[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dolinę.
Różowe urwiska w złotych promieniach zachodzącego
słońca były purpurowe jak ametysty ukryte gdzieś wysoko w
górach.
- To najpiękniejsze miejsce na świecie - myślała w duchu
Nevada. - Jeżeli je opuszczę, pewnie nigdy już tu nie powrócę.
Było jasne, że jedynie Tyrone Strome mógł ją przewiezć
przez to niebezpieczne, skaliste odludzie.
Miał specjalne przywileje - inni Europejczycy, oczywiście
z wyjątkiem wielebnego Andrew Frazera, nie mieli prawa
wstępu do tej części Maroka.
Słońce opuściło się jeszcze niżej złocąc wierzchołki
kasbahu i otulając całą dolinę złoto - różowym blaskiem.
Nagle dostrzegła go. Jechał w jej stronę, tak samo jak
wtedy, gdy uświadomiła sobie, że go kocha.
Teraz nie miała wątpliwości, że otaczająca go aureola, to
nie były tylko promienie słońca, ale też emanacja przebijająca
się gdzieś z głębi jego wnętrza.
Jechał szybko, jakby spiesząc do domu. Poczuła
skrępowanie, odwróciła się więc od okna, przeszła przez
pokój, usiadła na kanapie i tam czekała na jego przyjście.
Słyszała, jak mówił coś do służby, potem wszedł. Serce
zabiło jej tak gwałtownie, że przez chwilę nie była w stanie
mówić.
Patrzyła na niego. Jej ogromne oczy zdawały się
wypełniać całą twarz.
- Jesteś zmęczony?
Uśmiechnął się, przeszedł przez pokój i położył coś na
biurku.
- Chciałam... jechać z tobą,
Mówiąc to, Nevada wiedziała, że robiąc mu wymówki
popełnia błąd. Jednak żal, że pojechał sam był tak głęboki, iż
nie mogła się powstrzymać.
- Byłaś bardzo zmęczona - powiedział. - Poza tym, nie
było tam już dla ciebie żadnej pracy.
- Jesteś tego pewien?
- W zupełności. Andrew Frazer o świcie pogrzebał
zmarłych, dostarczył jedzenie i bandaże przywiezione z
Tiznetu, a najciężej rannych odwieziono do miasta.
- A... dzieci?
Nevada zadała to pytanie pełna niepokoju o ich los.
- Większość dzieci prawie już wyzdrowiała i teraz są już
ze swymi rodzicami. Dla kilku sierot muszę znalezć jakiś
dom. Kaid z Tiznetu zgodził się nimi zaopiekować.
Mówiąc to podszedł do Nevady i usiadł przy niej na
kanapie.
Służący podał mu filiżankę herbaty miętowej. Chwilę
popijał, po czym rzekł:
- Obiecałem, że wyślę im też jakaś sumę pieniędzy. Czy
chciałabyś również ich wspomóc?
- Ależ oczywiście! - podchwyciła szybko Nevada. -
Wiesz przecież, że tak.
- Byłem pewien, że tak powiesz - odpowiedział - choć
prawdę mówiąc potrzeba ich nie tak znów wiele. Dolary
amerykańskie i funty angielskie mają tu w Maroku dużą
wartość.
- Chyba wiesz, że nie dbam o pieniądze.
- Wiem o tym.
Wszedł służący, by zabrać pustą, filiżankę i zapytać, czy
życzy sobie jeszcze herbaty.
Tyrone pokręcił przecząco głową. Służący wyszedł i
znowu zostali sami.
Tyrone wstał i podszedł do okna, by wyjrzeć na dolinę.
- Zabrałem ze sobą Frazera - powiedział.
- Czy się tu zatrzyma? - dopytywała Nevada.
- Nie. Kaid miasta jest jego przyjacielem. Ocalił życie
jego synowi. Zamierza namówić go, by użyczył mieszkańcom
Sakjeny swoich budowniczych. Chce, by pomogli odbudować
zniszczoną wioskę. Słyną ze swych nadzwyczajnych
umiejętności w całym południowym Maroku.
- Ja też mogłabym jakoś pomóc - rzekła Nevada.
- Tak pomyślałem. Pamiętasz chyba, że zaproponowałem
mu to wczoraj.
- Tak, pamiętam. Potem dodała:
- Ciekawe, jak będzie wyglądała wioska zbudowana przez
budowniczych z Tafraout w innym miejscu niż ich dolina.
Zdaje się, że grunt w Sakjenie ma inną barwę.
- Tak, w istocie byłoby to bardzo interesujące -
powiedział Tyrone. - Może kiedyś, gdy już zakończą pracę,
będziesz mogła przyjechać i przekonać się o tym.
Nevada siedziała nieruchomo.
Tyrone, odwrócony do niej tyłem, ciągnął dalej:
- Wczoraj wieczorem powiedziałem, że powinniśmy
porozmawiać o tobie. Może teraz jest na to najlepsza pora.
- Co chcesz mi... powiedzieć?
- To, co z pewnością chciałabyś usłyszeć. Możesz jechać
do domu.
Nevada wzięła głęboki oddech. Potem z wysiłkiem i
dziwnie brzmiącym głosem zapytała:
- Dlaczego... podjąłeś decyzję... by pozwolić mi...
wyjechać?
Odwrócił się, przeszedł przez pokój i usiadł przy niej na
kanapie.
- Chciałem powiedzieć, że lekcja, albo raczej kara, jeśli
wolisz, skończyła się. Ostatni egzamin zdałaś z
wyróżnieniem!
- Co masz... na myśli?
- Po tym, jak wczoraj ciężko pracowałaś, byłbym bardzo
niesprawiedliwy, gdybym nie zwrócił ci wolności.
Nevada nie powiedziała nic, więc ciągnął dalej:
- Pytałaś mnie, dlaczego gram wobec ciebie rolę samego
Boga. To było dobre pytanie i zasługuje na odpowiedz.
Mówiąc to spojrzał na nią pytająco, jakby oczekując, że
coś powie. Ponieważ Nevada nadal milczała, rzekł:
- Czy już nie chcesz wiedzieć?
- Chcę... oczywiście, że chcę.
- Otóż, mimo że mnie rozgniewałaś, wiedziałem, że warta
jesteś tego, by ratować cię przed samą sobą.
- Sądzisz... że właśnie tego dokonałeś? W głosie Nevady
był cień przekory.
- Gdy wczoraj zobaczyłem łzy na twojej twarzy -
powiedział łagodnie - gdy zobaczyłem cię wtedy, jak spałaś,
trzymając dzieci w swoich ramionach, wiedziałem, że jesteś
kobietą, niezależnie jak bardzo byś temu zaprzeczała! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl