[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musi jak najszybciej dotrzeć do Le Cap. Będziemy
potrzebowali jeszcze jednego konia. .
- Nic trudnego - zapewnił Murzyn.
- Ale musi być dobry - podkreślił z naciskiem Francuz. - I
najrozsądniej będzie, jeżeli powiesz, że jeden z naszych koni
okulał. Inaczej ktoś zacznie się zastanawiać, dlaczego nas
dwóch potrzebuje trzech koni.
Murzyn znowu kiwnął głową i Andre, trzymając Saonę za
rękę, opuścił dom. Wspinali się dróżką prowadzącą przez las.
Podczas drogi dziewczyna opowiadała o uroku plantacji
Villaretów, zanim posiadłość została zniszczona i spalona.
Choć Andre wiele lat nie widział stryja i stryjenki,
przysłuchując się opowieści Saony miał ich jak żywych przed
oczyma.
Trzej synowie stryjostwa byli bardzo przystojni, wiele
czasu poświęcali plantacji, a najmłodszy z nich, zdaniem
Saony, zapowiadał się ponadto na utalentowanego artystę.
- Właśnie pod wpływem jego obrazów - dodała
dziewczyna - wpadłam na pomysł, że mogłybyśmy ozdobić
malowidłami prezbiterium.
- To był twój pomysł? - zdziwił się Andre.
- Zauważyłam, że siostra Teresa lubi rysować i malować,
i jak miałeś okazję się przekonać, niezle jej to wychodzi.
- Uważam, że te malowidła, choć prymitywne, posiadają
w sobie niezaprzeczalny urok.
- Myślę tak samo - przytaknęła Saona - tym bardziej że
były malowane z miłością, co. z pewnością ma wielkie
znaczenie.
- Na pewno - zgodził się jej towarzysz. Pomyślał, że z
niej samej emanowały dwie cnoty, miłość i wiara, i trudno
było uwierzyć, że jakakolwiek kobieta na świecie, przeżywszy
tyle, ile ona, mogłaby pozostać tak piękną, nie tylko fizycznie,
ale i duchowo.
Długo całowali się pod drzewem migdałowym, po czym
Andre zawrócił, głęboko przekonany, iż jest najszczęśliwszym
mężczyzną na świecie.
- Przyjdę do kościoła - powiedział na odchodnym - około
czwartej. Będę czekał udając, że się modlę, aż uznasz, że bez
przeszkód możesz do mnie podejść.
- Czy... będziesz się modlił naprawdę? - zapytała go.
- Muszę podziękować Bogu za wiele rzeczy - zaczął - i o
jeszcze więcej go prosić. Dotyczy to naszej najbliższej
przyszłości.
Dziewczyna westchnęła lekko.
- Odmówię dużo, dużo nowenn, byśmy dojechali
bezpiecznie.
- Nie wierzę, by twoje modlitwy mogły zostać nie
wysłuchane - rzekł stanowczo Andre. I mówił to z całym
przekonaniem.
Wróciwszy do domu, począł się zastanawiać nad
niespodziewanym obrotem spraw i nad swoim
niewiarygodnym szczęściem, które pozwoliło mu bez
szwanku dotrzeć do posiadłości Villaretów, a przede
wszystkim odnalezć dziewczynę, której szukał.
Miał nadzieję, że skarb stryja, który ten tak sprytnie ukrył,
wystarczy w przyszłości dla nich dwojga.
Martwiło go jedno, z czego nie zwierzył się Saonie: jeżeli
pakunek okaże się duży, nie tylko trudno go będzie dowiezć
do Le Cap, ale może także zwiększyć niebezpieczeństwo.
W czasach rozruchów i zamieszek ciężkie toboły, które
mogą zawierać pieniądze i wartościowe przedmioty, zawsze
wzbudzają podejrzenia, a złoto niełatwo przewiezć z jednego
miejsca w drugie, chyba że jest go niewielka ilość.
- Będę musiał wymyślić jakiś sposób, żeby ukryć ładunek
- pomyślał Andre.
Jednak trudno było coś konkretnego postanowić. Wpierw
musi się przekonać, jak duże jest to, co stryj zakopał.
Dotarł do posiadłości, ale nie zastał tam Tomasa ani też
śladu obiadu, a dopiero teraz uświadomił sobie, że odczuwa
straszliwy głód.
Targające nim od samego ranka emocje wyczerpały go,
choć nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek w życiu
czuł się tak szczęśliwy i zadowolony.
Zawsze śmieszyły go rozmowy o miłości od pierwszego
wejrzenia, a także mężczyzni, którzy twierdzili, iż od czasu
kiedy spotkali tę wymarzoną kobietę, ich życie uległo
całkowitej odmianie.
A przecież to właśnie spotkało teraz jego samego.
Choć znał Saonę zaledwie dwa dni, wydawało mu się, że
tak naprawdę są to miliony. Tkwiła w jego sercu i duszy od
zawsze.
Należała do niego, całkowicie i absolutnie, jakby byli
małżeństwem od pół wieku.
Ich myśli biegły tym samym torem, serca biły wspólnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl