[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sygnaturę  Zciśle tajne. Rozpowszechnianie grozi karą .
Czego udało jej się dowiedzieć w ciągu pierwszych godzin pobytu w równoległym świecie? To,
że okresowo wymieniani są tu idole, i, sądząc z popiersia prezydenta, gapiącego się na nią z kąta
pokoju, tymi idolami byli prezydenci lub dyktatorzy. A to znaczy, mój kochany, nieznany przyjacielu,
że i ty wkrótce trafisz na wysypisko historii. Co jeszcze? Tak, istnieją tu wewnętrzne i to dość mocne
sprzeczności między nieznanym jej Garbujem, który korzysta z poparcia prezydenta i któremu
podporządkowany jest lekarz podobny do słonia morskiego, i wojskowymi w osobie pułkownika z
wiernym mu bladolicym doktorem. Nie za wiele tych danych& Poza, może, smutną nowiną: Misza
Hofman, nie wiadomo jakim cudem już tu będący, jest w niebezpieczeństwie. Został zdemaskowany
jako ziemski szpieg i mogą go w jakiś sposób skrzywdzić. Ale jak mógł się wsypać?
 Przybyszu Orwat  powiedział doktor Krelij.  Proszę się pośpieszyć z ankietą. Nie
będziemy tu siedzieli do końca świata, bawili się w ciuciubabkę, gdy tymczasem w stołówce
wszystko zeżrą.
 A pan tu nie mieszka?  zapytała sprytna wywiadowczyni Kora.
 Mieszkam na północy  udzielił mglistej odpowiedzi lekarz.  Jestem tu w delegacji z
waszego powodu. Zwaliło się na nas szczęście!  zakończył sarkastycznie.
 My się nie zwalamy  nie zgodziła się z nim Kora, wiedząc jednak, że doktor ma rację: ona,
cokolwiek by mówić, zwaliła się do tego świata.
 Zwalacie, i teraz musimy się w tym grzebać, a Garbuj rzuca kłody pod nogi z tą swoją
cholerną nauką. Już dawno byśmy podjęli kroki, jakby nie ten jego sabotaż.
 Kim jest ten Garbuj?  zapytała Kora.
 Zapytaj Kałnina  tajemniczo odpowiedział doktor Krelij.  Eduarda Oskarowicza.
11
Kora bez najmniejszych przeszkód opuściła trzypiętrowy budynek, w którym poznała lekarzy i
pułkownika Raj Raji, i wyszła na zalany słońcem plac, oddzielający wielki gmach i długi parterowy
pobielony barak. W cieniu tego ostatniego, na ciągnącym się wzdłuż budynku trawniku, leżeli w
swobodnych pozach, widocznie w oczekiwaniu na kolację, przybysze z Ziemi. Słowo  przybysze
utkwiło w pamięci Kory  ktoś już tu go użył. Dwu z nich Kora znała. Z Ziemi. Oto siedzi w kucki
wychudły, jakby nie widziany od miesiąca, szary na twarzy Misza Hofman, wczorajszy żartowniś,
bajerant i etatowy wesołek. A obok wyciągnął się na całą długość na trawie i drzemie, z
przymkniętymi powiekami, inżynier Toj. Obok nich  jeszcze kilka innych osób.
Wszystkich ich łączy, jakby jednoczy w grupę to, że mają na sobie niebieskie pikowane szpitalne
szlafroki, spod których wystaje prymitywna służbowa bielizna. Jakby wszyscy byli pacjentami
archaicznego domu wariatów.
Kora zatrzymała się, przyjrzała pacjentom. Pacjenci przyglądali się jej.
 Po co oni to wszystko robią?  zapytała Kora. Ponieważ nie zwracała się do nikogo
konkretnie, minęło dobre pół minuty, zanim odpowiedziała jej głosem kucharki przysadzista, jędrna i
piersiasta kobieta z grubymi łydkami, wystającymi spod przykrótkiego szlafroka. Kobieta ta była
kiedyś blondynką, ale od chwili jej ostatniej wizyty u fryzjera minęło sporo czasu, i jej włosy,
nierówno odrastające, były dwubarwne: blisko skóry głowy były bure, na końcach  jasne. Od
przodu włosy zachowały resztki trwałej, a z boku już nie, i rosły proste, jak zdzbła słomy.
 Badają wszystko  powiedziała kobieta.  A potem, albo dadzą zameldowanie, albo nie.
Sprawdzają.
 Gadanie fajne, Ninela  powiedział Misza Hofman  ale mało wiarygodne. Potrzebni im
jesteśmy do jakiegoś złowieszczego celu. Ale ciągle nie potrafię ich rozgryzć.
 Słusznie. Nie wolno im wierzyć  zgodził się młody człowiek z brzydką blizną.  Nie ma
ucieczki przed tymi bydlakami.
 Radziłbym zachować swoje uwagi dla siebie, panie kapitanie  oświadczył z grozbą w
głosie niemłody już mężczyzna, ten waciany w ramionach, szerokobiodry na dole. Jego szlafrok
uporczywie rozchylał się na brzuchu, ukazując nieświeże kalesony.
Kora przyjrzała się im  oto oni, dumni mieszkańcy dumnej Ziemi!
 Najbardziej przypominacie mi stado krów, czekające na swoją kolej pod rzeznią 
oświadczyła.
 Krów nikt nie przesłuchuje  odezwał się nie otwierając oczu inżynier Toj  a my jesteśmy
ciągle przesłuchiwani.
 Powinniście działać!
 Jak?  zainteresował się Misza Hofman.  Może nam podpowiesz?
 Najpierw musimy założyć jakąś organizację  powiedziała Kora  a potem podejmować
wspólne decyzje.
 Wszyscy już to przerabialiśmy  powiedział Hofman.  Ale wszystko jest znacznie bardziej
skomplikowane.
 To dlatego, że spasowaliście!
 Koro  odezwał się leniwie inżynier Toj  nie powinnaś niedoceniać i upraszczać. Jesteś tu
pół godziny, a ja już blisko miesiąc.
 Bzdury!  oburzyła się Kora.  Trafiłeś tu dzień przede mną. Ja tylko powtórzyłam twój
mały heroiczny czyn.
 Nie było żadnego czynu. Było uderzenie wiatru, szkwał, przypadek, i, chwała Bogu, złapali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl