[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyzWälacz tak mocno, że aż poczuÅ‚a ból. Ciemna sylwetka przebiegÅ‚a pod oknem. Boa ta
przykucnęła i dalej robiła zdjęcia  już na wyczucie. Widziała tamtego, jak wpadał do schroniska.
Poznała go. Był to Jancyszyn.
W tym momencie do pokoju wszedł przewodnik.
 No i co?  Był mdcr.o zdenerwowany.
 Stało się  odpowiedziała.  Powinien już wychodzić.
Stanęli oboje w oknie. Widzieli ostrożnie wciągającego się na linie Ciszkowskiego.
Błyskawicznie spakował sznur, haki i skafander ' Beaty do worka i ruszył w kierunku
schroniska.
Przewodnik zszedł na dół. Do świetlicy wchodzili również ze swoich pokoi pozostali
uczestnicy. Po kilku minutach wszedł kulejąc Ciszkowski.
Usiedli do obiadu. Wkrótce stwierdzono nieobecność Beaty.
 W pokoju jej nie ma  zauważyła jedna z koleżanek.
 Opalała sio jeszcze  dorzucił ktoś.
 Proszę ją zawołać  polecił przewodnik.
Od stołu podniósł się Jancyszyn i skierował się do drzwi. Wrócił po .chwili, podniecony.
 Nie ma jej -tam  powiedział.
 Jak to nie ma?  Przewodnik poderwał się. Za nim podnieśli się inni. Wszyscy biegli w
kierunku urwiska. Na przedzie przewodnik.
 Proszę się zatrzymać, proszę się nie zbliżać!  krzyczał. Sam ostrożnie podszedł do
krawędzi. Chwycił się rękoma za głowę. '
 Proszę stąd odejść  - komenderował.
 Wszyscy do schroniska.  Prawic silą zmusił ich do odwrotu. Pomagał mu w tym walnie
Ciszkowski.
 Wszyscy zjeżdżamy w dół - wydawał polecenia przewodnik. - " Ty  wskazał
na Ciszkowskiego  zostaniesz na miejscu.
 Ja też jadę  upierał się kapitan.
 Nie pojedziesz  powiedział przewodnik głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Zawiadomię górskie pogotowie.  Ciszkowski nic ustępował.
 Zostaniesz. Zjeżdżamy, nie ma chwili do stracenia.
Ciszkowski wszedł do pokoju przewodnika. Zauważył, że Beata nieco przybladła.
Siedziała przy stole, trzymając w rękach aparat fotograficzny. Na jego widok zerwała się z
miejsca.
 Nic ci się nie stało?  zapytała troskliwie.
 Jak widzisz, jestem zdrów, i cały  mówił żartobliwym tonem.
 Jeszcze nie mogę sobie tego wszystkiego uzmysłowić. Nic mogę zrozumieć, żc groziło mi
niebezpieczeństwo. Trzeba chyba aresztować tego człowieka  mówiła gorączkowo.
- I na to przyjdzie czas, ale jeszcze nie teraz. Musimy już iść. Ubieraj się.
Na stole, w jadalni Ciszkowski zostawił kartkę:
Schodzę iv dól. Zawiadomię pogotowie. Może będę tam ;przed wami.
Kobiło się szaro. Szli po śladacH pozostawionych na śniegu.
Przewodnik wywiązał się ze swej roli bardzo dobrze. Gdy zjechali w dół, okazało się, że nie
można dotrzeć do miejsca, gdzie spodziewano się znalezć Beatę. Wysłał
więc grupę z powrotem do schroniska, a sam pojechał po pomoc.
W drodze spotkał Ciszkowskiego. Poszli na dworzec. Tam czekała na nich Beata.
Pierwszym pociągiem wyprawili ją do Warszawy. Mimo, że była noc, zdecydowali się wrócić
do schroniska. Dotarli na miejsce przed północą.
W schronisku nikt nie spał. Wszyscy siedzieli przy stole, oczekując ich przybycia.
Po chwili milczenia przewodnik oświadczył przygnębionym głosem:
 Beata nie żyje, moi państwo. Upadek z takiej wysokości może zakończyć się tylko śmiercią.
Tyle razy mówiłem, ostrzegałem, i niestety...  Bezradnym gestem rozłożył ręce. W świetlicy
zapanowała grobowa cisza.
 Gdy dotarli na miejsce, już nic żyła
 uzupełnił kapitan łamiącym się głosem.
Nazajutrz do schroniska przybyła ekipa śledcza Milicji Obywatelskiej.
Przesłuchano wszystkich, łącznie z personelem zatrudnionym w schronisku.
Funkcjonariusze MO szczególnie zainteresowali się osobą Ciszkowskiego. On pozostał z Beatą
w schronisku, kiedy wydarzył się wypadek. Wszyscy to zgodnie podkreś-
lali, a szczególnie Jancyszyn. Właśnie Jan- cyszyn pierwszy zwrócił na to uwagę
przesłuchującym go funkcjonariuszom MO.
Długo badano miejsce upadku Beaty. Zabezpieczono ślady. W końcu kierujący śledztwem
zdecydował się zabrać do komendy Ciszkowskiego.
V
Piątego Stycznia na lotnisku Okocic w Warszawie wylądował samolot Boeing 707, linii BOAC.
lecący z Londynu do Moskwy. Wśród grupy oczekujących na lotnisku byli Magda i Marian Kowalski.
Kowalski co raz to stawał na palcach, usiłując wśród przybyłych dojrzeć oczekiwanego gościa.
W końcu zobaczył go. Tamten również go zauważył, bo machnął ręką na przywitanie.
Po odprawie celnej gość znalazł się w hallu dworca lotniczego. Powitanie i pre-zentacja trwały
krótko. Magda zauważyła badawcze, ukradkowe spojrzenia.- jakimi przybyły obrzucał jej postać.
Wyczytała w jego oczach jakby aprobatę.
Tego  towaru nie dostaniesz pomyślała z satysfakcją i uśmiechnęła się do swych myśli.
Pokój w Grand Hotelu był już zarezerwowany. Napiwek cudzoziemca obudził z letargu służbę
hotelową. Nic minęło piętnaście minut, a 'już mogli usiąść w kawiarni.
Ale niedługo przebywali we trójkę. Kowalski, aby im nie przeszkadzać, szybko pożegnał się.
umawiając się na następny dzień.
Pózniej, wieczorem, Magda napisała w sprawozdaniu: Zaczęliśmy rozmawiać: ja  swym
szkolnym angielskim, a on łamaną pol-szczyzno,. Miał -przy sobie słownik angielsko-polski.
Powiedzitił mi, że mu się podobam, że chciałby się ze mną ożenić. Bez pytania mnie o zgodę zaczął
ustalać datę ślubu. Małżeństwo chce zawrzeć jak najwcześniej. Jak było postanowione  wyraziłam
na wszystko zgodÄ™.
Do ślubu Magdy z Johnem Cardifcm pozostało jeszcze parę dni. Termin ślubu wyznaczony przez
urząd stanu cywilnego był niemal błyskawiczny. Oblubieniec się spieszył. Musiał "  jak wyjaśnił
Magdzie
 w bardzo pilnych sprawach handlowych jechać do Londynu. Tam miał oczekiwać jej
przyjazdu, który, ze zrozumiałych względów, nie mógł nastąpić zaraz. Musiała otrzymać paszport,
załatwić sprawy osobiste.
Zbliżało się zakończenie sprawy. Na kolejnej naradzie u majora Bielaka zrodził się plan finału
wielomiesięcznej pracy zespołu pracowników MO.
Wezwany do komendy w sprawie tragicznego wypadku w górach, Jancyszyn przybył
punktualnie.
 Proszę usiąść.  Major Bielak wskazał mu krzesło.  Chcemy jeszcze dowiedzieć się od
pana kilku szczegółów z ov/ego pamiętnego dnia w schronisku, z grudnia ubiegłego roku. Proszę
obejrzeć te zdjęcia.  Podał mu plik fotografii wykonanych przez ekipę milicyjną.
Jancyszyn powoli, nie spiesząc się, przejrzał podane mu odbitki.
 Co pan o tym sÄ…dzi?  zagadnÄ…Å‚ go major.
 Niewiele mogę powiedzieć.  Jancyszyn wzruszył ramionami.
 A o tych zdjęciach?  Major wręczył mu drugi pakiet. Były to zdjęcia wykonane przez
BeatÄ™.
Jancyszyn sięgnął po nie bez specjalnego zainteresowania. Ale nagle ręka. w któ-
rej trzymał pierwszą odbitkę, zastygła w
bezruchu. Krew odpłynęła mu z twarzy. Na czole pojawiły się krople potu. Pozostałych zdjęć
już nic oglądał. Rzucił je na biurko.
 W co ja się wpakowałem!  jęknął.
- Ten żal jest nicco spózniony, panie
Jancyszyn.  Major wpatrywał się w niego przenikliwym wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl