[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mimo to nie mógł pozwolić sobie nawet na taki. Był woznym w gimnazjum Ponce de Leon i o ile wiedziałem,
nie miał innych zródeł dochodu. Pracował na pół etatu, tylko trzy dni w tygodniu, co być może wystarczyłoby
mu na życie, ale na pewno na nic więcej. Oczywiście nie interesowały mnie jego finanse. Interesował mnie fakt,
że odkąd zaczął pracować w Ponce de Leon, nastąpił mały, jednak zauważalny wzrost liczby zaginięć wśród
uczących się tam dzieci. A konkretnie wśród dwunasto-, trzynastoletnich jasnowłosych dziewczynek.
Jasnowłosych. To ważne. Nie wiedzieć czemu, policja często prze-oczała takie szczegóły, tymczasem ja od razu
je zauważałem. Może było to niepoprawne politycznie. Bo nie sądzicie, że dziewczynki ciemnowłose i
ciemnoskóre powinny mieć takie same szanse jak te jasnowłose, żeby ktoś mógł je uprowadzić, zgwałcić, a
następnie poćwiartować przed kamerą?
Jaworski był ostatnią osobą, która widziała zaginione. Policja rozmawiała z nim, a jakże. Zatrzymali go, przez
całą noc przesłuchiwali i nic z niego nie wyciągnęli. Oczywiście musieli przestrzegać drobnych wymogów
prawnych. Na przykład na tortury patrzono ostatnio dość niechętnie  z reguły. A bez argumentów siłowych
Jamie Jaworski nigdy nie pochwali się swoim hobby. Ja bym się nie pochwalił.
Ale wiedziałem, co robi. Gwarantował dziewczętom bardzo szybką i ostateczną karierę filmową. Byłem tego
prawie pewny. Nie znalazłem ich zwłok i nie widziałem, jak to robi, ale wszystko pasowało. A w Inter-necie
udało mi się znalezć kilka nader pomysłowych zdjęć trzech zaginionych aktorek. Nie robiły wrażenia
uszczęśliwionych, chociaż to, co na nich wyczyniały, powinno sprawiać radość, tak przynajmniej słyszałem.
8 - Demony dobrego Dextera 113
Nie miałem dowodu, że autorem zdjęć jest Jaworski. Ale pod zdjęciami widniał numer skrytki pocztowej z
południowego Miami, ledwie kilka minut drogi od gimnazjum. Poza tym Jaworski żył ponad stan. Zresztą było
to zupełnie nieistotne, ponieważ z tylnego siedzenia dochodził coraz silniejszy głos, który przypominał, że czas
ucieka, że w tej sprawie pewność nie jest aż tak strasznie ważna.
Martwił mnie tylko ten wstrętny pies. Psy zawsze były problemem. Nie lubią mnie i często nie pochwalają tego,
co robię, zwłaszcza że nie dzielę się z nimi łakociami. Musiałem go jakoś obejść. Może Jaworski wyjdzie z
domu. Jeśli nie, trudno, zakradnę się do środka.
Przejechałem przed jego domem trzy razy, ale nie wpadłem na żaden pomysł. Potrzebowałem łutu szczęścia, i to
szybko, bo czułem, że Mroczny Pasażer każe mi zaraz zrobić coś na chybcika. I kiedy mój drogi przyjaciel
zaczął podsuwać mi nierozważne sugestie, uśmiechnęło się do mnie szczęście: Jaworski wyszedł z domu i
wsiadł do swojej małej zdezelowanej półciężarówki. Zwolniłem na tyle, na ile mogłem, a on wyjechał na ulicę i
skręcił w kierunku Douglas Road. Zawróciłem i pojechałem za nim.
Nie miałem pojęcia, jak to załatwię. Nie byłem przygotowany. Nie zorganizowałem sobie ani bezpiecznego
pomieszczenia, ani czystego kombinezonu, ani niczego, nie licząc rolki taśmy klejącej i noża do filetów, który
leżał pod fotelem. Musiałem być niezauważalny i niewidzialny, pod każdym względem doskonały i nie
wiedziałem, jak to zrobić. Nie lubiłem improwizować, ale nie miałem wyboru.
I znowu mi się poszczęściło. Ruch był mały. Jaworski jechał na południe Old Cutler Road i mniej więcej po
dwóch kilometrach skręcił w lewo, w stronę morza. Budowano tam kolejne olbrzymie osiedle, żeby umilić nam
życie, wymieniając zwierzęta i drzewa na beton i bandę staruszków z New Jersey. Jaworski przejechał powoli
przez plac budowy, przez niewykończone pole golfowe  już z flagami, lecz wciąż bez trawy  i dojechał
prawie na sam brzeg. Wznosił się tam szkielet bloku tak wielgachnego, że przesłaniał księżyc. Zostałem w tyle,
zgasiłem światła, a potem powolutku podjechałem bliżej, żeby zobaczyć, co mój chłoptaś knuje.
114
Zaparkował przed przyszłym blokiem. Wysiadł i stanął między półcię-żarówką i kopiastą stertą piachu. Przez
chwilę się rozglądał, zjechałem więc na pobocze i wyłączyłem silnik. Jaworski popatrzył na blok, potem na
drogę i na morze. Najwyrazniej zadowolony wszedł do środka. Byłem przekonany, że szuka dozorcy albo
ochroniarza. Ja też go wypatrywałem. Miałem nadzieję, że odrobił pracę domową. Na tych wielkich budowach
jest zwykle tak, że ochroniarz objeżdża teren wózkiem golfowym.To spora oszczędność pieniędzy, poza tym
byliśmy w Miami. Tu wszystkie oszczędności pakuje się w materiały, które po cichu znikają. Wyglądało na to,
że Jaworski zamierza pomóc inwestorowi w dotrzymaniu umowy na wielkość kradzionego kontyngentu.
Wysiadłem, wyjąłem spod fotela taśmę i nóż, i wrzuciłem do taniej, mocnej torby. Były w niej już gumowane
rękawice ogrodowe i kilka zdjęć, ot, takich tam fotek z Internetu. Zarzuciłem torbę na ramię, po cichutku
zanurzyłem się w noc i już po chwili stanąłem przed jego małą, brudną półciężarówką. W skrzyni było pusto,
podobnie jak w szoferce, jeśli nie liczyć stert papierowych kubków z Burger Kinga, papierów i pustych pudełek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl