[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zawsze ją dawali, ale zdarzało się.
- Jakiego to typu bi\uteria?
- Naszyjniki z paciorków lub rzadziej z metalu, pierścienie na palcach,
niekiedy te\ kolczyki.
- To mumia mę\czyzny - zauwa\ył.
- To bez znaczenia. W tamtych czasach mę\czyzni te\ nosili w uszach ró\ne
świecidełka.
- Co jeszcze?
- Skoro ten człowiek został pochowany w drewnianym sarkofagu, to mo\e
mieć dodatkowo całą masę drobiazgów. Na przykład Księgę Umarłych.
- Sądziłem, \e wkładano je tylko faraonom?
- Początkowo tak. Jednak ten zwyczaj bardzo szybko się zdemokratyzował. W
okresie póznym, a potem ptolemejsko-rzymskim nawet skrajni biedacy dostawali
bodaj skrawek papieru z wypisanymi zaklęciami mającymi przeprowadzić ich przez
pułapki świata zmarłych... Faraonowie dostawali zwoje oczywiście bogato zdobione i
długie nawet na kilkanaście metrów...
- Czy czegoś takiego nie odnaleziono by od razu?
- Księgę w postaci zwoju umieszczano najczęściej między udami zmarłego i
banda\owano razem z resztą. Trudno powiedzieć, czy Witelon i Solfa odpakowali
mumię z banda\y, ale jeśli te drobiazgi pochodzą z tego sarkofagu, to
prawdopodobnie nie.
- Rozumiem.
- Zdarzało się, \e palce rąk i nóg zabezpieczano dodatkowo tulejkami z
metalu. Są przykłady takich praktyk, chocia\by mumia Tutanchamona... Do tego na
twarzy mogła znajdować się chusta z wizerunkiem Ozyrysa lub maska z drewna,
gipsu lub tektury papirusowej.
- Wizerunek mógł dotrwać do naszych czasów?
- To zale\y. Jeśli był malowany, jest to mało prawdopodobne. Olejki, którymi
nasączano ciała, powoli barwiły wszystko na \ółto lub brązowo... Ale jeśli był tkany
lub haftowany, ewentualnie naszyty jako aplikacja, to mo\liwie.
- Coś jeszcze?
- Posą\ki bogów, ale to raczej rzadkie znalezisko. Czasem cała mumia była
dodatkowo spowita tak zwaną siatką mumiową.
- Czym była ta siatka?
- Czymś w rodzaju całunu lub narzuty z podłu\nych paciorków połączonych
nitkami. Aha. Czasem jeszcze dodawali sztylet u boku, by zmarły mógł się bronić na
tamtym świecie. A w okresie hellenistycznym mogą się trafiać i monety, obole
Charona kładzione na ustach lub powiekach.
- Opłata za przewiezienie przez rzekę Styks - zdziwił się pan Tomasz. -
Zaadaptowali element zupełnie innej religii?
- Tak, to było częste w tamtych czasach. Imperium Aleksandra Wielkiego, a
potem imperium rzymskie były istnymi tyglami kultur... Rzymscy legioniści
powszechnie wierzyli w irańskiego Mitrę, w Pompejach znaleziono świątynię Izydy, a
w Egipcie przedstawiano rzymskich cesarzy jako wcielenia boga Horusa.
Zegar wybił kwadrans.
- Za piętnaście minut wyruszamy - powiedział Konstantinas.
Z sejfu wydobył pistolet i przeładowawszy umieścił w kaburze pod pachą.
- Nigdy nic nie wiadomo - wyjaśnił, widząc zdumiony wzrok gościa z Polski.
Maleńki antykwariat mieścił się opodal Ostrej Bramy. Konstantinas
przyprowadził ze sobą dwóch pomocników oraz Jelenę i pana Tomasza. Weszli do
środka z marszu. Stary mę\czyzna o wyglądzie emerytowanego nauczyciela na ich
widok odrobinę zzieleniał na twarzy. Cofnął się odruchowo wraz z krzesłem, ale na
ucieczkę było ju\ za pózno.
- Wydział Ochrony i Poszukiwań Zabytków Sztuki Litewskiej Akademii Nauk
- powiedział dowódca wyprawy, kładąc na biurku swój identyfikator.
- Ja nic... - stary zrobił zeza najpierw w stronę drzwi wejściowych, a potem -
przejścia na zaplecze. Jednak obaj pomocnicy stali tak, by odciąć mu drogi ucieczki.
- Mamy kilka pytań - Jelena zrobiła krok do przodu. - Oferuje pan do
sprzeda\y egipski zabytek. Fragment tak zwanej Księgi Umarłych.
- Nieprawda - sprzedawca szedł w zaparte, ale Pan Samochodzik ju\
wypatrzył pomiędzy grafikami antyramę, a w niej dwa kawałki zetlałego papirusu.
- To co to jest? - syknął Konstantinas.
- To nie moje. Pierwszy raz na oczy widzę - jęknął pechowy antykwariusz.
- To skąd się tu wzięło? - dziewczyna zrobiła naprawdę grozną minę.
- Nie wiem. Wrogowie podrzucili, \eby mnie skompromitować - spróbował
naiwnego kłamstwa, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
- Wrogowie - westchnął pan Tomasz. - Ka\dy ma jakichś wrogów.
- Szczere przyznanie zmniejsza winę - mruknął jeden z pomocników.
- A jak się pan będzie stawiał i odmawiał współpracy, to cofniemy panu
koncesję - dodał Konstantinas.
- O nie, tylko nie to - wykrztusił przera\ony sprzedawca.
- No więc, skąd się wziął ten drobiazg? Kto to sprzedaje? Skąd to bierze?
- Przyszło dwóch łebków i przyniosło - znowu zełgał. - Dałem im 50 euro i
więcej ich nie widziałem.
- Sam sobie grób kopiesz...
- Mam prawo tym handlować - zaprotestował nieśmiało.
- Jasne. Do osiemnastej. Cofnięcie koncesji wchodzi w \ycie od następnego
dnia po wystawieniu dokumentu. Ale du\o to nie da, bo wezwiemy policję i
opieczętujemy sklepik, \eby zrobić tu kompleksową rewizję.
- Nie macie prawa.
- Doprawdy? Jest uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Ma pan
papirus niewiadomego pochodzenia, być mo\e jeden z tych, które w 1941 roku
przepadły ze zbiorów uniwersyteckich... A zatem pytamy po raz ostatni. Skąd on się
wziął?
- Przyszedł do mnie facet. Dał to w komis.
- Jego imię i nazwisko?
Antykwariusz strzelił oczyma po kątach.
- Nie powiem - zaparł się.
- Blankiety - Konstantinas zwrócił się do Jeleny. - I zadzwoń po policję.
Trzeba opieczętować sklep do czasu uzyskania nakazu rewizji. Czyli, jak znam
sędziego, do wieczora...
- No dobra, powiem. Powiem! Marek Hosenduft.
Zadzwonił telefon komórkowy. Pan Tomasz z Litwy...
- Pawle, zaczynamy dochodzić do pewnych wyników - powiedział powa\nie. -
Ten twój Hosenduft trzy tygodnie temu wystawił do sprzeda\y komisowej egipski
papirus.
- W Wilnie? - upewniłem się.
- Owszem. Mamy na niego pierwszego haka. Przemyt za granicę Polski dzieła
zabytkowego znacznej wartości. W dodatku jest pokwitowanie z jego podpisem.
Musimy jeszcze to przeczytać i zobaczyć, czy pasuje do sarkofagu.
- To ju\ konkret - ucieszyłem się. - Sprawdzę przez generała, czy nie figuruje
w centralnym rejestrze skazanych, a jeśli tak, to za co.
- Znakomicie. I wiesz co? Trzeba się skontaktować ze Szwedami. Mo\e te\
powiedzą nam to i owo...
- Sądzi pan, \e on jest mózgiem całej tej szajki?
- Nie wiem. Ale musimy się z tym liczyć. Warto by zapytać Baturę, ale nie
sądzę, \eby sypnął kumpla z bran\y... Chyba \e zalazł mu za skórę.
- Chyba te\ nie - westchnąłem. - Takie męty wolą swoje nieporozumienia
rozwiązywać między sobą, nie mieszając w to wymiaru sprawiedliwości... Poza tym
zawsze istnieje ryzyko, \e się przyjaznią i Batura go po prostu ostrze\e, i\ depczemy
mu po piętach. A tak nie wie nawet, \e mamy jego adres i nazwisko.
- Masz rację. Kontynuuj obserwację. Aadnie mi się zrymowało, a to dobry
znak - dodał na zakończenie rozmowy.
Jelena poło\yła antyramę z papirusami na stole i zręcznie zdemontowała
szybę. Przygotowała sobie sześciotomowy słownik Gardinera i czterotomową
gramatykę egipską.
- Popatrzmy, co my tu mamy - mruknęła.
Jak się okazało, papirus został kilkakrotnie zło\ony, dla wyeksponowania jego
najciekawszej części. Kobieta nawinęła go na tekturową rurkę i zaczęła oglądać od
początku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]