. Byli ju\ na trapie,
kiedy Laura sięgnęła do torby pla\owej po okulary słoneczne i stwierdziła, \e
ich tam nie ma.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]