[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hrabia trzymał list w ręku i twarzą okazywał niezwyczajne wzruszenie.
- Co to za list? - spytała Misia.
- Ze Skały!
- Alfred przyjechał?
- Przyjechał! Bez sensu wprost do siebie, zamiast przybyć naprzód do mnie. Dziś wieczorem tu
będzie.
- A to wybornie, cudownie! Nieskończeniem rada, niechże cię uściskam, kochany papo.
- Powoli, Misiu, słówko i nie ściskaj mnie wcześnie, bo to, z czym przyszedłem, nie zasłuży pewnie
na uścisk.
- A cóż takiego?
Hrabia przybrał uroczysty i surowy wyraz twarzy.
- Ma chere[58] - rzekł - proszę cię o jedną rzecz i wymagam, si vous voulez.
- Wymagam! Papo! Co za słowo!
- Nie odstępuję od niego! - serio rzekł hrabia.
Misia spojrzała mu w oczy, wstrzymała uśmiech i zmarszczona, niecierpliwa odpowiedziała:
- Słucham.
- Najprzód matka twoja, potem ty wzięłyście na siebie protegowanie sieroty, którym ja chcę wedle
woli mojej jedynie rozrządzać. Uprzedzam cię więc, kochana Misiu, że chcę i będę panem u siebie;
że proszę, abyś się w niczym do moich rozporządzeń nie mieszała. Moje postępowanie będzie dla
otaczających służących nauką, jak go uważać i postępować z nim mają.
- Słyszę, ale nie pojmuję cię, papo.
- Zdaje mi się jednak, że dość łatwo.
- Aatwo pojąć, a wytłumaczyć sobie trudno - dodała córka - dlaczego, kochany papo, odebrać mi
chcesz przyjemność usłużenia komuś? Będę posłuszną, nie mieszam się do niczego.
To powiedziawszy, odwróciła się Misia i szybko poszła ulicą. Hrabia pozostał sam na sam z listem
w ręku, zmieszany, bo ile razy córka się z nim w ten sposób rozstawała, męczył się jej złym humorem
i przemęczywszy, ustąpić jej wreszcie musiał. Na ten raz chciał użyć całej swej powagi, ale mu się
nie udało.
Przewidywał, że zostanie zwyciężony jak zwykle. Z drugiej strony, niepojęty jakiś wstręt,
niewytłumaczoną czuł odrazę dla przybywającego sieroty. Wychowanie dane mu początkowo
drażniło go niewypowiedzianie; sto razy chciał zepchnąć to dziecię w pierwszy jego stan,
sprzeciwiał się wreszcie wyjazdowi Eustachego za granicę z Alfredem. Ale naówczas żyjąca jeszcze
żona wymogła, że na to pozwolił.
Teraz, gdy miał już powrócić sierota, hrabia doznawał jakiejś niespokojności, zbroił się na ten
powrót jak na wojnę. Codziennie powtarzał sobie:
- Z tego nic dobrego nie będzie. %7łmiję odgrzewam, pewny jestem! Nie ma przykładu, żeby kiedyś z
chłopa co dobrego wyszło. Będzie to zazdrosne, nienawistne, podłe.
Doniesienia o talentach, o nauce, jakiej nabywał Eustachy, gniewały hrabiego.
- Tym gorzej - mówił - tym niebezpieczniejszy będzie. Musi mieć złe serce, a przy dobrej głowie to
daleko prowadzi. Hrabia roił sobie w Eustachym nieprzyjaciela, bo czuł, że go nienawidził i że
nienawiść zawsze się prawie nienawiścią płaci i wstrętem.
Wedle starego zaś aksjomatu[59] nie spodziewał się nic dobrego po c h a m i e, jak go nazywał.
Liczne przykłady wspierały go w tym przekonaniu.
- Krew - mówił w sobie - krew dobra, dobra rasa - to rękojmia! Z podłego rodu nic poczciwego nie
wyjdzie.
Przyszło do tego, że hrabia nie widząc od dawna swego wychowańca obawiał się go wcześnie i
postanowił nie dozwalać, ile możności, wychodzić ze stanu wieśniaczego, utrzymywać go w
uległości, w rygorze upokarzającym.
- Tym sposobem nagnę go, póki czas. Spuścić go z oka nie można; kto wie, co się tam roi w tej
głowie! Co się stało, odrobić nie podobna, ale naprawić potrzeba.
Niczym by nie można usprawiedliwić hrabiego w tych jego strachach dziwacznych, gdyby nie to, że
czasem człowiek dla nieznanego mu prawie człowieka przeczuciem jakimś czy fatalnością[60]
doznaje wstrętu, bojazni, upiera się przy nich, rozżarza w sobie uczucie wyrosłe i marę swoją prawie
za rzeczywistość poczytuje.
Jest to wcale nierzadki fenomen. Tysiąc się on razy trafia; bo oczy duszy dalej sięgają niż oczy ciała,
a ten drugi wzrok pewniejszy jest czasem od pierwszego, od wzroku per excellentiam[61], co
patrząc, jeszcze częstokroć nie widzi.
Ile razy w czasie pobytu Alfreda za granicą przychodziły listy od niego, nie tyle niespokoił się
synowcem, co wychowańcem, szukał o nim wzmianki; chciał
koniecznie dowiedzieć się coś złego, aby mieć dostateczny powód dla rozkazania powrotu do kraju.
Ale na próżno. Gniewał się, że mu uczyć się Alfred z sobą pozwolił, gniewał, że go brał z sobą do
Szwajcarii, Francji i Anglii.
- Po co jemu podróży! Alfred głowy nie ma! Zepsuje go i odda mi potem tak, że nie będę wiedział, co
z nim począć; do roli to nie pójdzie, nie zda się na nic.
A niebezpiecznie! Bóg wie! To może być szpieg domowy!
Musimy wyznać, że strach i niepokój hrabiego nieco usprawiedliwiały liczne przykłady
niedouczonych wieśniaków, którzy bijąc się w swym stanowisku jak ptaki w klatce, chcąc a nie
mogąc wzlecieć, z rozpaczy dopuścili się przestępstw i skalali niewdzięcznością - ale to byli n i e d
o u c z e n i, którym trocha światła dała żądzę podniesienia się, nie dając środków do dopięcia celu.
Im bardziej zbliżała się chwila powrotu z zagranicy, tym niepokój hrabiego wzrastał, podwoił się on [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl