[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawdziwie apokaliptycznych knowań -z drugiej strony brama prowadząca wprost do
czarnej Afryki, kontynentu, na którym mogli całkowicie bezkarnie testować swoje
chimery. Nie było żadnych wątpliwości: do znikania rabusiów grobowców przyczynili
się ci ludzie, niosący ze sobą śmierć. Wokół tego ciągnącego się przez stulecia
koszmaru mordercy wytworzyli i ciągle regularnie podsycali atmosferę lęku.
Wmawiali ludziom, że w grę wchodzi działanie sił nadprzyrodzonych.
W końcu Nathan miał ich w swoich rękach. Przeczucie nie mogło go mylić.
- Czy ten klasztor... jest daleko stąd? - spytał Hichama.
- Siedem, osiem godzin drogi przez pustynię, może dłużej, jeśli się ugrzęźnie w
piachu...
Nie było czasu do stracenia. Nathan ujął przewoźnika za ramię i szepnął mu do
ucha:
- Musisz mnie tam zawieźć.
- Kiedy chcesz wyruszyć?
- Jeszcze dzisiejszej nocy!
Podziękowali mędrcowi i dyskretnie się wycofali, by jak najprędzej przygotować się
do wyprawy. W pierwszej kolejności musieli znaleźć odpowiedni samochód
terenowy, potem kupili kanistry z benzyną,
285
zapas wody pitnej i wrócili do lepianki z gliny i gatęzi, w której wcześniej złożyli swoje
rzeczy.
Dwie olejowe lampki oświetlały izbę, której podłogę stanowiło klepisko. Usiedli
naprzeciw siebie na macie. Hicham podał Nathano-wi paszport.
- Wszystko załatwione, masz tu swoją wizę i zezwolenie na przemieszczanie się.
Teraz możesz jeździć, gdzie tylko zechcesz.
Nathan sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej plik dolarów. Odliczył cztery banknoty
studolarowe i podał je Hichamowi, który wziął je bez słowa.
- A co z pozostałymi rzeczami?
Przewoźnik pogmerał w swojej skórzanej sakwie i wyciągnął z niej trzy pistolety
automatyczne, starannie owinięte szmatami. Zaczął je kolejno rozwijać.
- Cz 85, mauzer M2, jarygin: pierwszy jest czeski, drugi niemiecki, trzeci rosyjski. To
wszystko, co udało mi się dostać. Jeśli cię to interesuje, mam jeszcze tłumik i dwa
dodatkowe magazynki do mauzera.
Nathan dokładnie obejrzał każdy pistolet po kolei; szybko rozłożył, sprawdził części:
zamek, spust, lufę, mechanizm... Wybrał mauzera, była to podstawowa wersja, ale
wydawał się w najlepszym stanie, a jego kaliber 357 sig gwarantował położenie na
miejscu rozpędzonego bawoła. Za takim wyborem przemawiał również tłumik, dwa
magazynki i paczka amunicji.'
-Ile?
- Sześćset.
- Wezmę go za pięćset, i
- Jest twój.
Nathan odliczył pięć następnych studolarówek.
- Ile za samochód i dla ciebie, za zawiezienie mnie do Karimy?
- Nic. I tak wziąłem od ciebie dużo pieniędzy - odrzekł, uśmiechając się Hicham.
Nathan odwzajemnił uśmiech.
Napełnił magazynki mauzera nabojami, po czym owinął broń szmatą.
- Potrzebuję jeszcze tuniki, takiej jak twoja, chusty i sakwy. Muszę się wtopić w
otoczenie.
- Możesz wziąć moje, będą pasowały. I nie zapomnij o dętce.
- Dziękuję. Dżinsy i koszulki są w mojej torbie, weź je sobie. Nathan wstał i spojrzał
na zegarek.
- Jest druga rano. Wyruszamy za dwie godziny. Radzę ci się trochę przespać.
286
- Wiem, że nie lubisz pytań - odezwał się Sudańczyk, starannie chowając w fałdach
dżelaby niedopałek papierosa - ale co masz tam zamiar robić?
- To długa historia. Bardzo mi pomogłeś i jestem ci za to wdzięczny, ale radzę ci,
żebyś się do tego nie mieszał. Kiedy się to wszystko skończy, kiedy dowieziesz mnie
do Dżabal Barkal, wróć jak najszybciej do Asuanu i z nikim nie rozmawiaj na ten
temat. Nigdy.
- Rozumiem - jednym słowem skwitował jego odpowiedź Hi-cham.
Obudzili się na krótko przed wschodem słońca. Na swoją odzież Nathan włożył
ubranie Hichama, który z kolei ubrał się w rzeczy Na-thana. Przyglądali się sobie
przez chwilę, nie mogąc pohamować śmiechu. Nathan spakował swoją nową torbę,
włożył do niej broń i resztę rzeczy, lornetkę, aparat fotograficzny i sztylet. Przełożył
skórzany pasek przez ramię i podniósł się.
Kiedy wyszli w chłód poranka, uliczki wydały im się dziwnie spokojne po nieopisanej
wrzawie poprzedniego dnia. Ufortyfikowane miasteczko pogrążone było we śnie.
Tylko kilka kobiet, przykucniętych przed małymi ogniskami z palących się gałązek,
podgrzewało naczyńka ze słodką herbatą, z których wydobywał się aromat karda-
monu i imbiru, wymieszany z gryzącym zapachem szarego dymu. Obaj wypili po
szklance tego słodkiego napoju. Potem załadowali bagaże do samochodu i wyjechali
spod rzucających cień daktylowych palm, zostawiając za sobą kępy krzewów,
bladozielone pastwiska, kierując się ku drodze prowadzącej na pustynię. Nathan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]