[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słup i podciągnąłem nogi. Powoli prostowałem się i podnosiłem oparty o wspornik. Gdy już
byłem w pionie, drobnymi podskokami, uważając, żeby się nic przewrócić, ruszyłem do
biurka, gdzie stała butla z wodą. Chwyciłem ją dłońmi związanymi na plecach. Odbyłem
powrotną trasę i nad twarzą Batury delikatnie przechyliłem butelkę. Woda nieco go ocuciła.
Syczał z bólu i przewracał się z boku na bok. Miał dość przytomności, żeby nie dotykać
twarzą klepiska, bo mógłby nabawić się zakażenia krwi.
- Słowo daję, odbiło ci - wyjęczał.
- Czemu cię tak pobili? - zapylałem
Odwrócił twarz pokazując, że nie chce ze mną rozmawiać.
Znowu w podskokach udałem się do biurka i zacząłem czytać rosyjskie zapiski.
Batura miał rację. Najciekawsze było tylko to jedno zdanie o spotkaniu w Adlershorst.
Wrota stodoły znowu otwarły się z hukiem. Do środka wpadło dwóch nie znanych mi
bandziorów. Chwycili mnie i wyprowadzili na zewnątrz.
-  Boss cię wzywa - rzekł jeden z nich. - Zacznij się modlić.
Wtedy usłyszałem na podwórzu jakieś trzaski, huk petard albo wystrzałów.
Natychmiast gangster przystawił mi lufę pistoletu do skroni. Obaj wyprowadzili mnie na
dwór. Widziałem na drodze dwa rozbite samochody. Po lewej, od strony jeziora, stał Olbrzym
z kałasznikowem w ręku i chyba nie bardzo wiedział, co ma zrobić. Celował w eskortujących
mnie przestępców. Pojezierze dryfowała motorówka z  Bossom trzymającym ręce w górze.
Silny promień reflektora oślepiał szefa bandy. Na podwórku ujrzałem skradających się w
cieniu i oparach dymu Maćka i Bąbla.
Poczułem uścisk w sercu i drobne łzy nabiegły mi do oczu.  Kochane chłopaki,
przyszli mnie ratować pomyślałem. Jednocześnie kląłem ich w duchu, że nie wezwali na
pomór policji. Obróciłem się w stronę bandyty trzymającego pistolet przy mojej głowie.
Chciałem w ten sposób dać harcerzom i Olbrzymowi czas na przeprowadzenie jakiejś akcji.
Na czole bandziora ujrzałem drgającą czerwoną plamkę, taką jaką ma celownik laserowy w
karabinach snajperskich.
- Ty. - bandyta przeklął.
Jednocześnie jego palec zacisnął się na spuście. Koniuszek aż zbielał. Wtedy
ujrzałem, jak Jacek leżący do tej pory pod ścianą stodoły pięknym kopniakiem w kolano
powalił bandytę. Potem ciosem w gardło oszołomił go, odebrał mu broń i rzucił daleko w
trawę. Drugi bandzior już chciał uciekać, ale nagle stanął oko w oko z Olbrzymem mierzącym
do niego z karabinu. Gdy uciekinier zatrzymał się, w ułamku sekundy otrzymał od Maćka
lewy prosty w podbródek. W tym czasie podwórko aż zaroiło się od ubranych na czarno
postaci. Od razu domyśliłem się, że to policja.
Reszta wydarzeń zlała się w jeden krótki film. Ktoś rozciął moje więzy i prawie
zaniósł mnie do radiowowozu. Położono mnie i okryto kocem. Przez otwarte drzwi widziałem
przestępców zakutych w kajdanki, prowadzonych do innych policyjnych aut, których nagle
zrobiło się bardzo dużo.
Obok mnie usiadł pan Tomasz.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze - szepnąłem.
- To było nieodpowiedzialne - prawie ryknął Henio stając w drzwiach.
- Przepraszam, ale skąd mogliśmy wiedzieć, że to przybierze taki obrót - tłumaczył się
szef.
- Pan, dorosły człowiek, uległ namowom tych domorosłych komandosów? - naigrywał
się policjant, wskazując ruchem głowy harcerzy Jacka stojących w karnym szeregu dwa metry
od radiowozu.
- Sądziliśmy, że tutaj będzie tylko Batura ze swymi pomagierami - wyjaśniał Pan
Samochodzik. - Batura nie jest gangsterem hulającym po okolicy z bronią.
- Gdzie jest Batura? - zapytałem słabym głosem.
- Uciekł - krótko skwitował Henio.
- Jak to? - zakrzyknął pan Tomasz zrywając się z miejsca.
- To proste, leżał związany w stodole. Moi chłopcy uwolnili go i zaprowadzili do
radiowozu. To byli policjanci z innej grupy i myśleli, że odbili zakładnika Pawła Dańca. Nie
pilnowali go, a on to wykorzystał.
- Znajdziecie go, macie jego samochód, podam wam jego adres - przerwał szef.
- Znajdziemy, ale co z tego. To nie on uwięził Pawła. W sądzie może się tłumaczyć,
że bandyci zmusili go siłą do współpracy, wszak znalezliśmy go związanego.
- Skąd wiecie, że to nie Batura uwięził Pawła? - zapytał Olbrzym.
- Od wczoraj obserwowaliśmy tę melinę.
- Czy to znaczy, że Batura uratował mi życie? - zapytałem. - To raczej Jacek
obezwładnił tego gangstera. Wasz snajper co prawda celował, ale nie zdążyłby strzelić.
Policjant kiwnął głową. Sięgnął pod bluzę i wyciągnął mały magnetofon.
- Coś wam puszczą - powiedział. - To nagranie rozmowy  Bossa z Baturą zrobiliśmy
dzięki mikrofonowi kierunkowemu.
Henio nacisnął guzik i z głośnika usłyszeliśmy przebieg kłótni.
- Trzeba go zabić - syczał  Boss
- Paweł Daniec to pracownik ministerstwa, podopieczny niejakiego Pana
Samochodzika - tłumaczył Batura.
- Co to za gość ten Pan Samochodzik? Z jakiej jest grupy?
- To też urzędas, ale gdyby Dańcowi coś się stało, to nie spocząłby, aż wpakowałby
cię za kratki. Tak jak Kubę
W tym momencie  Boss zaczął obrzucać Jerzego wyzwiskami.
- Ty to zrobisz - ryknął na Baturę gangster
- Ani ja, ani nikt inny - mruczał Batura.
- A niby dlaczego?
- Bo ja tak mówię. Ten facet pokaże mi, gdzie jest skarb Samsonowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl