[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ruszył na górę po krętych, potłuczonych stopniach, ani na chwilę nie zastanawiając się, gdzie
musi skręcić albo schylić głowę. Nie obchodziło go, jak jego pamięć przechowywała te
wspomnienia, pragnął tylko jednego — opaść na pokryte miękkim khitajskim dywanem
szerokie łoŜe, na którym spędził kiedyś dwa cudowne dni i dwie zadziwiające noce… Wszedł
wreszcie do duŜego pokoju, oświetlonego cienką świecą, i zatrzymał się. Czując, jak jego
oddech zlewa się z jej oddechem, jeszcze mocniej przytulił do piersi delikatne ciało,
bezbłędnie odnalazł w półmroku kąt z łoŜem i pewnym krokiem ruszył w jego stronę.
— Conanie, jak ty się zmieniłeś przez ten dzień. Jesteś zupełnie inny… Nie poznaję cię.
Król uśmiechnął się. Jak tu się nie zmienić przez dziesięć lat! Lecz Mgars nie mogło nawet
przyjść do głowy, Ŝe jej ukochany po prostu się zestarzał… Odwrócił się i popatrzył na
śliczną buzię. W nikłym blasku jedynej świecy śniada cera wydawała się bielsza, cień rzęs
padał na delikatne policzki, a w czarnych oczach błyskały maleńkie gwiazdeczki, w których
odbijał się sam Conan. Wpatrzył się w swą stokrotnie zmniejszoną twarz, chrząknął
niezadowolony i przejechał palcami po głowie, zaczesując potargane włosy. Upojna, lecz i
wyczerpująca, miłość, jaką podarowała mu Mgars, trwała połowę nocy, nic dziwnego, Ŝe
Conan poczuł nieprzeparty głód i jeszcze większe pragnienie. Westchnął i pomacał w
przepastnych kieszeniach wsuniętych pod jedwabną poduszkę spodni, lecz niczego nie
znalazł.
— Zaraz przyniosę! — Mgars natychmiast odgadła jego myśl. Wyślizgnęła się spod
cienkiej, lecz ciepłej, kołdry, czubkami palców przesunęła lekko po policzku Conana i
zniknęła w mroku pokoju, gdzie nie docierało światło świecy.
Król obejrzał swe rany i z zadowoleniem stwierdził, Ŝe choć jeszcze dokuczały, juŜ
zakrzepły; nie chciało mu się wracać do Tarancji z takimi znakami. Ciekawe, ile czasu minęło
od chwili, gdy meir Cemido przeniósł go w przeszłość… Czy rzeczywiście Peljas zdąŜył
wypić zaledwie trzy, cztery kubki wina? śeby tylko… Stary cap Cemido wyraźnie nie liczył
na tak długi pobyt Conana w Khauranie… Na Croma! Król zastygł na chwilę. Gdzie podział
się meir? I dlaczego nagle Peljas postanowił przyprowadzić go do pałacu? CzyŜby tak drogie
było mu jego Ŝycie? A moŜe… Nie, lepiej nawet o tym nie myśleć. Wszak Peljas nieraz
pokazał się od najlepszej strony…
— Panie mój, pozwól, Ŝe zaproponuję ci trochę gorzkiego wina i odrobinę niedosolonego
twardego mięsa.
Strona 26
Donnell Tim - Conan I Widmo Przeszłości
— Daj — uśmiechnął się Conan. Natychmiast przypomniał sobie zabawny zwyczaj Mgars,
która częstując gościa najbardziej wyrafinowanymi potrawami, wszelkimi sposobami
obniŜała w słowach ich wartość. CóŜ, takie zwyczaje panowały w Zembabwei, jej ojczyźnie.
Według dziewczyny, jeśli nie zbeształo się smacznego jedzenia, rzeczywiście stawało się
obrzydliwe, i Cymmerianin nie oponował. Zwiedził wiele krajów, poznał róŜne, czasem
wręcz zdumiewająco głupie obyczaje i doświadczenia podpowiedziało mu, Ŝe naleŜy cudze
przyjmować tak, jakby było własne, a uniknie się wielu nieprzyjemności. MoŜe nawet uratuje
Ŝycie. Zawsze przestrzegał niezmiennie owej zasady i nieraz dzięki temu ułatwiał sobie Ŝycie
w dalekich krajach, w dzikich, zapomnianych przez Mitrę miasteczkach i wsiach…
Tym razem równieŜ nie zwracając uwagi na dziwne słowa Mgars, którymi przedstawiła
poczęstunek, król zasiadł Ŝywo, postawił sobie na kolanach aŜurową, zrobioną z cienkiego
złotego drutu tacę, i wziął się za jedzenie. Gorzkie wino okazało się cudownym, cierpkim, a
zarazem łagodnym w smaku turańskim czerwonym, a niesłone twarde mięso — wspaniałą
postną cielęciną, zapieczoną w winnym sosie pod zieleniną. Aromatyczny, porowaty chleb
dziewczyna pokroiła dokładnie tak, jak lubił — w wielkie, grube pajdy. Obok w srebrzystej
wazie z pięknego khitajskiego kryształu podała masło. Wszystko to król, który dawno juŜ
przywykł do wykwintnej pałacowej kuchni, pochłonął z nie ukrywanym zadowoleniem tak
szybko, Ŝe nawet nie wiedział, czy najadł się, czy nie. Odbiło mu się, wytarł usta wierzchem
dłoni i przypadł do warg przyjaciółki, podsumowując w ten harmonijny sposób tak nieudanie
rozpoczęty, lecz wspaniale kończący się, dzień. Czy raczej noc, za oknem bowiem niebo
rozjaśniało się, przybierając kolor szarości, a długa, cienka świeczka przemieniła się w
maleńki ogarek…
— Mgars… Mgars…
Ziewnąwszy głośno, Conan wymacał ręką smukłą nogę dziewczyny i pogładził ją,
zdziwiony jej nieco zbyt chłodną skórą. Mgars była zazwyczaj gorąca od wygrzanych
słońcem kamiennych murów Khauranu i nieraz mówiła Cymmerianinowi o swej
podwyŜszonej temperaturze. Gorzał w niej jakiś nie gasnący ogień, co bardzo pociągało
Conana, który lubił czuć pod ręką Ŝywe ciało…
— Mgars!
Otworzył wreszcie oczy i z uśmiechem pochylił się nad dziewczyną. LeŜała na brzuchu z
rękami wyciągniętymi wzdłuŜ ciała; włosy miała rozsypane na jedwabnej poduszce, a z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl