[ Pobierz całość w formacie PDF ]

móc...
- Albo wręcz odwrotnie - zauważyła matka.
- Więc co mam zrobić? - zapytała bezradnie.
- Mam przyjaciela, który jest prawnikiem i zajmuje się prawami człowieka... -
Phoebe usłyszała szelest kartek, jakby jej mama gorączkowo kartkowała notes w poszu-
kiwaniu numeru telefonu.
R
L
T
- Mamo, wiesz, że nie mogę sobie na to pozwolić. Zresztą w tego typu sprawie i
tak niewiele by pomógł. Wolałabym oszczędzić tego Christianowi. Poza tym... - zawaha-
ła się. - Nicolas rzeczywiście ma prawo poznać Christiana. Zawsze uważałam, że to, w
jaki sposób potraktowali Andersa, było bardzo niesprawiedliwe. Byłabym hipokrytką,
gdybym się zachowała tak samo w stosunku do Christiana.
- Phoebe, ci ludzie nie zasługują na twoje współczucie...
- Być może nie - zgodziła się Phoebe - ale to nie znaczy, że mam się zachować tak
jak oni.
Zaraz po rozmowie z matką zadzwoniła do swojej asystentki, Josie, która ochoczo
zgodziła się, by zastąpić ją w pracy przez najbliższe dwa tygodnie.
Wszystko układa się zbyt łatwo, pomyślała Phoebe. Jakby tak właśnie miało być.
Powtarzała sobie w myślach, że skoro chodzi tylko o dwa tygodnie, może sobie pozwolić
na wspaniałomyślność. Może pozwolić na spotkanie Christiana z królem, może wyba-
czyć rodzinie Amarnes ich bezduszne zachowanie sprzed lat i postarać się zrozumieć, że
Leo po prostu wypełnia swoje obowiązki...
Przez głowę przemknęła jej przez chwilę upokarzająca myśl, że być może zwy-
czajnie szuka okazji, by znowu go zobaczyć.
To playboy i uwodziciel, przypomniała sobie twardo, ale sama już nie wiedziała,
czy w to wierzy. Nie była pewna, jaki jest naprawdę, a wyjazd do Amarnes dawał szansę,
by się tego dowiedzieć.
Spakowała się już w nocy, wrzucając po prostu do walizki stertę ubrań oraz kilka
zabawek i książeczek Christiana. Włożyła szare spodnie i bladoróżowy sweter, starając
się przy tym nie zwracać uwagi na przyspieszone bicie serca.
Kolejna godzina minęła błyskawicznie. Christian wstał i właśnie jadł śniadanie, a
Phoebe pakowała ostatnie drobiazgi do walizki, gdy pod drzwi budynku podjechała czar-
na limuzyna z przyciemnianymi szybami.
Na widok Leo, który w nienagannie skrojonym garniturze wysiadł z auta i pod-
szedł do drzwi, Phoebe ogarnęła panika.
Leo omiótł wzrokiem przybrudzone ściany oraz zaniedbaną klatkę schodową. Ką-
ciki jego ust zadrgały, gdy przypomniał sobie, jak się droczył z Phoebe na ten temat, ale
R
L
T
po chwili jego twarz znowu spoważniała. Nie mógł sobie pozwolić na rozmyślanie o
Phoebe. Nie powinien w ogóle brać jej pod uwagę. Ani jemu, ani jej nie wyszłoby to na
dobre.
Ponownie nacisnął dzwonek przy drzwiach. Zdawał sobie sprawę, z jaką niechęcią
Phoebe zgodziła się na wyjazd, i doskonale ją rozumiał. Królewska rodzina nie zaakcep-
towała jej sześć lat temu, a teraz po prostu chciała ją wykorzystać. Niezbyt zachęcająca
perspektywa. Phoebe nie miała jednak wyjścia, tak samo jak on.
Po raz kolejny stanęła mu przed oczami: już nie dziewczyna o dziecinnych jeszcze
rysach, jaką zapamiętał sprzed lat, ale piękna kobieta, którą zobaczył wczoraj. Nie mógł
zapomnieć jej szeroko otwartych oczu, w których tak wyraznie czytał pożądanie za każ-
dym razem, gdy znalazł się blisko niej.
Złościło ją to i denerwowało, ale nie potrafiła zwalczyć pragnienia. Czuł je ubie-
głego wieczoru, jak niemal namacalnie drgało w powietrzu między nimi.
Rzecz jasna, nie mógł jej uwieść, chociaż o niczym innym nie marzył. Nie mógł
sobie pozwolić na taką komplikację. Ubiegłej nocy musiał po prostu zyskać jej zaufanie i
przyjazń, jedynie w ten sposób mógł ją przekonać, żeby się zgodziła spełnić wolę króla...
cokolwiek to miało naprawdę oznaczać.
Phoebe zawołała Christiana, który biegał po mieszkaniu jak szalony, i sięgnęła po
walizkę. Nie chciała, by Leo przestąpił próg ich mieszkania, jednak gdy usłyszała kroki
na klatce schodowej, zdała sobie sprawę, że nie uda jej się tego uniknąć. Musiała go
wpuścić pani Simpson, która nigdy nie potrafiła się oprzeć przystojnej męskiej twarzy i
czarującemu uśmiechowi.
Nie minęła nawet chwila, gdy rozległo się pukanie. Christian dopadł do drzwi, za-
nim zdołała go powstrzymać.
- Cześć. - W progu stał Leo, jak zawsze nienagannie ubrany i z wyjątkowo poważ-
ną miną. Przyglądał się uważnie Christianowi, który wpatrywał się w niego z nieskrywa-
ną ciekawością. - Mam na imię Leo i zdaje się, że jestem twoim wujkiem.
Christian otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- To ja mam wujka?
Leo rzucił Phoebe pytające spojrzenie.
R
L
T
- Nie mieliśmy jeszcze czasu o tym porozmawiać - powiedziała cicho, przygryza-
jąc wargę.
- No widzisz, jaka niespodzianka. - Leo uśmiechnął się szeroko do Christiana. - Ja
uwielbiam niespodzianki, a ty?
- No pewnie - zgodził się Christian, a Leo sięgnął po ogromnego, plastikowego di-
nozaura, który wystawał z plecaka chłopca.
- Mój Boże, nie chciałbym spotkać takiego w ciemnej uliczce - stwierdził, ogląda-
jąc zabawkę z każdej strony. - Ma strasznie dużo zębów, nie sądzisz?
- I jeszcze do tego strasznie głośno ryczy! - dorzucił entuzjastycznie Christian,
przyciskając guzik, żeby zademonstrować umiejętności swojej ulubionej zabawki.
Leo wydał z siebie okrzyk przerażenia i schował się za futrynę, czym wywołał u
chłopca szczery wybuch śmiechu.
- To tylko tak na niby! - uspokoił go Christian z dziecięcym pobłażaniem w głosie.
- Całe szczęście - westchnął Leo z ulgą, rzucając Phoebe porozumiewawcze spoj-
rzenie.
Phoebe uśmiechnęła się z wdzięcznością, zdumiona, z jaką łatwością Leo odwrócił
uwagę Christiana od drażliwej kwestii. Okazało się, że potrafi być równie czarujący w
stosunku do dzieci, jak i do kobiet, a przez to był jeszcze bardziej niebezpieczny.
- Powinniśmy już iść - stwierdziła spiętym głosem, czując wciąż na sobie jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl