[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w której z obozu zwycięskiej armii Zodangi flota statków powietrznych wyruszyła nam na spotkanie. Ocalałe
zodangańskie okręty były kierowane jako zdobycz ku miastom Helium. Ich poddawaniu się towarzyszył stary,
niezwykle patetyczny obyczaj, który wymagał, aby dowódca idącego do niewoli okrętu dobrowolnie z niego
wyskoczył. Ci odważni ludzie, trzymając wzniesione nad głową sztandary swych rodów, jeden po drugim
64
skakali ze swych mostków, wprost w objęcia czekającej ich kilkaset stóp niżej śmierci.
Walka wygasła całkowicie dopiero wtedy, gdy śmiertelny skok wykonał naczelny dowódca floty, dając
tym samym sygnał do poddania się stawiającym jeszcze opór jednostkom i kładąc kres bezsensownemu
poświęcaniu życia dzielnych żołnierzy.
Zasygnalizowaliśmy okrętowi flagowemu floty Helium, aby podleciał bliżej, a gdy był w zasięgu głosu
krzyknąłem, że na pokładzie naszego statku znajduje się Dejah Thoris i że chcemy, aby została
przetransportowana na okręt flagowy i jak najszybciej zawieziona do Helium.
Gdy przekazana przeze mnie wiadomość dotarła w pełni do ich świadomości, ze wszystkich pokładów
podniósł się potężny krzyk radości, za którym natychmiast podążyło wywieszenie setek flag w barwach
księżniczki. Wkrótce załogi pozostałych statków floty zrozumiały znaczenie przekazywanych im sygnałów i
wszystkie pokłady wśród radosnej wrzawy zakwitły barwami Dejah Thoris.
Okręt flagowy zbliżył się do nas i natychmiast po tym, jak burty obu statków zetknęły się miękko, na i
nasz pokład wpadło kilkunastu oficerów floty Helium. Zrobili kilka kroków i stanęli jak wryci, patrząc
osłupiałym wzrokiem na setki zielonych wojowników, którzy opuścili już swoje stanowiska bojowe i stali w
luznych grupach wzdłuż całego pokładu. Wkrótce pojawił się Kantos Kan i oficerowie zgromadzili się wokół
niego, zasypując go gradem pytań. Nie słuchali jednak odpowiedzi, gdyż po chwili cała ich uwaga zajęta była
zbliżającą się ku nim w moim towarzystwie Dejah Thoris. Księżniczka pozdrowiła uprzejmie oficerów,
wymieniając imię każdego z nich. Znała ich dobrze, gdyż wszyscy, jako cieszący się szacunkiem żołnierze,
bywali na dworze jej dziadka.
- Połóżcie swoje dłonie na ramieniu Johna Cartera - powiedziała w końcu, wskazując na mnie. - Jest to
człowiek, któremu Helium zawdzięcza zarówno swoją księżniczkę, jak i dzisiejsze zwycięstwo.
Zasypali mnie uprzejmościami i komplementami, a jak się wydawało największe wrażenie zrobiło na
nich to, iż w uwolnieniu księżniczki i wyzwoleniu Helium udało mi się zdobyć pomoc dzikich Tharków.
- Bardziej niż mnie powinniście dziękować temu oto człowiekowi - powiedziałem, wskazujące Tars
Tarkasa. - Jest to jeden z najwybitniejszych na Barsoomie żołnierzy i mężów stanu, Tars Tarkas, jeddak Tharku.
Pozdrowili zielonego wojownika z tą samą układną grzecznością, z jaką zwracali się do mnie. Ogromny
Thark odpowiedział równie gładkim i dworskim jeżykiem, czego, musze się przyznać, wysłuchałem z niemałym
zdziwieniem.
Dejah Thoris przeszła na pokład okrętu flagowego i była bardzo zaskoczona, że ja z nią tam nie zostaję.
Wytłumaczyłem jej, że bitwa jest tylko częściowo wygrana, zostały jeszcze siły lądowe Zodangi i nie mogę
opuścić Tars Tarkasa, dopóki nie zostaną one w pełni rozgromione.
Dowódca floty powietrznej Helium obiecał, że wszystko zostanie tak zorganizowane, by siły lądowe
Helium uderzyły w tym samym momencie, w którym my zaatakujemy oblegających miasto Zodangańczyków.
Potem statki rozdzieliły się i Dejah Thoris tryumfalnie powróciła na dwór swego dziadka, Tardos Morsa,
jeddaka Helium. Flota statków transportowych, na których znajdowały się thoaty zielonych wojowników,
przeczekała bitwę w pewnym oddaleniu i teraz musieliśmy się zająć wyładowywaniem zwierząt na ziemie. Nie
posiadaliśmy platform desantowych i realizacja tego zadania wydawała się być bardzo trudna, ale nie
pozostawało nam nic innego. Polecieliśmy ku transportowcom i zabraliśmy się do pracy.
Byliśmy zmuszeni opuszczać zwierzęta na linach i zajęło nam to pozostałą cześć nocy oraz połowę
następnego dnia. Dwukrotnie zostaliśmy zaatakowani przez kawalerie zodangańską, ale z łatwością i bez
większych strat odparliśmy te ataki, a po zapadnięciu nocy napastnicy wycofali się zupełnie.
Natychmiast, gdy ostatni thoat znalazł się na ziemi, Tars Tarkas dał rozkaz do wymarszu. Podzieleni na
trzy oddziały podjeżdżaliśmy ostrożnie od północy, wschodu i południa ku wrogiemu obozowi.
W odległości około, mili od głównego obozu natknęliśmy się na wysunięte posterunki, co, jak to
uprzednio ustaliliśmy, było sygnałem do otwartego ataku. Z dzikim, przerazliwym wrzaskiem mieszającym się z
piskami czujących bliską bitwę thoatów runęliśmy na obóz Zodangi.
Przypuszczaliśmy, że uda się nam ich zaskoczyć, jednak okazało się, że nacieramy na dobrze
przygotowane, umocnione pozycje, pełne oczekujących nas żołnierzy. Nasze ataki były odpierane raz za razem i
około południa zacząłem się poważnie obawiać o wynik bitwy.
Lądowa armią Zodangi liczyła około miliona żołnierzy, zebranych z całej planety, zewsząd, gdzie sięgały
podobne do wstęg drogi wodne, natomiast przeciwko nim stawało niecałe sto tysięcy zielonych wojowników.
Posiłki z Helium nie pojawiły się, nie przysłano też żadnej wiadomości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]