[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozkaz Huntera? spytała.
Zdrowy rozsądek odrzekł szczerze. Jak ktoś nie jest błotnym szczurem, to łatwo
się zgubić na bagnach.
Albo wpaść w zasadzkę.
Morgan westchnął i poprawił kapelusz na głowie.
Owszem. Przyszło mi to do głowy, kiedy zobaczyłem trop prowadzący tam, gdzie
diabeł mówi dobranoc.
Im dłużej przyglądała się śladom, tym większej nabierała pewności, że były albo
fałszywe, albo niebezpieczne, albo jedno, i drugie.
Bill nie postępuje w ten sposób. Bill zaproponował wprost kupno Ladder S, a potem
powiedział mi, iż jestem głupia, że nie chcę sprzedać. Wykrzyczał mi to prosto w
twarz. Nie zakradałby się chyłkiem w nocy i nie płatał okrutnych figli .
Spojrzała raz jeszcze na moczary, poprawiła się w siodle i zwróciła do Morgana:
A co robi Hunter?
Ujeżdża konie.
Skierowała Lamparta w stronę zewnętrznego korralu i ruszyła galopem. Morgan
pojechał za nią. Jednak dopóki nie wyjechali poza zasięg strzału, cały czas oglądał się
do tyłu, na moczary.
Kiedy dojechali do korralu, ujrzeli Reeda z całej siły trzymającego mustanga za uszy.
Hunter, ściskając uzdę tuż przy wędzidle, ustawił konia, wsunął nogę w lewe
strzemię i wskoczył na siodło.
Puść go rozkazał, puszczając wędzidło.
Reed posłuchał i szybko przeskoczył ogrodzenie. Morgan z uśmiechem usadowił się
wygodnie w siodle, szykując się na przedstawienie. Mustang był drobnej budowy,
zgrabny, zdawać się mogło, że zamiast nóg ma sprężyny. Skakał, kręcił się w kółko,
trzepał zadem, w zamiarze zrzucenia jezdzca.
Hunter siedział w siodle jak przyklejony. Używał ostróg nie po to, żeby karać, ale
żeby sprawdzić, czy koń rzeczywiście pokazał już wszystko, na co go stać. Po kilku
minutach rumak przestał wierzgać, parsknął głośno i odwrócił głowę, jakby chciał
zobaczyć, co też tak uparcie trzyma się jego grzbietu.
Przemawiając cichym, spokojnym głosem, jezdziec pogłaskał zwierzę po szyi. Potem
zsiadł płynnym ruchem, uważając, żeby ani na chwilę noga nie została w strzemieniu.
Ledwo jego stopy dotknęły ziemi, złapał uzdę, przytrzymał głowę konia w górze i
znowu wskoczył na grzbiet. Koń parsknął, postąpił w bok, wierzgnął jeszcze raz, ale
jakby od niechcenia, i znieruchomiał. Dopiero wtedy Elyssa zauważyła, że mustang,
podobnie jak pozostałe konie w korralu, ma świeży znak Ladder S na zadzie.
Hunter zeskoczył z konia.
Dolicz tego i dawaj następnego polecił Reedowi.
Koń został ujeżdżony, a to oznaczało, że dobry jezdziec mógł sobie z nim poradzić
bez pomocy.
Do licha, aż przyjemnie popatrzeć, jak on to robi wyszczerzył zęby w uśmiechu
Morgan. Widziałem tylko jednego, co był w tym lepszy.
Nie wierzę, żeby ktoś robił to lepiej stwierdziła Elyssa.
Niech panienka spyta Huntera. Przyzna, że jego brat jeszcze sprawniej ujeżdża
mustangi.
Trzymając lasso w pogotowiu, Reed wolno podjechał do koni kłębiących się przy
końcu korralu. Zwierzęta parskały, uciekały, odskakiwały na boki, ale na próżno. Po
chwili pętla spadła na szyję następnego gniadosza.
Reed zawiązał koniec lassa na łęku siodła i zaczął ciągnąć opornego konia, żeby go
osiodłać. Hunter nie patrzył na Elyssę, nawet nie wiedział, że jest blisko. Zdjął uzdę i
siodło z pierwszego mustanga i ruszył w stronę drugiego.
Hunter! zawołała Elyssa. Muszę z tobą pomówić.
Zatrzymał się i rzucił spojrzenie przez ramię.
Pózniej! odkrzyknął. Teraz jestem zajęty.
Chodzi o zaginione konie.
No właśnie. Ujeżdżam nowe, żeby zastąpiły te ukradzione.
Tylko kilka minut.
Tyle trwa ujeżdżenie jednego konia, Sassy.
I ruszył na drugi koniec korralu. Ona bez wahania skierowała Lamparta w stronę
wrót. Zanim Hunter zorientował się, co się dzieje, Lampart przeskoczył przez wrota i
zatańczył przed nim w miejscu.
Szlag by trafił te jej wariackie pomysły pomyślał ze złością. Któregoś dnia
przeskoczy nie ten płot, co trzeba. Jeszcze gotowa zrobić krzywdę sobie i koniowi .
Ale nie to go tak naprawdę trapiło i dobrze o tym wiedział. Pragnął Elyssy i
nienawidził siebie za to. Zły był na siebie. Wciąż dzwięczał mu w uszach jej śmiech
po lodowatym prysznicu. Wspomnienie piersi wyraznie rysujących się pod cienką,
mokrą bluzką wzniecało płomień.
Chodzi o Billa powiedziała Elyssa. Boję się. Słysząc, jak miękko wymawia to
imię, i widząc autentyczną troskę w jej oczach, rozzłościł się do reszty.
I o co tym razem chodzi z tym złodziejem bydła, koniokradem i sukinsynem, co
kocha Culpepperów? spytał zjadliwie.
Nie masz na to dowodu.
A jakiego dowodu chcesz jeszcze, dziewczyno? Przyznania się do winy?
Prześledzenia tropów? A może strzału z ukrycia?
Bill nigdy by mnie nie skrzywdził zapewniła gorączkowo. Nie znasz go tak jak
ja...
To się zgadza rzekł nieswoim głosem. Ja zawsze wolałem kobiety.
Insynuacja nie dotarła do niej. Rozgorączkowana ciągnęła dalej:
...boję się, że Culpepperowie trzymają go jako zakładnika.
Akurat! Też mi coś.
To jedyne sensowne wytłumaczenie.
Nie widzisz prawdy, nawet kiedy masz ją przed samym nosem. Zrozum wreszcie.
Przejrzyj na oczy. Poczciwy, stary Bill okrada cię bez pardonu.
Nie! On potrzebuje pomocy.
Raczej kulki w łeb.
Elyssa spojrzała w ponure oczy Huntera i przypomniało się jej, jak bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]