[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostarcza ci informacji. Inaczej nie wspominałabyś, że ja i Alice tworzymy zgraną parę.
Musiał przyznać Emeraldzie, ze nawet nie usiłowała udawać, że nie wie, o czym on
mówi.
 Jakie to ma znaczenie, mój drogi?
 Owszem, ma.  Nie miał zamiaru pozwolić jej się wywinąć dzięki takim gierkom. 
Powiedziałaś mnie oraz Hunterowi i Nickowi, że mamy wolną rękę w zarządzaniu firmami,
które nam dałaś.
 Nie ingeruję w to, w jaki sposób prowadzicie firmy.  Uśmiechnęła się.  Chciałam
jedynie wiedzieć, jak wam idzie. To wszystko.
 Nie przyszło ci do głowy, aby mnie o to spytać?
 Chciałam obiektywnej opinii. Caleb pochylił się do przodu.
 Nie życzę sobie, żeby pracownicy płacili za moje błędy. To dobrzy ludzie i nie chcę,
żeby cierpieli z powodu twojego eksperymentu.
Zamiast poczuć się urażona, starsza kobieta wyglądała na niezwykle zadowoloną.
 W porządku.
 I powiem ci coś jeszcze.  Jeżeli sądziła, że to koniec, to bardzo się myliła.  Kiedy się
dowiem, że nadal prowadzisz swoje gierki ze mną albo z firmą, rezygnuję. Wracam do
Tennessee, a ty możesz zapomnieć o jakichkolwiek propozycjach, bo i tak je odrzucę.
Ku jego zdumieniu uśmiechnęła się.
 Niczego lepszego nie mogłam się spodziewać po własnym wnuku.  Zerknęła na złoty
zegarek.  Alice powinna być tutaj za kilka chwil. Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym
została? Mogłabym wyjaśnić pewne rzeczy dotyczące twojego ojca.
Caleb pokręcił głową.
 Wystarczy, że ją tutaj ściągnęłaś. Teraz dam już sobie radę sam.
Emeralda wstała i ruszyła ku drzwiom.
 Jeśli będziesz mnie potrzebował...
 Nie będę.  Caleb wstał, zbyt podekscytowany, by dalej siedzieć. Jeżeli miał
jakiekolwiek szanse na wspólną przyszłość z Alice, musi być z nią zupełnie szczery. Wszelkie
informacje na temat jego osoby muszą paść z jego ust, a nie babki.  Sam się w to
wpakowałem i sam się z tego wydostanę.
Emeralda przytaknęła z aprobatą.
 Mam nadzieję, że ta młoda kobieta zauważy, jakim jesteś wartościowym mężczyzną.
%7łyczę ci szczęścia.
Całeb popatrzył na nią przeciągle. W jej głosie pobrzmiewała szczerość, której się nie
spodziewał.
 Dziękuję... babciu.
Alice wyszła z windy na szóstym piętrze budynku Emerald Towers. Przywitał ją
elegancko ubrany mężczyzna koło pięćdziesiątki.
 Pani Merrick, proszę za mną. Jestem Luter Freemont, osobisty asystent pani Larson.
Polecono mi, bym zaprowadził panią prosto do jej prywatnego gabinetu.
Alice ruszyła za mężczyzną wzdłuż długiego korytarza, ściskając w ręku teczkę z
rezygnacją. Nie była zdenerwowana, ale nie mogła doczekać się, kiedy będzie po wszystkim.
Pan Freemont zatrzymał się przed solidnymi mahoniowymi drzwiami. Otworzył jedno
skrzydło i cofnął się, przepuszczając ją.
 Mam nadzieję, że to spotkanie okaże się zadowalające dla obu stron, pani Merrick.
 Dziękuję.
Po co on mówił takie słowa? Czyżby pani Larson chciała namówić ją, by wycofała
rezygnację?
Jeżeli tak było, z pewnością się rozczaruje. Nie było najmniejszej szansy, aby Alice nadal
pracowała w tej firmie, dopóki pozostawał tam Caleb.
Kiedy weszła do gabinetu, poczuła, jak zamiera jej serce. Zamiast Emeraldy Larson
zobaczyła Caleba wyglądającego przez przeszkloną ścianę.
Odwrócił się w jej stronę.  Wyglądał tak oszałamiająco, że wstrzymała oddech, a jej
serce zalała fala tęsknoty. Dżinsy podkreślały jego szczupłe biodra i muskularne uda, a
materiał koszulki polo przyciągał wzrok ku idealnie wyrzezbionym mięśniom klatki
piersiowej, przypominając, jak był silny. Jego jasnobrązowe włosy były lekko zwichrzone, ale
to tylko dodawało mu uroku.
 Dzień dobry, Alice.
 Gdzie jest pani Larson? Caleb wzruszył ramionami.
 Wydaje mi się, że jest gdzieś w biurze. Odwróciła się, chcąc wyjść z gabinetu.
 Nie mogę tego zrobić  wyszeptała.
 Zaczekaj.  Caleb pospieszył ku niej i chwycił ją za ramiona.  Proszę, chcę, żebyś
wysłuchała, co mam do powiedzenia. A potem, jeśli nadal będziesz chciała zrezygnować,
obiecuję, że nie będę cię zatrzymywał.
 Czy to jedyny sposób, abyś przyjął moją rezygnację?  spytała, z góry znając
odpowiedz.
 Obawiam się, że tak, kochanie.  Zrobił krok w tył i wskazał jej fotel koło drzwi. 
Usiądz.
 Wolałabym nie...
 To może chwilę potrwać.
 Caleb, naprawdę sądzę, że nie ma sensu...
Poczuła się nagle zupełnie pokonana i usiadła na brzegu jednego z głębokich foteli.
Wlepiła wzrok w trzymaną na kolanach teczkę.
 Proszę, pospiesz się.
Caleb przez chwilę milczał i Alice wiedziała, że czeka, aż ona na niego spojrzy. Nie
mogła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl