[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wziąć telefonu i komputera w ogóle niczego z gabinetu ojca. Właściwie wcale
tam nie weszli. Przypuszczam, że przegoniliśmy ich, nim zdążyli przeszukać cały
dom.
120
Z pokoju Cory ukradli ubrania i buty, za to nie ruszyli nic ani z mojej,
ani z chłopców sypialni. Buchnęli też część naszej gotówki, którą trzymaliśmy
w kuchni kuchenne pieniądze, jak nazywa je Cory. Leżały schowane w kar-
tonie po detergencie. Moja macocha wierzyła, że nikt nie połaszczy się na coś
takiego. W istocie rzeczy złodzieje mogli zwinąć pudełko ze środkiem czystości
w nadziei, że da się je opylić, nie mając pojęcia, co naprawdę jest w środku. Cóż,
mogło być gorzej. Kuchenne pieniądze to tylko jakieś tysiąc dolarów na drobniej-
sze nieprzewidziane wydatki.
Reszty oszczędności, których jedna część była ukryta pod cytrynowym drzew-
kiem, a druga schowana pod podłogą w garderobie Cory razem z dwoma pisto-
letami, które nam zostały, rabusie nie znalezli. Tato zadał sobie wiele trudu, żeby
zbudować tam coś w rodzaju podłogowego sejfu, bez zamka. Jest zupełnie niewi-
doczny pod dywanem i zastawiony sponiewieraną komodą, wypełniona po brzegi
dodatkami krawieckimi ocalałymi resztkami materiałów, guzikami, zamkami
błyskawicznymi, haftkami. Mebel dawał się przesunąć jedną ręką. Odpowiednio
pchnięty, jechał z jednego końca garderoby na drugi, tak że wystarczało parę se-
kund, by w razie potrzeby wydostać i pieniądze, i broń. Na sztuczkę z zamasko-
wanym schowkiem nie nabrałby się nikt, kto tylko miałby dość czasu na staranne
przeszukanie pokoju na szczęście nie mieli go nasi włamywacze. Wprawdzie
wywlekli na podłogę kilka szuflad, jednak nie przyszło im do głowy zajrzeć pod
komodę.
Wzięli za to maszynę do szycia mojej macochy: przenośny, stary, lecz solid-
ny model z futerałem. I to dopiero był cios. Obie z Cory szyłyśmy, przerabiały-
śmy i cerowałyśmy na niej ubrania całej rodziny. Nawet robiłam sobie nadzieję,
że szyjąc dla innych w sąsiedztwie, zdołam zarobić trochę grosza. Teraz maszy-
na przepadła. Odtąd całe szycie trzeba będzie odwalać ręcznie, co z pewnością
zajmie więcej czasu, a i efekty nie będą takie, do jakich przywykliśmy. yle. Nie-
dobrze. Ale nie fatalnie. Cory opłakała stratę maszyny, lecz poradzimy sobie bez
niej. Moja macocha nie wytrzymała po prostu tej lawiny nieszczęść.
Przystosujemy się. Nie mamy wyboru. Bóg jest Przemianą.
Patrzcie, ile się dzieje, abym nie zapomniała o tym.
* * *
Curtis Talcott przyszedł pod moje okno i zakomunikował, że strażacy znalezli
w zgliszczach domu Paynów i Parrishów zwęglone ciała i kości. Jest też policja,
która jeszcze na razie przyjmuje zgłoszenia rabunków i ewidentnych podpaleń.
Przekazałam wiadomość Cory. Niech zdecyduje, czy sama powie Wardellowi Par-
rishowi, czy zostawi to gliniarzom. Ułożyliśmy go na jednej z kanap w saloniku,
121
ale wątpię, by zdołał zasnąć. Choć nigdy go nie lubiłam, żal mi go. Stracił dom
i wszystkich bliskich. Z całej rodziny tylko on przeżył. Jakie to uczucie?
WTOREK, 29 GRUDNIA 2026
Nie wiem, jak długo Cory się to uda, ale jakimś, jak sądzę, że nie całkiem
legalnym sposobem, zdołała przejąć część etatu, na którym tyle lat przepracował
mój ojciec. Pozwolili jej prowadzić jego zajęcia. Za pomocą już zainstalowanych
u nas komputerowych łączy będzie zadawać i odbierać domowe zadania i brać
udział w telefonicznych i komputerowych sesjach. Powinności administracyjne
taty przejmie ktoś inny, komu przyda się dodatek do pensji i kto zechce zjawiać
się w college u częściej niż raz lub dwa razy na miesiąc. Wszystko więc pozo-
stanie tak, jak gdyby tato dalej uczył, a tylko postanowił zrezygnować z innych
obowiązków.
Cory wyjednała tę posadę prośbami, błaganiem i pochlebstwami, wypłakując
się wszystkim przyjaciołom i wypominając wszelkie oddane im kiedyś przysługi,
jakie tylko mogła sobie przypomnieć. Kadra college u zna ją. Uczyła tam przed
urodzeniem Bennetta, zanim uzmysłowiła sobie, że tutaj też jest potrzebna, i za-
częła prowadzić własną domową szkółkę dla wszystkich dzieci z sąsiedztwa. Tato
skwapliwie przystał na jej odejście z college u nie chcąc, żeby jezdziła do pracy
i z pracy za murem, bez przerwy narażona na wszelkie czyhające tam niebezpie-
czeństwa. Sąsiedzi płacą nam czesne za każde dziecko ale naprawdę niewyso-
kie. Nie da się za to utrzymać domu.
Teraz Cory znów będzie musiała wyjeżdżać na zewnątrz. Zaczęła już coś w ro-
dzaju naboru mężczyzn i starszych chłopców do eskorty, która towarzyszyłaby jej
w drodze. Bezrobotnych mamy w bród, a Cory zamierza wypłacać swej ochronie
nieduże pensyjki.
Tak więc za kilka dni, kiedy zacznie się nowy semestr, moja macocha obej-
mie pracę po tacie, a ja po niej. Wspomagana przez nią i Russella Dory, dziadka
Joanne i Harry ego, przejmę prowadzenie naszej szkoły. Za młodu Russell był
nauczycielem matematyki w gimnazjum. Chociaż od lat na emeryturze, zachował
całkowitą bystrość umysłu. To nie ja, tylko Cory uważa, że potrzebna mi jego
pomoc; on sam też jest chętny, więc niech im będzie.
Alex Montoya i Kayla Talcott zajmą się nabożeństwami i kazaniami w naszym
kościele. %7ładne z nich nie ma święceń kapłańskich, ale dawniej zdarzało im się
już zastępować tatę. Oboje cieszą się autorytetem w naszej sąsiedzkiej i religijnej
wspólnocie. No i oczywiście oboje dobrze znają Biblię.
122
Tak właśnie zrobimy, by przetrwać i przeżyć. Uda nam się. Nie wiem, jak
długo to będzie trwało, lecz tym razem jeszcze przetrzymamy.
ZRODA, 30 GRUDNIA 2026
Wardell Parrish wreszcie wyniósł się do swoich; do tych samych krewnych,
z którymi mieszkał, zanim do spółki z siostrą nie odziedziczył domu Simsów. Od
czasu kiedy siostra Parrisha i jej dzieci spaliły się w pożarze, siedział u nas. Cory
podarowała mu trochę ubrań po tacie, mimo że wszystkie były na niego za duże.
O wiele za duże.
Pałętał się po domu, jakby nikogo nie widząc, nie odzywając się, ledwo co
jedząc. . . Raptem wczoraj, niby mały chłopczyk, oświadczył:
Chcę do domu. Dłużej tu nie zostanę. Nie cierpię tu być: sami nieżywi!
Muszę wrócić do domu.
No więc dziś Wyatt Talcott, Michael i Curtis odprowadzili go do domu. Biedny
człowiek. W jeden tydzień postarzał się o lata. Sądzę, że długo już nie pociągnie.
Rok 2027
Jesteśmy Nasionami Ziemi. Cielesnym bytem, świadomym siebie poszuku-
jącą rozwiązań, zwyciężającą trudności cielesnością. Jesteśmy formą Ziemskiego
%7łycia, najbardziej zdolną świadomie kształtować Boga. Jesteśmy Ziemskim %7ły-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]