[ Pobierz całość w formacie PDF ]

83
RS
i zmaltretowana. Dziękowała Bogu, że to już ostatnia noc
udawania czegoś, co nie istnieje i nigdy już nie zaistnieje.
Hank też pewno odczuwa wielką ulgę, że tydzień dobiegł
końca. Przez pierwsze dwa dni pobytu na ranczu oboje się
dobrze bawili. Hank dużo się śmiał i często żartował. Dużo
ze sobÄ… rozmawiali i wiele dowiedzieli siÄ™ o sobie. Potem Hank
nagle zamknął się jak ostryga, zamilkł, ochłódł, odse-
parował się. Angela nie miała pojęcia, co wywołało w nim
taką radykalną zmianę, chociaż podejrzewała, że to mógł być
ów fatalny pocałunek.
Hank odsunął się w obawie, że jej, Angeli, może wpaść
do głowy, iż w nim rodzi się do niej jakieś uczucie. Pomyślał
sobie, że głupia sekretarka zacznie brać na serio pewne sy-
tuacje, które powstały z potrzeby udawania, a nie mają nic
wspólnego z rzeczywistością.
Po sprawdzeniu, czy piżama jest dobrze zapięta, wróciła
do sypialni. Hank chyba już spał. Zgasiła nocną lampkę na
stoliku i położyła się odwrócona od niego plecami. Postano-
wiła trzymać się swojej strony materaca. Tej nocy zamierzała
wpaść w objęcia Morfeusza, w niczyje inne. Poprzednio niby
też się pilnowała, ale nad ranem zawsze lądowała na piersi
Hanka.
Zamknęła oczy i usiłowała zasnąć. Jednak myśli jej po-
wędrowały do ostatniej sesji z Barbarą i do nie znanego jej
przedtem uczucia, które zrodziło błądzenie palcami po twa-
rzy Hanka... Powróciła fala pożądania, jakie wtedy ją ogar-
nęło. Boże, co się z nią dzieje?
- Angelo? - usłyszała nagle głos tuż za głową.
Udawała, że śpi.
- Angelo! Zpisz?
Westchnęła i odpowiedziała szeptem, że nie śpi.
- Słucham? O co chodzi? - spytała, obracając się na
plecy.
Hank leżał po swojej stronie łóżka na boku, podparty
łokciem i patrzył na nią. W poświacie księżyca jego oczy
wydawały się srebrzyste.
84
RS
- Wiesz co? Wiesz, co chcę zrobić po powrocie do Great
Falls? Kupić w okolicy niewielkie ranczo i dom z niedużą
stajniÄ… na kilka koni...
- Kiedy będziesz miał na nie czas? A interesy?
- Znajdę czas. Nie będę już pracował od świtu do nocy.
Przez ostatnie kilka dni przemyślałem wiele spraw.
- Mianowicie?
- Myślałem o tym dniu, kiedy nas licytowano. Już wtedy
przysiągłem sobie, że nigdy, przenigdy nie dopuszczę, żeby
mi się to przytrafiło, gdy dorosnę. Postanowiłem pracować
bardzo ciężko, żeby mieć dużo pieniędzy... Teraz nagle zda-
łem sobie sprawę, że nie potrzebowałem przyjmować zapro-
szenia Robinsona. Mogłem mu odmówić, bo mogę sobie
pozwolić na utratę nawet kilku takich klientów jak on. Stać
mnie na to.
- Chcesz mi powiedzieć, że ten tydzień na ranczu był
zbędny?
- Zbędny z biznesowego punktu widzenia... Ale może
był pożyteczny i nawet konieczny z innych powodów... Bez
tego tygodnia nigdy nie zdałbym sobie sprawy, że oślepiony
pracą, pracą i jeszcze raz pracą, straciłem z pola widzenia
podstawowy cel...
- Jaki? - spytała Angela.
Oboje rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami ludzi,
których zbliżyła intymność. Zbliżyła w przenośni i dosłow-
nie. Przecież leżeli teraz obok siebie w małżeńskim łożu.
- Szczęście. Po prostu szczęśliwe życie. - Hank głęboko
westchnął, po czym ciągnął dalej: - Kiedy założyłem agencję
reklamową, planowałem zdobycie pieniędzy właśnie na ku-
pno skrawka ziemi i konia. Takiego samego jak ten, którego mi
zabrali. Potem o tym zapomniałem. Teraz, kiedy wrócimy,
kupię ładne ranczo z kilkoma akrami ziemi... I ranczo będzie
miało duży ganek z huśtawką, na której będę siadywał, żeby
oglądać zachody słońca...
- Lub wschody z kubkiem kawy w ręku - dodała Angela.
85
RS
- Właśnie. Stajnia oczywiście tradycyjnego koloru, wiś-
niowego, a dom ogrodzony białym płotem...
- No i wokół domu klomby, kwiaty, pełno kwiatów kwit-
nących w różnych porach roku...
- To będzie zaczarowane miejsce! - stwierdził Hank.
- Z pewnością - powiedziała Angela z nutką żalu
w głosie.
To było prywatne marzenie Hanka. Nie napomknął, że
ktoś może je z nim dzielić. A nawet gdyby miał je ktoś dzie-
lić, to nie byłaby ona.
- Tego zawsze pragnąłem, ale coś się ze mną stało i zu-
pełnie o tym zapomniałem. Do tego tygodnia... Myślałem,
że ożenię się i będę miał dużo dzieci. Potem też o tym zapo-
mniałem... Dopiero teraz... Teraz muszę zrealizować choćby
tę część, która dotyczy koni.
Angela uśmiechnęła się, choć przejmował ją żal, że takie
kobiety jak ona nie mają szansy znalezć się na liście czyichś
marzeń. Ba, gdyby była klaczą...! Tym razem uśmiech prze-
mienił się w cichy chichot.
- Z czego się śmiejesz? - spytał Hank nieco zaskoczony.
- Nie z czego, ale do czego. Bardzo mi siÄ™ podobajÄ… twoje
plany. Szczerze życzę ci ich spełnienia. - Ciekawe, czy Hank
zauważył, jak zmienił się jej głos?
- Spełnię je dzięki tobie, Angelo. Gdybyś nie zgodziła się
na przyjazd tutaj i udawanie mojej żony, to nie zjawiłbym się na
tym ranczu, i tym samym nie zdałbym sobie sprawy z te-
go, czego mi brak. Ten tydzień przypomniał mi wszystkie
moje życiowe pragnienia. Uświadomił mi ich znaczenie. I za
to ci dziękuję.
Nim Angela zdołała zorientować się w intencjach Hanka,
ten nachylił się i pocałował ją.
86
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Pocałunek jej nie zdziwił, ale jego żar oszołomił ją. Hank [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl