[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powalany Å‚uskami ryb . Rybie Å‚uski ciebie nie ominÄ….
 To wasze wewnętrzne spory, ja tu obcy...
 Czy chcesz innego przysłowia?  Kto siedzi blisko garnka, osmali się . Siedzisz blisko, vazaho,
i musisz wybierać!
  Oczywiście, będziesz mi zawsze bliższy niż inni!
 Dziękuję ci. O to chodziło!
56
11. Wojna modliszek i pająków
dolinie Ambinanitelo żyło zadziwiająco wiele pająków i modliszek. Dlaczego właśnie tutaj tak
się rozmnożyły owe dwa drapieżne plemiona, nie wiem. Czyhały wszędzie: na kawowcach, w
dziuplach palm, na liściach batatów, w wierzejach chat. Nawet na moskitierze mego łóżka
siedziały stale dwa pająki neptilia i łowiły komary. W całej dolinie, we wszystkich jej zaułkach,
toczyło się dniem i nocą bezlitosne wyłapywanie owadów, walne darcie ciał, powszechne
pożeranie.
Najzażarciej zaś dwaj rozbójnicy zwalczali się między sobą i gdziekolwiek się spotkali,
wszczynali śmiertelny bój. Nigdy nie było wiadomo, kto kogo zje, pająk modliszkę czy
przeciwnie, lecz to pewne, że jedna strona musiała ulec i stać się pokarmem dla drugiej.
Widocznie pająki dla modliszek, a modliszki dla pająków, stanowiły wyjątkowo smaczny żer.
Pewnego razu spostrzegłem czarnego pająka, jak zamierzał rzucić się na pszczołę, siedzącą
ufnie na kwiecie banana. Już rabuś sprężał się cały do ostatniego skoku, gdy spod liścia
wyłoniły się dwie niezmiernie długie łapy, dotychczas ukryte, minęły przerażoną pszczołę i
końcem ostrych piszczeli ujęły kibić pająka: modliszka. Modliszka ma przednie łapy najeżone
szeregiem straszliwych kolców. Lekki, wdziÄ™czny ruch jednÄ… takÄ… Å‚apÄ… ¦ - jakby pociÄ…gniÄ™cie
smyczka  ¦ i osÅ‚upiaÅ‚y pajÄ…k zerwaÅ‚ siÄ™ do rÄ…czej ucieczki i ukryÅ‚ w labiryncie listowia.
Niedługo starczyło mu życia: w łapach modliszki pozostał cały jego odcięty odwłok, do którego
żarłoczna tryumfatorka zabrała się zaraz ze zdrowym apetytem. Po minucie odwłok pajęczy
znikł w jej szczękach, natomiast z kolei jej odwłok, nażarty, pokaznie nabrzmiał.
Zwykła to była kolej losu w przyrodzie doliny i powszednie zajście, w którym jednakże uderzał
osobliwy szczegół: modliszka wzgardziła bliższą pszczołą i chwyciła pająka, zdobycz
odleglejszą i mniej pewną. Wolała pająka.
Podczas nocnych łowów Bogdana na owady przy świetle przybywały także pająki. Zakładały w
pobliżu lampy swe sieci i polowały jak my na tę samą zwierzynę. Którejś nocy rozegrało się
ciekawe widowisko.
57
Do pajęczyny, zaciągniętej na noc przed naszą chatą, wpadła modliszka i szamotała się wściekle,
ale bez skutku: nie mogła się wyrwać. Z ukrycia wyskoczył pająk, by rzucić się na ofiarę, i nagle
przystanął. Modliszka, uwięziona tylnymi nogami, zwróciła w stronę napastnika przednie łapy,
groznie wzniesione i gotowe do obrony. Pająk bał się zbliżyć, zwlekał, potem zatoczył koło i
chciał uderzyć od tyłu. Lecz modliszka miała się na baczności; okręcała się wraz z pająkiem nie
spuszczając go z oczu i wciąż wystawiała przeciw niemu kolczaste łapy.
Bój, a raczej wstęp do boju zaognił się, sprężył się w rozpaczliwym wysiłku. Dwa małe stworzonka
zapomniały o świecie i chciały naraz uporczywie żyć, a równocześnie zawzięcie mordować. Na
pajęczynie powstały dwa ogniska wytężonej woli, skierowane przeciw sobie z niepojętą
dzikością.
Pająk, korzystając ze swobody ruchu na swej pajęczynie, do-skakiwał do modliszki z różnych stron
jak ujadający brytan. Liczył zapewne na chwilę jej roztargnienia. Lecz przeciwniczka nie dała
się zbić z tropu i czuwała. Obroty jej były ostre, krótkie, celowe, a łapy wciąż naprzeciw
prześladowcy. Zresztą była to wielka modliszka i silniejsza niż pająk; słabsza tylko dlatego, że
zaplÄ…tana.
Na chwilę pająk, zmęczony, ustał i cofnął się w kąt. Wtedy w jego małym móżdżku zrodziła się
myśl godna podziwu. Pająk po prostu ogarnąwszy sytuację uznał, że nie da rady i że szkoda
czasu. Więc uczepił się pajęczyny w jakimś jej punkcie węzłowym i zaczął trząść z całej siły.
Rozluznił nici i ostatnim, tęgim wstrząsem wyrzucił modliszkę z sieci. Modliszka. zrywając się
odleciała w ciemność. Rozwaga zapanowała tu nad drapieżnością. Pająk umiał uznać w sam
czas bezcelowość walki i wyrzec się zdobyczy.
Kolację jadłem z Bogdanem w naszej chacie przy drzwiach na oścież otwartych i w świetle jasnej
lampy benzynowej, stojącej na stole. Do światła przylatywały niezliczone owady, czasem dość
przykre, gdy zbyt obficie wpadały do talerzy.
Pewnego wieczoru zaprosiłem do siebie nauczyciela Ramaso, aby zjadł z nami kolację. Lubiłem
jego towarzystwo, gdyż Ramaso chętnie objaśniał mi zawiłe pojęcia i wierzenia Malgaszów,
53
Mówiliśmy właśnie o obrazowości języka malgaskiego, w którym na przykład rzeka nazywa się
renirano, czyli matką wód, a słońce masaondro, czyli okiem dnia  gdy nagle rozległ się
donośny, dobrze nam znany łopot lecącej tismy. Wielka modliszka ukazała się w drzwiach,
wleciała do chaty i zataczała nad nami koła. Majestatyczny lot istnej władczyni owadów.
 Czy wiecie, jak ją określamy?  odezwał się Ramaso.  Fainakiloha.
 Co to znaczy?
 Pożeraczka głów.
 Niezwykle bystra spostrzegawczość  stwierdziłem.  Modliszki zawsze za głowę łapią swe
ofiary i od głowy zaczynają je pożerać.
Modliszka, która wpadła do naszej chaty, siadła pod powałą palmowego dachu. I zaraz zerwała się
jak oparzona. Przed chwilą jeszcze miała lekki, normalny lot; teraz leciała ciężko do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl