[ Pobierz całość w formacie PDF ]

raz potem przylepione do szyby twarze pracowników.
Nim zaparkowała, twarze zniknęły. Weszła do salonu.
Robbie nalewał sobie kawę, dragi z mechaników poprawiał
zdjÄ™cia wiszÄ…ce na tablicy - nigdy nie widziaÅ‚a, by którykol­
wiek z nich zajmował się tym wcześniej - trzeci pochylał się
nad figurkÄ… zdobiÄ…cÄ… maskÄ™ zielonego roadstera. %7Å‚aden nie
patrzył na Melanie i Wyatta.
- Jakie to sprytne w twojej strony - Wyatt zniżył głos do
RS
szeptu. - Nie chciaÅ‚aÅ›, by zamartwiali siÄ™ o pracÄ™, wiÄ™c pod­
sunęłaś im inny temat do myślenia.
- Nie rób mi, proszę, dodatkowych problemów - fuknęła
Melanie.
- Co tak na mnie warczysz? - Zrobił urażoną minę. -
Scruffy cię tego nauczył?
Scruffy, słysząc, że o nim mowa, przysiadł na tylnych
łapkach, przednią łapkę położył na nodze Wyatta i popatrzył
na niego z uwielbieniem.
- Hej, psiaku - uśmiechnął się Wyatt. - Nie prosiłem,
żebyś mnie tak adorował.
- To z wdzięczności za kostki, które dałeś mu w środku
nocy - kpiąco podsumowała Melanie.
Wyatt uśmiechnął się jeszcze szerzej. W kącikach oczu
zrobiły mu się drobniutkie zmarszczki. Za pózno zrozumiała,
że znowu chlapnęła bez zastanowienia.
- Masz rację, złotko - powiedział pieszczotliwie. - Nie
muszę ci robić problemów. Sama potrafisz je sobie stworzyć.
W wystarczającej ilości.
Ukradkiem zerknęła na mechaników. Cała trójka wlepiła
w nią oczy, szczęki im opadły. Wiedziała, o co chodzi.
No tak, wniosek jest prosty, pomyÅ›laÅ‚a ze zÅ‚oÅ›ciÄ…. W koÅ„­
cu to faceci. Czego innego można się po nich spodziewać?
Starała się zachować normalny ton,
- Samochód Wyatta nie chciaÅ‚ zapalić. Wyatt przenoco­
wał u mnie na kanapie, a teraz śpieszy się do siebie.
- Nie byÅ‚bym tego taki pewny - mruknÄ…Å‚ jeden z pracow­
ników.
Melanie udała, że nie usłyszała.
- Robbie, wiem, że macie pełne ręce roboty, ale niech
RS
ktoś zerknie na akumulator. Lepiej, by tak całkiem się nie
rozładował.
Robotnik stojący przy roadsterze uśmiechnął się do Wy-
atta i uniósł kciuk.
Poszła do biura. Włączyła komputer i zaczęła przeglądać
leżącą na biurku pocztę.
Wyatt wszedł za nią.
- Zostaw otwarte drzwi - przykazała. - Nie trzeba, by
robotnicy zachodzili w głowę, co my tu wyrabiamy.
- Nic takiego, co by ich zainteresowało. Powinniśmy
wstÄ™pnie przeanalizować naszÄ… ofertÄ™, nim zgÅ‚osimy jÄ… two­
jej przyjaciółce Erice.
- Mieszkałyśmy w jednym akademiku, ale ona nigdy nie
była moją przyjaciółką - sprostowała Melanie.
- Tak czy inaczej, warto sprawdzić restaurację i wystawić
samochód. Zobaczyć, czy to zadziała. Co byś powiedziała na
dzisiejszy wieczór?
- O nie. Nie mam ochoty na powtórkÄ™ wczorajszej eska­
pady.
- To będzie coś innego. ,,Felicity's" to całkiem inny...
- Mam już plany na dzisiejszy wieczór.
- W takim razie wybierzmy siÄ™ na lunch.
- Nie ruszę się z biura, mam mnóstwo pracy. - Otworzyła
kopertę, wyjęła czek. - Ty nie masz nic lepszego do roboty?
Na przykład pogodzić się z Jennifer?
- Właśnie się zastanawiałem, kiedy do tego nawiążesz.
- Mnie to nie obchodzi. WspomniaÅ‚am jedynie, że pew­
ne chcesz załagodzić wczorajsze zdarzenie. Chyba że ona
jest z kraju, w którym na powitanie wali się człowieka w po-
liczek, to co innego.
RS
Wyatt pstryknÄ…Å‚ palcami.
- Wiesz, coś w tym jest. Zawsze miałem wrażenie, że
Jennifer pochodzi z innej planety niż reszta łudzi.
Nie potrafiÅ‚a wyciÄ…gnąć z tej wypowiedzi jednoznaczne­
go wniosku. Zresztą czego się spodziewała? %7łe się przed nią
otworzy? %7łe może nawet zapyta o radę?
- W takim razie w sam raz nadaje siÄ™ dla Jacksona. Wy­
śmienita para. - Popatrzyła uważnie na Wyatta. Wyglądał,
jakby ta sprawa była mu całkowicie obojętna.
Odwróciła się do komputera, popatrzyła na monitor,
sprawdzając, czy nie przyszły nowe zamówienia.
- Dziwię się, że nie nadzorujesz swojej wspaniałej bari-
tsy, kiedy grzebiÄ… w niej ludzie Robbiego.
- Ufam im. Melanie, czy mam rozumieć, że powinienem
się stąd wynieść?
- Co za błyskotliwa dedukcja, Sherlocku.
- Wczoraj - rzekł półgłosem - chciałaś, żebym został.
- Wczoraj wieczorem... - urwała, bo ktoś zapukał
w otwarte drzwi. - Nieważne. Co się stało, Robbie?
- Obejrzałem baritsę. Może pójdzie pan ze mną?
- To brzmi niepokojąco - powiedział Wyatt. Zsunął się
z rogu biurka i poszedł za Robbiem.
Wypisała kilka zamówień i zaniosła je do warsztatu.
- Fred, poszukaj w wolnej chwili tych części i zostaw je
przy drzwiach. Przygotuję je do wysyłki w poniedziałek.
Kiedy wróciÅ‚a do biura, jej fotel byÅ‚ zajÄ™ty. Wyatt rozma­
wiał przez telefon. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl