[ Pobierz całość w formacie PDF ]

James?
Przez chwilę James nic nie mówił. Zaczęłam w duchu wpadać w panikę, zastanawiając
się, w jaką cholerną grę pogrywał, każąc mi cierpieć w obecności Amosa z całym przyszłym
życiem związku wiszącym na włosku. Wiedziałam, że James i Amos się nie lubili, ale James
lubił mnie, a przyjaciele nie rujnują szans swoich przyjaciół na bycie z mężczyznami ich
marzeń. Po prostu tak nie robią. I przez sekundę myślałam, że właśnie to robił James, dopóki
nie odwróciłam się od niego, gotowa w końcu się przyznać i opowiedzieć Amosowi całą
historię, modląc się, żeby zrozumiał moje zidiocenie, kiedy za mną James powiedział z.  Tak,
to stek bzdur.
Gdyby nie było to w tej chwili totalnie niestosowne, to przytuliłabym go i pocałowała za
to wszystko.
Dzięki Merlinowi!
- Stek bzdur  powtórzyłam, kiwając głową, mój uśmiech nie był już tak sztuczny jak
wcześniej.  Widzisz? Stek bzdur.
Ale Amos nie patrzył na mnie, kiedy raz jeszcze wepchnęłam mu do głowy słowa  stek
bzdur . Spoglądał ponad moim ramieniem, przeszywając wzrokiem Jamesa. Wyglądało na to,
że zaczęła się druga runda konkursu na piorunowanie spojrzeniem. Wtedy nagle, bez
ostrzeżenia, Amos podszedł do miejsca, gdzie stałam z Jamesem, mrucząc  ja jej pomogę i
wyrwał mnie szybko z jego ramion.
Stek bzdur czy nie, bezpiecznie było powiedzieć, że Amos był trochę niespokojny.
I chociaż byłam zachwycona, że Amos nareszcie zachowywał się jak właściwie zaborcza
bratnia dusza, to w tym dokładnie momencie nie mogę powiedzieć, że zwracałam na to
uwagę, bo wojenna reakcja Amosa właśnie spowodowała, że ciągnęłam moją kostkę
boleśnie po podłodze. Raz jeszcze zbyt pochłonięty przeszywaniem wroga wzrokiem, Amos
nie zauważył, że zbladłam z bólu, ale James znowu przybył mi na ratunek.
- Chryste, Diggory, ona nie jest pieprzonym workiem ziemniaków, jest cholernie
zraniona!  James szybko opuścił wzrok na mnie.  Wszystko w porządku?  spytał.
Skinęłam głową, posyłając mu nieśmiały uśmiech, którego oczywiście nie zobaczył,
ponieważ powrócił do poskramiania Amosa.  Okej  mruknęłam właściwie do siebie.  Nic
mi nie będzie.
- Może zechcesz być trochę łagodniejszy  powiedział zjadliwie James, kompletnie
ignorując temat rozmowy  mianowicie mnie  którego kostka stawała się coraz większym
wrzodem na dupie.  Będzie musiała być w jednym kawałku, żeby się z tobą umawiać, wiesz.
- Więc to przyznajesz?  spytał opryskliwie Amos, wyglądając na zadowolonego z siebie,
ale również ignorował przedmiot rozmowy  czyli mnie  który naprawdę powinien być w
Skrzydle Szpitalnym jakieś, och, siedem albo osiem lat świetlnych temu.  %7łe ona się ze mną
umawia?
Czy my dopiero przez to nie przeszliśmy?!
- Na razie  odpowiedział krótko James.
Och, na brodę Merlina, Jamesie Potterze, ty głupku! Przestań go prowokować!!
I czemu nikt nie zwraca uwagi na dziewczynę pogrążoną w otchłani cierpienia?
- Więc to tak?  ciągnął Amos głosem wysoce pewnym siebie i równie nieprzyjaznym. 
Myślisz, że tak to będzie? Otwórz oczy, Potter. Wygląda mi na to, że twoja sytuacja nie jest
inna niż dwa lata temu&
- Ty sukin&
- Au!
Po raz pierwszy od dłuższego czasu skupiły się na mnie ich spojrzenia, po tym gdy
James zdawał się zapomnieć o mojej obecności i zamierzał rzucić się na Amosa, ale zdołał
rzucić się tylko na mnie, skutecznie uderzając w moją biedną, skręconą, złamaną, pulsującą
kostkę.
Robiło się coraz lepiej. Naprawdę.
- O Chryste! Chryste, Lily, przepraszam!  James przesunął wzrokiem po mojej
poczerwieniałej twarzy, potem przeniósł wzrok na kostkę i wrócił do mojej twarzy, mrucząc
milion przeprosin.  Nic ci nie jest? Merlinie, przepraszam. Nie chciałem&
- Skrzydło Szpitalne  wyjęczałam przez zaciśnięte zęby, biorąc głęboki wdech i
przeszywając wzrokiem nie tylko Jamesa, ale i Amosa.  Nie obchodzi mnie, który z was to
zrobi czy zatrudnicie dzikiego słonia, aby zaniósł mnie na pierwsze piętro, po prostu
zabierzcie mnie w tej chwili do Skrzydła Szpitalnego.
Najwyrazniej dziewczyna ma limit bólu, zanim pęknie.
Ostatecznie to Amos zaniósł mnie do Skrzydła Szpitalnego, a James deptał mu po
piętach. Jednak nie mogłam w pełni cieszyć się uczuciem bycia noszoną przez moją jedyną
prawdziwą miłość, biorąc pod uwagę, że bolało mnie bardziej niż było to po ludzku możliwe i
byłam wściekła na Amosa za tę całą scenę w Wielkiej Sali. Poza tym, dotarcie do Skrzydła
Szpitalnego nie zajęło dużo czasu, a tam Madame Pomfrey wywaliła Jamesa i Amosa, gdy
tylko tam doszliśmy.
Twardzielka z tej Pomfrey. W rzeczy samej twardzielka.
Więc teraz jestem tutaj. W Skrzydle Szpitalnym. Z pulsującą kostką. Słuchając paplającej
Pomfrey o tym, że odrąbie mi kostkę, jeżeli nie przestanę ciągle jej skręcać.
Nie wierzy mi, kiedy mówię jej, że to Nigdy Nielecząca Się Kostka. Najwyrazniej kostka
normalnie się łamie i skręca.
Psh.
To nie może być moje życie.
Niezwykle Pózno, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 18
Suma Obserwacji: 127
Lipa.
Jestem zmęczona, cierpię z bólu, mam jutro szlaban (o Merlinie, w końcu zaczyna to do
mnie docierać. Mam szlaban!) i co najgorsze, myślę, że skrzaty domowe próbują mnie zabić.
Na kolacji nie było ryżu. %7ładnego. Tak jakby wiedziały, że zrobiłam dziś coś głupiego i karały
mnie za to. Ponieważ najwyrazniej złamanie kostki, zostanie skrzyczanym przez Pomfrey,
otrzymanie szlabanu i prawie całkowite zrujnowanie szansy bycia drugą połówką Amosa
Diggory ego nie wystarczało. Nie, musieli także zabrać mi mój ryż. Moje jedyne zródło
komfortu.
Zło.
Czyste zło.
A żeby było jeszcze gorzej, razem z ryżem, na kolacji brakowało także Jamesa i Amosa.
Nienawidzę myśleć o tym, co ta dwójka teraz mogła planować. Zabicie się nawzajem to
najłagodniejsze z moich przypuszczeń. Albo przeklinanie dnia, w którym mnie spotkali.
Prawdopodobnie te drugie.
Idę do łóżka. Nie chcę się budzić.
Sobota, 4 pazdziernik, Dormitorium 7-rocznych Dziewcząt
Spostrzegawcza Lily: Dzień 19
Suma Obserwacji: 127
Droga Nieomylna,
Chodzisz spać o wiele za wcześnie dla własnego dobra. Nie ma nawet jeszcze dziewiątej!
Przynosisz wstyd całemu siódmemu rokowi. Nikt nie chodzi tak wcześnie spać. Nikt. Jednak
wiem, że był to beznadziejny dzień, więc ten jeden raz ci odpuszczę. Ale trzeba nad tym
popracować. %7ładen mój przyjaciel nie może leżeć w łóżku o tej godzinie.
Jak twoja kostka? Pomfrey ją naprawiła? Mogę się założyć, że zostałaś za nią zrugana. I
przepraszam, że wczoraj uderzyłem cię w kostkę. Nie chciałem. Wiń za to swojego chłopaka
Diggory ego. Ja go obwiniam.
Zostawiam ci tę notkę (razem z twoimi książkami, które tak dogodnie wczoraj mi
zostawiłaś po naszym wypadzie w deszczu), żeby poinformować cię, że będziesz miała więcej
towarzystwa podczas jutrzejszego szlabanu (albo dzisiejszego, jak sądzę, bo pewnie będzie
już jutro, kiedy to przeczytasz). Jeśli zamierzasz to zrobić, zrób to dobrze, tak jak zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl