[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zaufałeś mi na tyle, żeby to wszystko powiedzieć wcześniej. Myślałeś, że od razu pobiegnę do
Jake'a? Uznałeś, że wezmę jego stronę?
- Jeśli tak o mnie myślisz, to nie mamy
o czym rozmawiać - rzucił ze złością. - Widocznie rzeczywiście knułem zemstę przez lata
i upokorzyłem brata, by dowieść, że jestem od niego lepszy - dodał z ironią i podszedł do Roane. -
Pewnie i romans z tobą był częścią mojego demonicznego planu, jak sugerował Jake. Prawdziwy
diabeł ze mnie, co?
- Skończyłeś już? - spytała słodko.
- A o czym tu jeszcze dyskutować? - Wzruszył ramionami.
- Powiedz, dlaczego to zrobiłeś.
- Spiskowałem przeciwko rodzinie, pogrążyłem Jake'a i uwiodłem ciebie? Musisz sprecyzować, o
który grzech ci chodzi.
Wiedziała, że w ten sposób nic nie wskóra. Adam zbyt dobrze nad sobą panował. Mogła dotrzeć do
niego tylko wtedy, kiedy rozluzniał nieco żelazną kontrolę. Wtedy, kiedy był
W ZAOTEJ KLATCE
295
wściekły. Była to ryzykowna strategia, ale zamierzała spróbować. Dostrzegła jego furię, kiedy
wylądowała na podłodze. Był zły, że mogła stać się jej krzywda, ale było w tym coś więcej. Roane
uśmiechnęła się pod nosem, czując przypływ nadziei.
- Użalamy się nad sobą, co? - spytała lekceważąco.
Jego oczy błysnęły zielenią, była więc na właściwej drodze. Zdążyła już odkryć, że kolor oczu Adama
odzwierciedla jego nastrój. Kiedy wśród brązu migotała zieleń, był wściekły. Gdy czekoladowy brąz
łagodził chłód zieleni, Adam był podniecony.
- Streszczaj się, mała. Muszę się pakować - warknął.
- Jasne. W wianiu gdzie pieprz rośnie jesteś najlepszy.
- Od kiedy prowokowanie mnie to dobry pomysł? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Wpatrzył się w nią
groznie, pochylił głowę i podszedł bliżej.
Roane udała ziewnięcie.
- Odkąd znów zacząłeś zachowywać się jak palant - odparła, wzruszając ramionami. - Skoro nie
jesteśmy w samolocie i nie mogę nauczyć cię manier po swojemu, muszę improwizować. I nie dam się
zastraszyć - oznajmiła znudzonym
296
TRISH WYLIE
tonem, choć serce tłukło się jej w piersiach.
- Zmieniłam się, jestem kimś innym niż jeszcze niedawno. Sam dopomogłeś mi w przemianie.
- To może wyjaśnisz, czego ode mnie chcesz?
- Chcę, żebyś wreszcie przestał się powstrzymywać. Ustaliliśmy przecież, że nie będziemy tego robić.
- W łóżku. To co innego.
- Co za tania wymówka - rzuciła z pogardą.
- Powiedz, dlaczego tak postąpiłeś z rodziną. I patrz mi w oczy, żebym wiedziała, czy mówisz prawdę.
- Myślisz, że nie umiem skłamać? Jeszcze musisz się wiele nauczyć, mała - oznajmił z okrutnym
uśmiechem.
- Nie skłamiesz - powiedziała z mocą, choć drżała z niepokoju.
- Skąd możesz to wiedzieć? - rzucił rozwścieczony Adam. - Znasz mnie ledwie cztery dni!
- Nie wiem - odparła, stawiając czoło burzy, którą wywołała. - Ani tego nie rozumiem. Wszystko
dzieje się za szybko, ale czuję, że tak ma być. Ze to właściwe. Gdybym ci nie ufała, nie przespałabym
się z tobą! - Otarła ze złością łzę spływającą po policzku. - Nawet, kiedy cię
W ZAOTEJ KLATCE
297
nie lubiłam, wiedziałam, że mogę ci ufać. Wiem, że się nie myliłam! - Głos się jej załamał,
boprzypomniała sobie namiętność, z którą się kochali. Adam okazał się wspaniałym mężczyzną.
Roane nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Teraz wyglądał, jakby miał ochotę coś rozwalić,
mówiła jednak dalej: - Nie myliłam się wtedy i teraz też czuję, że mam rację. Więc spójrz mi w oczy i
powiedz, dlaczego tak postąpiłeś, a ci uwierzę.
Znów odwrócił wzrok, zapatrzył się w okno. Nawet jeśli tego nie powiedział, był gotów odejść. Roane
to czuła i bała się, że ta potrzeba okaże się silniejsza od przywiązania do niej. Pozostanie na wyspie
wymagało większego wysiłku. W końcu Adam zacisnął zęby i popatrzył na nią.
- Zrobiłem to, żeby firma była bezpieczna - wykrztusił.
- Postąpiłeś tak, bo mogłeś pomóc, a nie dlatego, by przejąć ją dla siebie i odebrać ją Jake'owi -
podpowiedziała.
- Tak.
- Chroniłeś rodzinę, prawda? Bez względu na to, co mówisz, oni wciąż są dla ciebie ważni... -
Widziała, jak znów zapatrzył się w dal. - Skoro tak, to czemu nie wróciłeś? Nie było cię dwanaście lat!
- zawołała, a Adam
298
TRISH WYLIE
posłał jej spojrzenie, które zmroziło Roane.
- Wróciłeś?! Kiedy?
- Przynajmniej raz w roku odwiedzam wyspę - wyznał niechętnie.
- Ale dlaczego nie wróciłeś do domu? - Podeszła bliżej i prawie się rozpłakała, gdy Adam się cofnął. -
Nigdy by ciebie nie odtrącili. Myślę, że ojciec próbował cię po cichu znalezć, a Jake... - Głos się jej
załamał. - Jak myślisz, czemu był taki zły? Bo cierpiał. Będąc dzieckiem, uważał cię za bohatera, a
kiedy odszedłeś, poczuł się zdradzony. Nie mógł zrozumieć.
- On nie miał z tym nic wspólnego - odparł ze zmarszczonymi brwiami. - To nie od niego odszedłem.
Zostawiłem mu obrączkę.
- Jaką obrączkę? - Dostrzegła, że Adam bawi się swoją srebrną ozdobą. - Taką, jaką sam masz na
palcu? Dałeś drugą Jake'owi?
- To celtycki symbol braterstwa. Zostawiłem mu ją w cholernym domku na drzewie, który razem
budowaliśmy. Zostawiłem tam też instrukcje, jak mnie znalezć. - Pokręcił głową.
- Co za głupek... Który czternastolatek chce mieć domek na drzewie?
Roane przypomniała sobie, jak przezywali się w żartach. Adam nazywał Jake'a głupkiem", a brat w
odpowiedzi wołał do niego palant". Wtedy uważała to za zabawne, gdy
W ZAOTEJ KLATCE
299
kibicowała im, jak w pocie czoła razem budowali domek na drzewie. Kiedy Adam odszedł i Jake
zrozumiał, że nie wróci, wziął łom i zniszczył wspólne dzieło. Nigdy nie znalazł listu i obrączki.
Gdyby było inaczej, Roane wiedziałaby o tym. Jake szalałby ze szczęścia. Kiedy pojęła, ile bracia
stracili, zapłakała. Wszystko mogło być inaczej.
- Skoro się nie odezwał, pomyślałeś, że... - Chlipnęła.
- Właśnie.
Tylko tyle ma do powiedzenia, pomyślała ze smutkiem i dostrzegła, że Adam leciutko się uśmiecha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]