[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znajdował się jak zwykle w stanie pogotowia i dlatego wyrzekł pierwsze słowa,
które mu przyszły do głowy.
- Moja droga Sarah. Jesteś bardzo ponętna i pełna temperamentu. Jednak
gdybym miał się żenić, musiałbym wybrać kobietę, którą moja rodzina
uznałaby za równą mi rangą społeczną.
Sarah zamilkła, więc pomyślał trochę po niewczasie, że mógł ubrać swoją
odmowę w bardziej czarujące słowa. Ponieważ nie życzył sobie, aby czuła się
zraniona, pocałował ją i pomyślał odchodząc, że wygląda na całkiem
szczęśliwą.
Widział ją tylko dziś rano, gdy dosiadali koni przed hasłem do wyjazdu.
Zastanawiał się, czy jest na niego zła. Potem jednak doszedł do wniosku, że nie
mogła mówić poważnie. Jak to możliwe, by sądziła, iż poślubiłby kobietę,
która, mówiąc bez ogródek, nie należy do jego klasy? Oczywiście Sarah została
zaakceptowana przez dużą część baeu monde'u dzięki swojej fortunie i
przyjęciom. Nie mogli się oprzeć wystawnym obiadom, balom i hojności.
Markiz wiedział wszakże, że wiele dam, w których domach był mile widziany,
nie pozwoliłoby Sarah przekroczyć swego progu.
- Ci ludzie z nowymi pieniędzmi - parsknęła w rozmowie z nim pewna
wdowa po wysokim dygnitarzu - powinni zostać tam, gdzie ich miejsce.
Markiz spojrzał na nią pytająco, więc dodała:
- Mówię o tej kobiecie, Barton. Słyszałam, że jej ojciec zdobył majątek,
wywożąc drogą morską tych nieszczęsnych Murzynów z Afryki i sprzedając
ich jako niewolników!
Markiz dotychczas tego nie wiedział.
- Czy pani jest pewna, że te historie są prawdziwe? - spytał. - Ludzie często
zle mówią o dziedziczkach wielkich majątków, szczególnie jeśli te ostatnie są
bardzo piękne.
- Mogę pana zapewnić, że te wiadomości pochodzą z nieposzlakowanego
zródła - odparła wdowa z godnością. - Prawdę mówiąc, jeśli to pana interesuje,
dowiedziałam się o tej sprawie od ministra skarbu.
Nie było więc mowy o pomyłce i markiz, nie chcąc dalej rozmawiać o
Sarah, oddalił się niepostrzeżenie. Potem, gdy usłyszał podobne rzeczy od
jeszcze jednej czy dwóch osób, nie miał już wątpliwości. Nie udawał jednak, że
nie jest zafascynowany Sarah. Kiedy się spotykali, lady Barton narzucała sobie
umyślnie pewne reguły i to nie uszło uwagi markiza. Na przykład nie
popisywała się tak bogactwem i nie szastała pieniędzmi, jak zwykła robić przed
innymi. Przepych, w którym żyła, przytłaczał markiza. Kwiaty, owoce, wino i
jedzenie były tylko małą częścią tego wszystkiego. Jego zdaniem w Towers
pracowało zbyt wielu lokajów w ostentacyjnie krzykliwych liberiach. Na
łóżkach leżało za dużo haftowanych i obszytych koronką prześcieradeł i
poduszek obleczonych cienkim płótnem.
Co więcej, pomyślał, dywany są obrzydliwie miękkie i to samo można
powiedzieć o materacach. Doceniał oczywiście, że będąc tak bogata, Sarah
zadowalała się tylko rzeczami najlepszymi z najlepszych. Jednak, jak wszyscy
ludzie nie posiadający wielu pokoleń znakomitych przodków, wciąż
przekraczała pewne granice. Jedyną dziedziną, w której nigdy by jej nie
skrytykował, było jezdziectwo. Stajnie lady Barton dorównywały jego
własnym. Nie był pewien, czy jeden lub dwa z jej koni wyścigowych nie
przewyższały tych, które sam posiadał. Ponieważ zdobyła ogromną wiedzę na
temat królewskiego sportu, lubił z nią rozmawiać. Przyjechał z wizytą do
Ridgeley Towers z bardzo prostego powodu - nie mógł się oprzeć perspektywie
obejrzenia stajni wyścigowej Sarah. Chciał także poznać klacze, o których tyle
mu opowiadała. Ale ślub? Zlub to całkiem co innego!
Inna rzecz, że potrafił zrozumieć, jak ona to sobie wykoncypowała.
Zjednoczenie ich stajni przyniosłoby rzeczywiście wspaniały rezultat. Zgodnie
z kobiecą logiką, Sarah wydawało się oczywiste, że i oni dwoje powinni się
połączyć. Tak czy inaczej, Sarah w roli markizy Wyndonbury byłaby nie do
przyjęcia. Markiz cenił jej temperament, ponieważ mógł przy niej zaspokoić
swoje żądze. Jednak myślał o lady Barton w taki sam sposób jak o wyjątkowo
ponętnej aktorce, która była jego kochanką rok wcześniej, ślicznej małej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]