[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nim ostry ton, którego Steele nigdy przedtem nie słyszał. - Zastanów się -
146
RS
powiedziała do Lany. - Znajdziemy tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy się
ukryć? Zrobić zapas wody, w coś się przebrać... Na przykład pralnię?
- Przyjechaliście tu tylko we dwoje? - jęknęła Lana. Zachwiała się z
wrażenia. - Nikt nam nie pomoże?
- Nikt. - spojrzał na Bailey, która ostrożnie wyjrzała za róg. Ray mógł
zjawić się w każdej chwili. - Ty znasz ten teren, my nie. Dokąd możemy iść?
W końcu Lana zdała sobie sprawę z zagrożenia.
- Tędy.
Steele chwycił kapelusz. Lana poprowadziła ich na tyły budynku.
Uchyliła jakieś drzwi. Szum maszyn świadczył o tym, że znajduje się tutaj
generator dostarczający całemu kompleksowi elektryczności.
- Latarka? - spytał krótko. Nie chciał zapalać światła, żeby nie zdradzić
ich obecności.
- Z tamtej strony. Trzymają je przy wewnętrznych drzwiach na wypadek,
gdyby nawaliło zródło energii.
- Zamknij drzwi wejściowe i odejdz stamtąd. Uważaj, żeby czegoś nie
potrącić.
Posuwał się po omacku wzdłuż ściany w kierunku jasnej smugi sączącej
się spod przejścia do następnego pomieszczenia. Zawadził ramieniem o półkę,
jakaś butelka uderzyła go w pierś, ale zdążył ją złapać. Ze zdenerwowania pot
zalewał mu oczy, gdy wyobraził sobie, że ktoś mógłby nagle otworzyć któreś z
wejść i puścić serię z automatycznej broni.
Jak Lana mogła być taka głupia, żeby zwrócić na niego uwagę Raya?
Powstrzymał się od dalszych rozważań na ten temat. Nie chciał dopuścić,
aby gniew odebrał mu zdolność logicznego myślenia. Znalazł latarkę. Wisiała
na elektrycznym przełączniku. Wymacał zamek i zablokował go. Skierował
strumień światła w dół i rozejrzał się wokół. Zrodek podłogi zajmował potężny
generator. Wzdłuż ścian stały wypełnione zapasami regały oraz wielkie
lodówki, pralki i suszarki. Lana zbliżyła się, ale Steele z niechęcią odsunął ją od
147
RS
siebie. Spojrzał na Bailey. Ona także uważnie badała wzrokiem pomieszczenie.
Szczęknęła klamka na zewnątrz.
- Schowajcie się - szepnął, wskazując na prądnicę. Popchnął Lanę w tamtą
stronę. Sam błyskawicznie znalazł się przy drzwiach i zgasił latarkę.
- Zamknięte - usłyszał czyjś głos.
- Przestrzel zamek - polecił Ray. - Nie mają dokąd uciec.
Steele przylgnął plecami do ściany. Spodziewał się huku wystrzału.
Usłyszał tępe klaśnięcie pistoletu z tłumikiem. A także histeryczny pisk szybko
stłumiony czyjąś ręką. Domyślił się, że był to krzyk Lany i dłoń Bailey.
Ktoś powoli otworzył drzwi. Steele wstrzymał oddech i wsunął latarkę do
kieszeni. Przygotował się do zadania ciosu. Człowiek, który strzelał, sięgnął do
przełącznika i zapalił światło.
- Koniec zabawy w chowanego - zawołał Ray z ponurym chichotem. -
Radzę wam stąd wyjść.
Steele czekał, aż obaj mężczyzni przekroczą próg. Chciał zlokalizować
położenie broni.
Gdzieś w rogu pokoju stłukło się coś szklanego. Ray i jego towarzysz
skoczyli do środka. Steele z całej siły uderzył drzwiami w ramię Raya, zbijając
go z nóg, a jednocześnie usiłował wyrwać pistolet
Nie udało mu się chwycić broni, ale wykręcił napastnikowi rękę i walnął
nim o ścianę. Pistolet z trzaskiem upadł na podłogę. Steele szarpnął mężczyznę i
pchnął go na Raya. Obaj na chwilę stracili równowagę.
Lecz Ray także był uzbrojony. Strzelił. Niecelnie, ale zaraz wycelował w
Steele'a.
- Rzuć to! - Głosowi Bailey towarzyszył szczęk tłumika. Kula trafiła w
drzwi tuż obok głowy Raya. Wypuścił z ręki swój rewolwer, który Steele
natychmiast złapał.
148
RS
- Aadny strzał - pochwalił, choć kula także i jemu świsnęła koło ucha. -
Aapy do góry - rozkazał obu mężczyznom. Szybko ich zrewidował. - Kto
nauczył cię tak strzelać?
- Cliff. - Bailey stała z lekko ugiętymi kolanami, trzymając pewnie broń w
obu wyciągniętych rękach. Patrzyła na Raya.
Lana wyszła zza generatora.
- Zdejmij rajstopy - polecił Steele. - I znajdz coś do związania tych
bandziorów. - Podbiegła do worków z bielizną i wyciągnęła z nich sznurki.
- Dobrze wiecie, że stąd nie ma ucieczki - odezwał się Ray.
- Pustynia was zabije, jeżeli wcześniej nie zrobi tego Dieter.
- Tak jak Cliffa Richardsa? - spytała Bailey. Zbliżała się powoli do niego,
poruszając prowokacyjnie biodrami. Głęboki dekolt odkrywał piersi niemal do
połowy, a fason sukienki podkreślał wąską talię i zaokrąglone biodra. Bailey
wyglądałaby rozkosznie i kusząco - gdyby nie lśniąca lufa pistoletu, który
wycelowała w Raya.
Ray zbladł. Steele nie był pewien, czy dlatego, że rozpoznał nazwisko,
czy po prostu ze strachu.
- Pamiętasz go? - zapytała niepokojąco słodkim głosem.
- Uczciwy krupier, który nie lubił oszukiwać ludzi.
Ray jak zahipnotyzowany patrzył w ciemny wylot lufy. Nie odpowiedział
na pytanie. Steele skończył wiązać drugiego mężczyznę i wykręcił Rayowi ręce,
aby je skrępować na plecach.
- Na kolana - rozkazała Bailey. Ray spojrzał na Steele'a.
- Na twoim miejscu zrobiłbym, co ci każą - poradził. Ray ukląkł. Nie
spuszczał przerażonego wzroku z Bailey.
- Ale ty nie wierzyłeś, że to, co zobaczył, zachowa dla siebie, prawda? -
szepnęła niemal uwodzicielsko. - Więc w jakiś sposób spowodowałeś tamten
wypadek. Ciężarówka została zepchnięta w przepaść. W tym samochodzie
zginął również przyszły ojciec. - Głos jej stwardniał. Przycisnęła lufę do skroni
149
RS
Raya. - A także czteroletni chłopiec... mój syn. Położyła palec na spuście. Ray
zamknął oczy. Na jego twarzy pot zmieszał się z łzami. Steele zrobił krok w
przód. Bailey mogła się posunąć za daleko. Miała prawo do zemsty, ale
wiedział, że nie potrafiłaby żyć z morderstwem na sumieniu. Zrozumiała jego
obawy. Potrząsnęła głową, aby jej nie przeszkadzał.
- Jak to zrobiłeś, Ray? - znów zapanowała nad swym głosem. Brzmiał
słodko i przerażająco zarazem. Steele miał nadzieję, że ona wie, co robi.
Ray zadrżał.
- Nie miałem z tym nic wspólnego - wybełkotał, otwierając oczy. -
Przysięgam na grób mojej matki.
- A więc kto, Ray? I w jaki sposób?
- Dieter! Ten krupier powiedział, że nie czuje się dobrze. Chciał wrócić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]