[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stłumiła łzy.
- Sam...
Chciał mnie pocałować, ale ja tylko wyciągnęłam rękę, którą mocno uścisnął.
- Nie wiem, jak wam dziękować - powtórzył.
- Dziękujesz za coś, czego nie mogłeś zrobić sam. Albo nie chciałeś - prychnęła.
Derek pokręcił głową.
- Naprawdę nie mogłem na nikogo donieść, Lou, zrozum.
- Na szczęście ja nie miałam takich skrupułów - odparła Lou. - Sam też cierpi. Co nie
znaczy, że mnie jest łatwo. Lubiłam tę dziewczynę. Powtarzam sobie tylko bez przerwy, że
Rachel nie kiwnęłaby nawet palcem, żeby ci pomóc.
Derek miał niepewną minę.
- Nie wiemy tego na pewno - powiedział. - Może po prostu zamierzała zaczekać na
rozwój wypadków. Nie mam do niej o to pretensji.
- Co ty na to, Sam? - zwróciła się do mnie Lou.
Odwróciłam w milczeniu wzrok.
- Potraktowałem ją okropnie - Derek był najwyrazniej zażenowany. - Miała prawo być na
mnie wściekła. Na Lindę też. Wcale jej o to nie winię.
Na samo wspomnienie imienia Lindy przeszedł mnie dreszcz. Zresztą nawet Derek
wymówił je jakoś inaczej. Ostrożnie. Tak, jakby żadne z nas nie chciało głośno wypowiadać
imion Rachel i Lindy. Woleliśmy zapomnieć. Aresztowanie Rachel stwarzało szansę na nową
przyszłość.
- Mam nadzieję, że teraz zaczniesz się zachowywać o wiele lepiej. Będziesz dobrym
chłopcem. Ustatkujesz się wreszcie u boku Janice i wychowasz syna. Zawsze lubiłam Janice, a
Devon to skóra zdarta z ojca.
Na sam dzwięk imienia syna Derek od razu się rozjaśnił.
- Pewnie! Zamieszkam z Janice. Może nawet się pobierzemy.
- Zwietnie - przytaknęła Lou z aprobatą i znów przybrała mentorską pozę, włączając
komputer. - Musicie tu sterczeć? Nie macie nic lepszego do roboty? Jakieś zajęcia albo coś
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
innego w tym rodzaju?
Miała wyczucie czasu. Oboje chcieliśmy wyjść. Wstałam i ruszyłam do drzwi, a Derek
zaraz je za mnÄ… zamknÄ…Å‚.
- Chodz ze mną do przebieralni, Sam. Muszę ci coś powiedzieć na osobności.
Niechętnie poszłam za nim w obawie, że będzie mówił o Rachel; zapyta na przykład jak
wygląda i już zaczynałam się powoli na to przygotowywać. Ale on oparł się o ścianę, po czym
skrzyżował nogi w kostkach, a ręce na piersiach w pozie, na którą mógł sobie pozwolić tylko
taki przystojniak jak on.
- Mam dla ciebie coś w rodzaju wiadomości od przyjaciela.
Wybałuszyłam oczy.
- O czym tym mówisz?
- Od Briana - Derek uśmiechał się szatańsko. - Wiem, że to jak zabawa chłopców z
podwórka... Słuchaj, podobasz się mojemu kumplowi ... te sprawy. Ale Brian naprawdę cię
lubi. I jest strasznie nieśmiały. Więc bardzo cię proszę: kiedy będzie próbował cię zaprosić do
pubu, pozwól mu przynajmniej dojść do słowa.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- No i jak? Tak, czy nie?
- Ale... - W dalszym ciągu patrzyłam na niego ze zdziwieniem. - Myślałam, że Brian nie
ma do mnie zaufania. Umówił mnie na rozmowę z Fliss, a potem nas śledził. Myślałam, że
mnie sprawdza.
- Nie, nie. - Uśmiech Dereka stał się jeszcze bardziej szatański. - Opacznie to wszystko
zrozumiałaś. Brian podejrzewał Fliss. A ona mogła uznać, że jej zagrażasz i dać po głowie
którymś z tych swoich staroci. Pilnował cię. Miał w tym zresztą swój prywatny interes.
Zresztą, z tego, co mówił, w dalszym ciągu to robi. To znaczy: obserwuje Fliss. Wie, jak
bardzo cię przestraszył tam na targu.
- Boże! Nigdy by mi to nie przyszło do głowy! - Zachichotałam. - Biedna Fliss. Chodzi za
niÄ… krok w krok?
- Tak, a ona jest już niezle na niego wkurzona. Lepiej jednak nie trzymać faceta w
niepewności. Po co?
Szukałam słów.
- Spotykam się z kimś - wykrztusiłam z trudem. - I nigdy nie myślałam w ten sposób o
Brianie.
- Dobra. Starczy. Gość będzie płakał w poduszkę. - Oderwał się od ściany i zrobił krok w
moim kierunku. - A może byśmy skoczyli wieczorem na drinka? Nie chcę bruzdzić kumplowi,
ale skoro on nie ma szans, to...
Stał bardzo blisko mnie. Niespiesznym, łagodnym ruchem uniósł dłoń i pogładził mnie po
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
włosach, uśmiechając się pewnie.
- Nie zapomniałem o tej nocy, Sam - powiedział. - Jesteś naprawdę super. - Przesunął mi
palcem po policzku. I znasz reguły gry. To, że jestem z kimś nie znaczy, że nie wolno mi się
zabawić od czasu do czasu. Chyba to rozumiesz. I ty chyba też lubisz rozrywki.
Odsunęłam palec Dereka, zanim zdołał się przesunąć poniżej szczęki, z trudem
powstrzymując chęć, żeby go boleśnie wykręcić.
- Dzięki Derek. Bardzo mi miło. Ale raz wystarczy. Bez urazy. OK?
Odwróciłam się na pięcie, ale on nie zamierzał tak łatwo rezygnować. Poczułam na
ramionach wielkie Å‚apska Dereka, jego gorÄ…cy oddech musnÄ…Å‚ mi ucho.
- Co jest grane, Sam? No już nie mów, że ci się nie podobało. Chodzi o Jan? O nią się nie
martw. Wszystko rozumie. Nie będzie się czepiać. No, daj spokój. - Pochylił się, żeby
pocałować mnie w szyję. - Wyluzuj.
Wyrwałam się z jego objęć i popatrzyłam mu prosto w oczy.
- Masz za bardzo rozdmuchane ego - warknęłam. - Raz i dosyć. Jasne? Nie cierpię takich
gładkich, delikatnych facetów. Lubię ostrych i gotowych na wszystko. I nawet jeżeli masz jaja,
to nie jesteÅ› w moim typie.
Nigdy przedtem nie widziałam Dereka w takim stanie. Był wściekły. Moja odprawa dała
mu się chyba bardziej we znaki niż areszt.
- Więc jaki ma być ten twój facet? Ostry i gwałtowny?
- Dokładnie - odparłam słodko, po czym wyszłam z przebieralni, trzaskając drzwiami,
nawet siÄ™ za siebie nie oglÄ…dajÄ…c.
Wiosna wreszcie chwyciła Londyn za serce - wystawiłam twarz do słońca, a jego
promienie i ciepło stanowiły obietnicę lepszych czasów. Nagle zdałam sobie sprawę, że od
czasu, gdy Linda została zamordowana, jestem odpowiedzialna wyłącznie za siebie, a sam Pan
Bóg wiedział, jaki to bagaż. Ruszyłam w stronę Camden z lekkim sercem, pogwizdując pod
nosem.
W dużej witrynie sklepowej dojrzałam swoje odbicie i postanowiłam przyjrzeć mu się
uważniej. Niezle, jak na laskę gliny. Dopiero po chwili zrozumiałam, że stoję przed Satins,
zakładem fryzjerskim, w którym pracowała przyjaciółka Naomi, Cath. W tak ciepły dzień
drzwi były otwarte na oścież; zajrzałam do środka. Cath siedziała w recepcji, wyglądała na
znudzoną. Włosy miała zwinięte w dredy i jedne z nich obracała właśnie w palcach.
- Cześć - powiedziała. - Co tam u was? - Zniżyła głos. - Słyszałam, że złapali
morderczynię. Kochała się w Dereku, nie? Nic dziwnego, że się w to wszystko zaplątała.
Mogłam im to od razu powiedzieć.
- Cherchez l homme.
- Co? Jasne. Tak czy inaczej - ciągnęła - przyszłaś sobie zrobić farbę. - Chcesz rozjaśnić?
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Chyba szkoda by było.
Pokręciłam wolno głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]