[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To tylko dwa tygodnie. Potem wrócę do pracy.
- Lekarz mówił, że to może być miesiąc, a potem
powinnaś pracować najwyżej na pół etatu. Czyli będziesz
mieć dochód o połowę niższy niż teraz.
Przez moment analizowała jego słowa.
- Jakoś sobie poradzę, jeśli nie będę szaleć. Przesunął
palcami po włosach. Już wiedziała, że robi tak, gdy jest
zdenerwowany.
- Nie ma powodu, byś liczyła każdy grosz, skoro chcę...
- Hunter. - Położyła dłoń na jego kolanie. - Ta dyskusja
do niczego nie prowadzi. Przestańmy się spierać.
Przyglądał się jej przez moment.
- Masz rację.
- Mam rację? - Wyraznie zaskoczył ją.
- Tak. Musimy połączyć siły.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Powinniśmy skoncentrować się na dzieciach. One są
najważniejsze. Zamiast wchodzić w spory, postarajmy się
zrobić wszystko, by maksymalnie opóznić ich przyjście na
świat.
- W jaki sposób?'
- Przeprowadz się do mnie. Będę się tobą opiekować.
Dotyk jego dłoni rozpraszał i budził emocje. Czy
zamieszkanie z nim pod jednym dachem ma sens?
- Sama nie wiem.
- Dla mnie to żadna różnica, jeśli chodzi o pieniądze, za
to ty sporo zaoszczędzisz na czynszu i opłatach.
- Jakiś tysiąc miesięcznie - przyznała.
- Doktor uprzedzał, że w ciąży blizniaczej często zdarzają
się komplikacje. Nawet jeśli wszystko pójdzie dobrze, a mam
taką nadzieję, dwoje dzieci to podwójne wydatki. Powiem
szczerze: nie podoba mi się pomysł, byś była zależna od
eksmęża. Co będzie, jeśli nie zapłaci kolejnej raty? A nawet
jeśli ją przyśle, to na jak długo wystarczy dla ciebie i dwójki
dzieci?
Nie odpowiedziała. Ciągnął dalej:
- Zamieszkując u mnie, zyskujesz dwie istotne rzeczy.
Przede wszystkim odłożysz trochę pieniędzy.
- A druga? - zapytała, poruszona jego argumentacją.
- Będziesz mieć we mnie oparcie.
Popatrzyła na ich splecione dłonie. Prawda, czuła się
pewniej, mając go przy sobie. Tak jak u lekarza. Jest jednak
zbyt poruszona tym, co się stało, by widzieć wszystko we
właściwym świetle.
Hunter puścił jej rękę, sięgnął do kieszeni koszuli i wyjął
czarno - białe zdjęcie. Przez chwilę wpatrywał się w nie z
uśmiechem, twarz mu złagodniała. Potem podał je
zaintrygowanej Ashley.
- Dostałem od pielęgniarki, gdy na ciebie czekałem.
Popatrzyła na odbitkę. Obraz, jaki wcześniej widzieli na
monitorze. Ich dzieci. Zamrugała gwałtownie, by
powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Tyle lat o tym marzyłam. Testy, badania, nieudane
zapłodnienie in vitro. Już prawie straciłam nadzieję. Nie
wierzyłam, że kiedykolwiek zajdę w ciążę.
- Ale tak się stało - rzekł.
- Rozpaczliwie pragnęłam dziecka. O niczym innym nie
mogłam myśleć. I przez własną głupotę naraziłam je na
ryzyko.
- Przeszłości nie cofniesz, ale masz wpływ na
terazniejszość. - Odgarnął pasmo włosów z jej skroni. - Od tej
chwili przestańmy myśleć o nas. Myślmy tylko o dzieciach, o
tym, co dla nich będzie najlepsze.
- Też tego chcę. I bardzo się boję, by nie popełnić błędu.
- Oboje błądziliśmy. I oboje chcemy jak najlepiej. W
pojedynkę wszystko jest trudniejsze. Ashley, przeprowadz się
do mnie. Tak będzie najlepiej.
Jeszcze raz popatrzyła na zdjęcie. Dwie maleńkie
bezradne istotki. Ich los jest w jej rękach. Co zrobić? Czy mu
zaufać? Nieudane małżeństwo pozostawiło głęboki uraz,
nauczyło, że nikomu nie można wierzyć. Choć zamieszkanie z
Hunterem to całkiem inny układ.
- Zgoda, panie prokuratorze. Wkrótce będzie pan mieć
współlokatorkę.
Przez długą chwilę przyglądał się jej badawczo, jakby
chciał przeniknąć ją wzrokiem. Upewnić się, że nie ma już
żadnych wątpliwości.
- Jesteś pewna? Bo skoro to zrobimy, nie będzie już
odwrotu.
Skąd może mieć taką pewność? Po tym, czego
doświadczyła? Odrzucona, zdana na własne siły? Ale teraz
liczy się tylko dobro dzieci. Zrobi ten krok, mając oczy
szeroko otwarte. I nie da się zwieść żadnemu czarusiowi.
- Tak, jestem pewna.
Przystanął przy kanapie, popatrzył na śpiącą Ashley.
Przeprowadzka wyczerpała ją bardziej, niż się spodziewał.
Chciała pojechać z nim z pierwszą partią rzeczy, lecz gdy
załadował auto, nie było już miejsca. Czekając na jego
powrót, usnęła. Przyglądał się jej z czułością. Taka drobna i
krucha, a taka dzielna. Piegowaty nosek, broda zdradzająca
upór, delikatnie zarysowane, leciutko wygięte w uśmiechu
usta. Matka jego dzieci. Zrobi wszystko, by przychylić jej
nieba. Niewiele wie o ciąży i o tym, co przyniosą najbliższe
miesiące, lecz postara się, by Ashley była szczęśliwa, by czuła
się bezpieczna. Takiego wybuchu uczuć nigdy nie
doświadczył. Jeszcze tydzień temu jego życie obracało się
wyłącznie wokół pracy i udanego zabiegu Lauren. I nagie ma
zostać ojcem dwojga dzieci. Dwóch chłopców czy dwie
dziewczynki, a może parka? To bez znaczenia, i tak będzie je
kochać. Już je kocha. I bez względu na to, co przyniesie los,
nigdy nie zabraknie im jego miłości. Teraz tylko jedno jest
ważne - by Ashley donosiła ciążę. Ile to jeszcze czasu? Lekarz
chyba określił termin porodu? Popatrzył na książkę, przysiadł
i zagłębił się w lekturze.
- Hunter?
Podniósł głowę. Ashley, jeszcze na pograniczu snu,
patrzyła na niego z uśmiechem. Nagle zapragnął porwać ją w
ramiona; powstrzymał się tylko dlatego, że nie chciał jej
spłoszyć. Przepełniało go poczucie odpowiedzialności za nią i
dzieci i żarliwe pragnienie, by nie spotkało jej nic złego.
Będzie jej strzec i chronić. I udowodni, że można mu ufać. A
przecież nie zawsze był taki.
- Chodzmy do domu - powiedział.
- Do domu?
To były spontaniczne słowa. Do tej pory nigdy nie myślał
tak o swojej siedzibie. Rezydencję ze sporym kawałkiem
ziemi traktował raczej jak inwestycję.
- Chciałbym, żeby to miejsce było dla ciebie domem.
Zwilżyła usta koniuszkiem języka.
- Mam nadzieję, że nie popełniamy błędu. Znieruchomiał,
słysząc jej uwagę.
- Myślisz, że tak jest?
- Nie wiem. Choć chciałabym wiedzieć. Pomógł się jej
podnieść, otoczył ramieniem.
- Domyślam się, że trudno ci zostawiać mieszkanie, ale
mój dom jest większy, no i ja go nie wynajmuję. Wybór więc
jest oczywisty.
- Wiem. Dziękuję za wszystko, co zrobiłeś. Intuicyjnie
czuł, że nie powiedziała wszystkiego.
- Ale? - zawiesił głos.
- Nadal jest prawdopodobne, że coś pójdzie nie tak.
Domyślał się, co ma na myśli, lecz ten ulotny zapach wanilii
strasznie go rozpraszał.
- Na przykład co?
- Gdy mój szef się dowie, że mieszkamy razem, zwolni
mnie natychmiast.
Akurat to nie wydawało mu się wielką stratą.
- Na Williamsie świat się nie kończy. Teraz najbardziej
liczy się twoje zdrowie. Gdy lekarz uzna, że
niebezpieczeństwo minęło, przejdziesz na pół etatu. Mam
zadzwonić jutro rano do Williamsa?
- Nie, sama to zrobię. - Odsunęła głowę, by lepiej go
widzieć. - Nie cenisz go wysoko?
- To widać? - Hunter uniósł brew.
- Odrobinę. Fakt, Williams bywa męczący, ale lubię moją
pracę. Nie mówiąc już o tym, że zarabiani na czynsz.
Hunter spoważniał.
- Zapomnij o tym. Teraz należy to do mnie. Od tej pory o
nic się nie martw. Ja się wszystkim zajmę. Co do ciebie,
wystarczy, żebyś dobrze dbała o moje dzieci.
- Nasze dzieci.
- Jesteś z tych, które zawsze muszą mieć ostatnie słowo?
- Ja? - Ashley popatrzyła na niego z miną niewiniątka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]