[ Pobierz całość w formacie PDF ]
towarzystwo. Jesteś zaskoczona, że spotkałaś się z kobietą?
- Nie, zupełnie nie - odpowiadam. - Zaskakuje mnie tylko to, że spotkałam tak młodą
kobietę o tak wyrobionych poglądach. Właśnie to mnie zaskakuje!
- Wiele razy już to słyszałam. Ale o co chodzi? Tak samo lubię mężczyzn, jak kobiety. A
tej nocy pragnę być z kobietą. Poza tym rzucił mnie chłopak i chcę o nim zapomnieć.
W czasie, gdy spokojnie rozmawiamy, słyszę jakiś dziwny hałas dobiegający z innego
pokoju. Nie jesteśmy same w domu. Najwyrazniej na mojej twarzy widać niepokój, ponieważ
Beth natychmiast próbuje mnie uspokoić.
- To Paki, mój pies. Nie przejmuj się!
W salonie pojawia się piękny owczarek niemiecki, dyszący, z wywalonym ozorem.
- Cześć, kochanie moje! Chodz tu, kochanie. Chodz!
Pies się zbliża, obwąchuje mnie, a potem wkłada nos pod koszulę Beth. Nie przeszkadza
jej zuchwałość zwierzęcia i zaczyna głaskać jego boki.
- To przyjaciółka. Widzisz? Jesteśmy przyjaciółkami - mówi do psa, jakby chciał mnie
zaatakować i odgryzć mi część twarzy.
Słowa Beth nie uspokajają mnie, wprost przeciwnie.
- Co się dzieje? Twój pies jest agresywny? - pytam półżartem, choć tak naprawdę jestem
przerażona.
- Nie. Bądz spokojna! Tylko nie lubi intruzów. Ale to dobry chłopiec. - Teraz Beth drapie
psa po grzbiecie.
W Beth jest coś zmysłowego, co wywołuje u mnie dreszcz. Ma w sobie słodycz
dorastającej panienki, a jednocześnie duża seksualną przebiegłość w oczach. Podczas gdy się
jej przyglądam, ponownie słyszę hałas dochodzący z innej części mieszkania.
- Beth, ktoś tu jeszcze jest, prawda?
- Skąd! Nie przejmuj się. Prawdopodobnie coś spadło. Pójdę sprawdzić Ty zostań tutaj!
- Beth, proszę. Nic się nie stanie. Wołałabym tylko, żebyś powiedziała mi prawdę.
Ignorując moje słowa, wychodzi z salonu.
- Zaraz wracam - mówi, odwracając się do mnie plecami.
Jestem przekonana, że w mieszkaniu ktoś jeszcze jest. Poza tym pies się nie poruszył,
więc z pewnością jest to ktoś, kogo zna, a Beth mnie okłamała.
Mija jakieś pięć minut, podczas których nie odważam się poruszyć Paki ponownie mnie
obwąchuje, ziewa i kładzie się.
- Widzę, że już się zaprzyjazniliście - mówi Beth po powrocie, przyglądając się psu
ułożonemu u moich stóp.
- Tak, mniej więcej. Bardzo lubię psy i myślę, że Paki to wyczuł. I co to było?
- Nic. Drewno w kominku, który mam w pokoju. Chcesz go zobaczyć?
To oczywiste zaproszenie, żeby przejść do jej sypialni. Idę za nią, z naszymi drinkami w
jednej ręce, torebką w drugiej i z psem za plecami. Sypialnia jest bardzo duża i ładna, z
rustykalnymi meblami i łóżkiem w kształcie łodzi. Znieżnobiałe prześcieradła są mocno
pogniecione na całej długości łóżka, a naprzeciwko znajduje się świeżo rozpalony kominek.
Na nocnym stoliku stoi mnóstwo szklanek z resztkami napojów alkoholowych, a obok,
na blacie widnieją białe plamy.
- Mój chłopak przyszedł dziś po południu. Byliśmy w łóżku, a potem się rozstaliśmy.
Dziwne, prawda? - mówi Beth, wkładając sobie rurkę do nosa. - Chcesz?
Kończy przygotowywać rurkę z resztkami białego proszku z nocnego stolika. Palcem
zbiera to co zostało i zlizuje.
- Nie, dziękuję. Nie lubię tych rzeczy.
Wyobrażam sobie przez chwilę Beth z rozłożonymi nogami, leżącą pod ciemnoskórym,
muskularnym chłopcem, wydającą jęki rozkoszy. Pewnie zażywali kokainę przez całe
popołudnie, a potem ona, bardzo ułożona, ze łzami w oczach rozkazała mu, żeby sobie
poszedł i na zawsze zniknął z jej życia. Tej nocy, jak już trochę oprzytomniała, zadzwoniła do
burdelu, żeby zamówić sobie dziewczynę i zemścić się na wszystkich mężczyznach świata, a
przede wszystkim na swoim chłopaku. Już ją rozumiem.
Oplata rękami moją szyję i całuje mnie w usta. Ma gorący język, bardzo gorzki od koki,
którą właśnie zjadła i po krótkiej chwili mój język drętwieje. Z tym nieprzyjemnym uczuciem
kładę się z nią i znowu słyszę hałas. Nie pochodzi z kominka, włożyłabym za to rękę w ogień.
Cóż za trafne określenie! Wydobywa się z ogromnej szafy stojącej koło okna. Zaalarmowana,
podnoszę się, mimo że Beth próbuje mnie zatrzymać.
- Nic się nie dzieje! Wracaj, nie możesz mnie tak zostawić, w połowie.
Nie zwracam na nią uwagi i otwieram drzwi szafy.
- To jest to drewno z kominka! - wykrzykuję, dostrzegając sylwetkę w głębi szafy. Ciągnę
mężczyznę za rękaw.
- Ty, wyłaz stamtąd! Już się skończyła zabawa w chowanego!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]