[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Telefonistka obserwowała ją cały czas. Po chwili podeszła i
zagadnęła ją miłym, ciepłym głosem:
Hej, skarbie! Co się stało? Coś nie tak w domu?
Nie... nie... Dzięki.
Ile wysiłku kosztowało ją to nonszalanckie dzięki.
Kobieta stała jeszcze przez moment, potem odwróciła się i odeszła.
Zadzwoniła do biura panny Drew.
Meg podkurczyła nogi i splotła ręce. Jakież to wszystko było
okropne. Wydaje się, że wszystko jest w porządku: wstaje się rano, je
śniadanie, drażni się z siostrą, idzie do szkoły. Jednak przez cały czas
nad głową czuje się bat. Czy to się rzeczywiście wydarzyło? Czy to
piekło, które się rozpętało, będzie jej kiedykolwiek wybaczone?
Obawiała się, że ojciec ukarze ją fizycznie, na przykład da jej
klapsa. Nie chodziło jednak o ból. Było coś gorszego: bezradność, która
nie pozwalała jej się odezwać, wściekłość i wstyd, którego nie udawało
się ukryć.
38
RS
Panna Drew stanęła w drzwiach i spojrzała na swoją uczennicę.
Poczuła się jak głupiec, w dodatku bez serca. Dlaczego ona się tak
trzęsie? pomyślała. Błądzi oczami, nawet mnie nie zauważa. Muszę
porozmawiać z jej ojcem.
Meg poczuła skurcze na policzku. Wydawało się jej, że wielka bryła
lodu przesunęła się do serca i że z każdym jego uderzeniem czuje coraz
większe mdłości. Przez chwilę myślała, że to koszmarny sen. Chciała się
szybko obudzić i zapomnieć. Marzyła, żeby nagle rozstąpiła się ziemia,
wtedy wskoczyłaby w szczelinę i uciekła do innego świata. Już
wcześniej wyobrażała sobie, że ten inny świat jest zaczarowany i teraz
znów o nim pomyślała. Chociaż dawno z tego wyrosła, w chwilach
załamania często doń powracała. Spotykała tam jednorożce i magików,
widziała lasy wszystko to, co poznała w dzieciństwie, to, co tak ją
rozczarowało w kontakcie z rzeczywistością.
Poczuła się lepiej. Wydawało się jej, że naprawdę śni.
Nagle zadzwonił dzwonek. To był jej ojciec.
Chodz ze mną powiedział.
Wyszli tak szybko, że panna Drew nie zdążyła z nim porozmawiać.
Odprowadziła tylko wzrokiem odjeżdżającego forda. Odwróciła się od
okna i spojrzała na pannę Gordways, swoją zastępczynię. Ta patrzyła
na nią z wyrzutem.
Lucy! To było przekleństwo. Wiem, że za rok pójdę na emeryturę i
ty zajmiesz moje miejsce, ale zapamiętaj moje słowa: Dopiero wtedy
będziesz naprawdę surowa, gdy cały ciężar odpowiedzialności za ich
młode dusze poczujesz na swoim sumieniu.
Rozdział VIII
Pan Mitchel, jadąc do szkoły po córkę, układał sobie w głowie to,
co powinien jej powiedzieć.
Cała ta sytuacja była mu nie na rękę, żona przeziębiona, leżała w
łóżku, niania miała wychodne, wszystko wiec spadło na niego i z tego
powodu musiał spóznić się do biura.
39
RS
Zaczął powtarzać w myślach: Widzisz, Meg, zawsze wierzyliśmy w
sens wolności, ale jeśli się jej nadużywa... Już widział Meg, która
odpowiadała mu: Tak, wiem, o czym mówisz, tato. Przykro mi.
To jasne, że nie powie tego życzliwym tonem, zresztą nigdy jej się
to nie zdarzyło. Wtedy spróbuje raz jeszcze: Zbadamy razem całą tę
sprawę i zobaczysz, ile te twoje głupie wybryki będą kosztowały naszą
rodzinę Pewnie spojrzy na niego z powagą i powie: To dobry pomysł,
ojcze. Chcę wiedzieć.
Mitchel nerwowo zmienił bieg. Uświadomił sobie, że Margaret nigdy
nie zaszczyciła go jakąś ludzką reakcją. Co zrobić z taką córką? Mógł
tylko się jej obawiać, a swój dorosły strach ukrywać pod maską
wściekłości.
Kiedy dotarł na miejsce i zobaczył Meg siedzącą w hallu, jego
wściekłość doszła do zenitu. Wsiedli do samochodu bez słowa. Zanim
zaczął, próbował się uspokoić. W końcu zapomniał o tym, co chciał
powiedzieć. Usiłował przypomnieć sobie mowę, którą ułożył wcześniej,
ale nie zdołał wydusić z siebie słowa. Spojrzał na jej twarz, na te
ogromne dziecięce oczy, w których nie było śladu powagi ani
świadomości winy.
Do cholery! Posyłam cię do najdroższej szkoły, a teraz muszę
opuszczać biuro, żeby zabrać cię do domu. Zrobił przerwę licząc na
odpowiedz. Po chwili znowu krzyknął:
Wiem. Panna Drew to pieprznięta dupa, ale i tobie przydałoby się
niezłe lańsko!
Był tak zdenerwowany, że na karku wyszły mu niebieskie żyły. Meg
zauważyła to i poczuła dziwny niesmak. W tej chwili zmieniły się
światła i ojciec zahamował ostro. Rzuciło ją do przodu, uderzyła głową
w przednią szybę i wreszcie oparła się o rękę, którą zmieniał biegi.
Pchnęła ją tak mocno, że skrzynia biegów wydała ostry zgrzyt.
Przerazliwy dzwięk w uszach, bliskość jej ciała, zapach, który od
niej czuł wszystko naraz! Przechylił się, otworzył drzwi i wyrzucił ją na
ulicę.
Kiedy samochód odjechał, Margaret wstała i otrzepała się z kurzu.
Upadając uderzyła się o krawężnik i teraz czuła, jak puchnie na całym
ciele. Uśmiechnęła się głupio, żeby mijający ją przechodnie uznali, że to
wszystko żart.
40
RS
Odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że na dzisiaj już koniec. Po prostu
zwariował ze złości i nic już nie zrobi. Wydawało jej się, że słońce wyszło
zza chmur. Chociaż wokół panowała cisza, jej coś grało w uszach: Nie
tym razem! Teraz już koniec.
Rozejrzała się wokół i stwierdziła, że jest w miejscu, do którego
rzadko zaglądała: długa ulica z rzędami sklepów po obu stronach, z
której końca widać było drzewa Central Parku, ledwie widoczne, jak
małe krzaczki. Poznała drogę do ZOO i poczuła się jak w domu.
Tramwaje mknęły szybko, dzwięcząc i wyrzucając iskry spod kół tak,
jakby chciały wyskoczyć z szyn. Samochody usiłowały je dogonić.
Margaret na skutek nadmiernej ilości wrażeń poczuła głód. Zaczęła
pobrzękiwać drobnymi monetami w kieszeni, rozglądając się za
miejscem, gdzie mogłaby coś zjeść.
Kiedy dotarła do Madison, zobaczyła automat, który przyciągnął ją
jak magnes. Wśród wielkiego zamieszania obsługiwała go nadzwyczaj
spokojna kobieta. Dobrze znała swoją robotę, nie było potrzeby
przeliczenia pieniędzy. Musiała tylko wybierać jedzenie i wymieniać
monety. Siedziała w swojej budce jak królowa, nonszalancka i
pogardliwa. Otaczały ją szklane, podświetlone pojemniki, w których
prezentowały się apetyczne kanapki i słodycze.
Meg zwróciła uwagę na wielką skręconą jak spirala drożdżówkę z
rodzynkami. Wrzuciła do automatu dwa centy i odebrała swoją
nagrodę. Usiadła przy pustym stoliku i zaczęła jeść, od czasu do czasu
oblizując palce i wypluwając rodzynki.
Od dłuższej chwili zza gazety obserwował ją jakiś nieznajomy
mężczyzna. Eddy, stary sutener rzadko spotykał samotne małe
dziewczynki. Zawsze były z przyjaciółkami albo z kimś dorosłym, poza
tym o tej porze przebywały w szkole. Podrapał się lekko w nos i zmrużył
oczy. Margaret w tym czasie brudnymi palcami odrywała z ciastka
kawałek po kawałku.
Och, żeby tak wziąć te małe paluszki w dłonie i ściskać,
zmiażdżyć, a potem... Wstał, poprawił okulary i podszedł do jej
stolika.
Co tutaj robi taka śliczna dziewczynka jak ty, w dodatku sama?
Uśmiechnął się pytająco, ale ona go nie słuchała. Usiadł i mówił dalej:
41
RS
Znam miejsce, gdzie jedzenie jest o wiele lepsze. To tuż za rogiem.
Chciałabyś tam pójść?
Spojrzała na niego ostrożnie, oblizując resztki drożdżówki z palców.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]