[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie by³a pewna, co czuje. Zaskoczenie, na pewno tak. JednoczeSnie
nie potrafi³a wyzbyæ siê lêku. Przesz³oSæ, jak siê wydawa³o pogrzebana,
znowu powróci³a.
Greg! Mia³a nadziejê, ¿e jej twarz nie zdradza³a tego, co siê z ni¹
dzia³o.
To nie do wiary! Greg uSmiechn¹³ siê i przyci¹gn¹³ j¹ do siebie
w uScisku. Absolutnie nie do wiary. Ile to lat minê³o? Piêæ?
Wygl¹da na to, ¿e ju¿ siê znacie ze zdumieniem zawo³a³a Myra.
Livvy i ja chodziliSmy do tego samego college u. Greg odsun¹³
j¹ nieco od siebie, aby siê lepiej jej przyjrzeæ. Na Boga, jesteS piêkniej-
sza ni¿ kiedykolwiek przedtem, chocia¿ wydawa³o siê to niemo¿liwe.
Wyci¹gn¹³ rêkê w poufa³ym geScie, na który mo¿e sobie pozwoliæ stary
przyjaciel, i dotkn¹³ jej w³osów. Obciê³aS je. Spojrza³ na ciotkê.
Siêga³y jej do pasa. Wszystkie dziewczyny w Harvardzie zazdroSci³y Liv
w³osów. Odwróci³ siê do niej. Ale w krótkich w³osach wygl¹dasz
bardzo szykownie.
Dziesi¹tki pytañ k³êbi³o siê w jej g³owie, ale nie mog³a siê przemóc,
aby je zadaæ. Greg wygl¹da³ prawie tak samo jak kiedyS, choæ trochê
starzej, a z imponuj¹cego zarostu, z którego w college u by³ taki dumny,
pozosta³y mu jedynie w¹sy. Pasowa³y do niego. By³y rudoblond jak jego
w³osy i dodawa³y niemal ch³opiêcej twarzy nieco wiêcej powagi. Oczy
patrzy³y tak samo przyjaxnie, a w uSmiechu by³o tyle samo co dawniej
entuzjazmu. Piêæ lat nagle przesta³o istnieæ.
Och, Greg, jak to dobrze znowu ciê widzieæ. Tym razem to Liv
go objê³a. I to, ¿e college zdawa³ siê odleg³y o miliony lat, nie mia³o dla
niej ¿adnego znaczenia. Liczy³o siê tylko to, ¿e mog³a siê do niego przy-
tuliæ i ¿e by³ kimS, kogo zna³a w szczêSliwszych czasach. I w smutniej-
szych równie¿.
Mam zamiar ci j¹ ukraSæ na parê minut, ciociu. Greg szybko po-
ca³owa³ j¹ w policzek i wzi¹³ Liv za rêkê. Musimy trochê pogadaæ.
No, no. Myra promienia³a, obserwuj¹c, jak odchodz¹. Wysz³o
nawet lepiej, ni¿ planowa³am. Rozejrza³a siê dooko³a i unios³a brwi.
51
Oto i mamy naszego T.C uSmiechnê³a siê do swoich mySli. Muszê
z nim porozmawiaæ.
Proszê ciê, Myro. Sêdzia Ditmyer chwyci³ ¿onê za ramiê. Nie
wpakuj siê w jak¹S kaba³ê.
Herb pog³adzi³a go po rêku i delikatnie uwolni³a siê z uchwy-
tu. Nie psuj mi zabawy.
Tymczasem Greg, min¹wszy kilka korytarzy, wprowadzi³ Liv do so-
larium.
Wci¹¿ nie mogê uwierzyæ, Liv. Có¿ za spotkanie! To fantastyczne.
Kiedy uczêszczaliSmy do college u, nie wiedzia³am, ¿e masz ta-
kich s³awnych krewnych.
Nie wytrzyma³bym z nimi porównañ odrzek³ ¿artobliwie. Rwiat³o
ksiê¿yca by³o przymglone i chc¹c siê lepiej Liv przyjrzeæ, Greg zapali³ lamp-
kê. Spe³nianie oczekiwañ rodziny potrafi byæ ogromnie stresuj¹ce.
Doskonale ciê rozumiem.
Liv podesz³a do jednego z licznych w tym pomieszczeniu okien. To
by³ interesuj¹cy, pó³okr¹g³y pokój z wyScie³anymi ³aweczkami i powie-
trzem przesyconym delikatnym zapachem kwiatów. Liv nie usiad³a. To
niespodziewane spotkanie wytr¹ci³o j¹ z równowagi i potrzebowa³a ru-
chu, aby siê uspokoiæ.
Od jak dawna jesteS w Waszyngtonie, Livvy?
By³a szczuplejsza ni¿ dawniej i bardziej opanowana. Piêæ lat. Dobry
Bo¿e, pomySla³, a wydaje siê, jakby to by³o zaledwie wczoraj.
Prawie od pó³tora roku.
Usi³owa³a sobie przypomnieæ, kiedy ostatnio nazwano j¹ Livvy. To
chyba równie¿ zdarza³o siê w jakimS innym ¿yciu.
Ciotka wspomnia³a, ¿e jesteS spikerk¹.
Tak. Odwróci³a siê do niego.
W przyæmionym Swietle wyda³a mu siê nieziemsko piêkna. CoS ta-
kiego przydarzy³o mu siê po raz pierwszy w ¿yciu.
W wieczornym serwisie w WWBW.
Zawsze o tym marzy³aS. A wiêc koniec z zapowiadaniem pogody?
USmiechnê³a siê.
Koniec.
Nie zauwa¿y³ na jej rêku obr¹czki. Podszed³ do niej. Jej zapach zafa-
scynowa³ go, by³ jakiS inny, mniej naturalny, bardziej wyrafinowany.
JesteS szczêSliwa?
Po chwili wahania odpowiedzia³a:
52
Tak s¹dzê.
KiedyS by³aS bardziej konkretna.
KiedyS by³am m³odsza. Powoli ruszy³a przed siebie. Chcia³a
zmieniæ temat rozmowy. A wiêc, jak powiedzia³a mi twoja ciotka,
jesteS sam.
Ca³a ona. Greg rozeSmia³ siê i pokrêci³ g³ow¹. Postanowi³a
mnie wyswataæ, ilekroæ przyje¿d¿am, zawsze ma dla mnie jak¹S niespo-
dziankê. Tym razem jednak po raz pierwszy w pe³ni akceptujê jej wybór.
Nigdy siê nie o¿eni³eS, Greg? Zawsze uwa¿a³am, ¿e powinieneS to
zrobiæ.
Nie chcia³aS mnie.
Znowu siê do niego odwróci³a i uSmiechnê³a z zak³opotaniem.
Nigdy nie by³eS powa¿ny.
RzeczywiScie, nie by³em naprawdê powa¿ny. I to by³ mój b³¹d.
Uj¹³ jej d³oñ w swoje d³onie. Wci¹¿ by³a taka krucha i delikatna, ale w jej
oczach malowa³a siê si³a i zdecydowanie. Za bardzo wtedy szala³aS za
Dougiem, aby mySleæ o mnie. Widzia³, co prze¿ywa, chocia¿ stara³a siê
odwróciæ twarz. Livvy. Zatrzyma³ j¹. Doug i ja prowadzimy wspól-
ne interesy w Chicago.
Chwilê milcza³a. Musia³a pokonaæ ból, ¿eby w miarê spokojnie od-
powiedzieæ:
Zawsze o tym marzyliScie. Cieszê siê ze wzglêdu na ciebie.
Te pierwsze miesi¹ce po tym... zatrzyma³ siê, jakby szuka³ w³a-
Sciwych s³Ã³w kiedy go opuSci³aS, nie by³y dla niego ³atwe.
Te wczeSniejsze równie¿. Nagle poczu³a ch³Ã³d.
To by³ trudny okres. Najtrudniejszy dla was obojga.
Liv nabra³a tchu. Nieczêsto pozwala³a sobie na wspomnienia.
By³eS dla nas wspania³ym przyjacielem, Greg. Nie s¹dzê, abym ci
kiedykolwiek powiedzia³a do jakiego stopnia wspania³ym. By³o mi wte-
dy tak ciê¿ko. Dziêki tobie jakoS przez to przesz³am. Rcisnê³a mu rêkê.
Tak naprawdê dopiero teraz zda³am sobie z tego sprawê.
Nie mog³em spokojnie patrzeæ, jak cierpisz, Livvy. Kiedy siê odwró-
ci³a, chwyci³ j¹ za ramiona i wtuli³ twarz w jej w³osy. Nie mo¿e byæ nic
gorszego ni¿ obserwowanie cierpienia drogich nam osób. To wszystko wy-
dawa³o siê wtedy takie niesprawiedliwe. Wci¹¿ siê zreszt¹ takie wydaje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]