[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krze-pnącej krwi, a także ludzkie szczątki leżały na wypalonej podłodze. Podszedłem do
ołtarza i opuściłem miecz. Powieki Aluny uniosły się, gdy spojrzałem na nią, moje ciało
opuściła energia, pochyliłem się nad nią bezradny.
- Hialmar! - wyszeptała i opadły jej powieki. Z westchnieniem poruszyła jasnowłosą
głową. Leżała jak dziecko właśnie układające się do snu. Cała moja udręczona dusza wyła,
ale moje usta były nieme. Klęknąłem przy ołtarzu i głaskałem jej szczupłe ciało. Ucałowałem
jej stygnące wargi niezręcznie, niepewnie, jak nieopierzony młodzieniec. Ten jeden czyn, ten
jeden niezręczny pocałunek był jedynym dotknięciem czułości w całym ciężkim życiu
Hialmara. Powoli wstałem i stanąłem nad martwą dziewczyną, a pózniej powoli,
mechanicznie uniosłem miecz. Znajome dotknięcie rękojeści spowodowało, że przez mój
mózg ponownie przewaliła się fala wściekłości.
Z okropnym krzykiem biegłem po marmurowych schodach. Ishtar! Odesłali drżącą
duszę Aluny do bogini. Teraz powinienem pójść tam mściciel! Sama krwawa bogini powinna
zapłacić za jej śmierć. To był barbarzyński kult. Kapłani powiedzieli, że Ishtar mieszka na
końcu schodów. Biegnąc po schodach odnosiłem wrażenie, że wznoszę się do mglistych
królestw gwiazd i cieni. Wszedłem po nich na zawrotną wysokość. Ołtarz w dole stał się
niewyrazną plamą przyćmionego światła i cieni, a wokół mnie panowały ciemności.
Ale zamiast znalezć się w obszernej i zbytkownej komnacie bogini, stanąłem przed
złotą kratą, zza której dobiegał do mnie kobiecy szloch. Jednak to nie naga dusza Aluny
płakała przed boskim tronem. Jej głos przecież znałem. Wściekły chwyciłem oburącz kratę.
Wygięła się w moich dłoniach i wyrwałem pręty z obsady jakby to były zdzbła słomy.
Wskoczyłem przez powstały otwór, a morderczy krzyk wibrował mi w gardle. W migocącym
świetle, którego zródłem była pochodnia osadzona wysoko w niszy zobaczyłem, że znalazłem
się w kolistej, zwieńczonej kopułą sali, której ściany i sufit zdawały się być ze złota. Stały
tam kryte atłasem i jedwabiem tapczany i otomany, a pośród nich leżała naga kobieta i
płakała. Stanąłem zdumiony. Na jej białym ciele zobaczyłem krwawe pręgi po biczu. Gdzie
jest bogini Ishtar? - pomyślałem.
- Ja jestem Ishtar - odezwała się, a głos miała łagodny jak dzwięk odległych dzwonów
chociaż teraz przerywał go szloch.
- Ty - wysapałem, - ty, jesteś Ishtar? Bogini Khemu?
- Tak - uniosła się na kolanach splatając białe dłonie. - Och, człowieku, kimkolwiek
jesteś, obdarz mnie jednym odruchem litości, o ile litość nie opuściła całkowicie tego świata!
Odetnij mi głowę od ciała i zakończ tę długą agonię!
Ale ja cofnąłem się i opuściłem miecz.
- Przyszedłem zabić krwawą boginię, a nie szlachetną niewolnicę. W imię Ymira, co
to za szaleństwo?
- Słuchaj, a powiem ci - krzyknęła pełzając na kolanach w moją stronę i chwytając
skraj kolczugi. - Tylko proszę, zrób tę drobną rzecz, o którą cię prosiłam i uderz swoim
mieczem. Jestem Ishtar, córka króla zapomnianej Lemurii, którą dawno temu pochłonęło
morze. Jako dziecko zostałam poślubiona Posejdonowi, bogowi morza i w straszliwą,
tajemniczą noc poślubną, gdy leżałam bez żadnej szkody na piersi oceanu, bóg dał mi
podarek w postaci wiecznego życia, który stał się przekleństwem długich wieków mojej
niedoli. Mieszkałam w purpurowej Lemurii młoda i piękna, podczas gdy towarzysze moich
dziecinnych zabaw starzeli się i siwieli. Posejdon znudził się jednak Lemurią i Atlantydą.
Powstał i potrząsnął swoją spienioną grzywą, jego białe rumaki przewaliły się nad murami,
kopułami i karmazynowymi wieżami. Ale mnie uniósł łagodnie na swojej piersi i
nieuszkodzoną zaniósł do dalekiego kraju, gdzie przez wiele wieków mieszkałam wśród
obcej, ale życzliwej rasy.
- Ale pózniej, pewnego złego dnia, wsiadłam na galerę i opuściłam odległy Kitaj, a
huragan zatopił ją u tego przeklętego wybrzeża. Ale tak jak i wcześniej fale mojego pana,
Posejdona, delikatnie wyniosły mnie na brzeg i na plaży znalezli mnie kapłani. Ludzie Khemu
przypisują sobie pochodzenie od Lemurian, ale to podbita rasa mówiąca mieszanym
językiem. Kiedy przemówiłam do nich czystym lemuriańskim językiem stwierdzając, iż
Posejdon zesłał im boginię, ludzie padli i oddali mi cześć boską. Ale tak jak i teraz, kapłani
byli zli. Czarnoksiężnicy i czciciele diabła uznają nie bogów, a demony z Zewnętrznych
Zatok. Uwięzili mnie w tej złotej kopule i okrucieństwem wycisnęli ze mnie mój sekret.
Ponad tysiąc lat lud oddawał mi boską cześć. Czasem ktoś zerkając nieśmiało dojrzał mnie w
przelocie, gdy stałam na marmurowych schodach spowita dymem ofiarnym. Czasem
pozwalano im słuchać mojego głosu, gdy przemawiałam w obcym języku. Ale kapłani - och,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]