[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lubi. Cherie było jej prawdziwym imieniem. Zaginęła, a po tygodniu odnaleziono jej zwłoki.
- Przepraszam, przyszedłem po mięso.
Wypuszczona z dłoni kartka poszybowała prosto
do stóp Dane'a.
Kelsey spojrzała na niego. Wyraz twarzy mężczyzny niczego jednak nie zdradzał.
- Nie poplam mi papierów tłuszczem - poprosił.
- Ja... ja nie poplamiłam. Zobaczyłam tylko
nagłówek. Pamiętam, że o tym zabójstwie pisały
wszystkie gazety. Smutne, prawda? Nie chciałam
czytać twoich dokumentów, tylko że taki tytuł,
wiesz, rzuca się w oczy.
- Aż tak bardzo? Z drugiego końca stołu?
Stała nieruchomo, patrząc wprost na niego.
Wzruszył ramionami.
- Zdradziłaś mi przecież, że chcesz przeszukać
dom. Dlaczego miałoby mnie to zdziwić? Prowadzę
jednak sprawy obcych ludzi, niektóre informacje są
poufne i nie mają nic wspólnego z Sheilą. A więc,
może byś to uszanowała? Poza tym naprawdę przy
szedłem zabrać mięso.
Chciała podnieść arkusz, lecz Dane schylił się w tym samym momencie. Zetknęli się głowami.
- Kelsey - poprosił - wynieś mięso, a ja uporząd
kuję te papiery.
Skinęła głową, zabrała talerz i szybko wyszła z domu. Przekazała kotlety Larry'emu i wróciła. Dane
przekładał właśnie dokumenty do szafek. Miała zamiar pójść do kuchni, lecz jednak pozostała.
Wpatrywała się w jego plecy. Wiedziała, że Dane ma tego świadomość.
- Dlaczego zajmujesz się zamordowanymi striptizerkami? - zapytała.
- Nie twoja sprawa, Kelsey.
- Czy uważasz, że to ma coś wspólnego z Sheilą? Odwrócił się.
- Sądzisz, że Sheilę ktoś udusił?
- Nie.
- No to dlaczego uważasz, że zajmuję się tym w związku z Sheilą?
- Przecież miałeś jej szukać.
- Tak. Szukam.
- No to dlaczego...
- Przyjechaliście tu na przyjęcie - przypomniał
jej.
- Kelsey? - W drzwiach ukazała się głowa Nate'a. - Przygotuj resztę mięsa.
- Zaraz to zrobię - zapewniła go.
Głowa zniknęła. Kelsey spojrzała na Dane'a.
- Sądzę, że wiesz o Sheili coś, czego mi nie mówisz.
- Kelsey! - Głowa ukazała się ponownie. - Mięso. Potrzebujemy mięsa.
- Zrozumiałam.
Głowa Nate'a znów wycofała się z pola widzenia.
- Pomogę ci - zaproponował Dane.
Zamknął szufladę i ruszył do kuchni. Poszła za
nim, zabierając po drodze paczki z bułkami.
- Upewnij się, czy kurczaki są naprawdę upieczone - upominała go Cindy.
39
- Dobrze, nie bój się.
Wyszli na dwór. Kelsey zaczęła nakrywać stoły. Mężczyzni rozmawiali o swych ulubionych miejs-
cach, gdzie biorą ryby. W drzwiach ukazała się Cindy, niosąc turystyczną lodówkę. Dane rzucił się
jej na pomoc.
- Niepotrzebnie się fatygujesz - zauważył Nate.
- Ona jest nieduża, ale mogłaby nawet tobie dać
wycisk.
- To nie oznacza, że nie lubię, kiedy ktoś mi pomaga - zaprotestowała Cindy.
- Nie wiadomo zresztą, czy Dane nie jest jednak od niej silniejszy - zauważył Larry.
- Fakt, prywatni detektywi muszą się chyba utrzymywać w formie? - częściowo stwierdził, a
częściowo zapytał Nate.
- Niektórzy tak - odparł Larry. - Inni to beczki tłuszczu i ledwie się mieszczą za swoimi biurkami.
- Myślę, że spotyka się detektywów we wszystkich rozmiarach - rozstrzygnął tę kwestię Dane.
- Postawił lodówkę i spojrzał w kierunku podjazdu.
- Kto jeszcze ma przyjechać? - zapytał.
- Może to Jorge Marti - podsunęła Cindy. - Za
prosiliśmy go.
Kelsey odłożyła serwetkę i też wyjrzała za róg domu. Nagle poczuła straszny, obezwładniający
smród.
- Coś mi się nie wydaje, żeby to był Jorge
- zauważył Dane i ruszył w stronę frontu domu.
Kelsey pospieszyła za nim. Dogoniła go dokładnie
w chwili, gdy stanął twarzą w twarz z Andym
Lathamem.
Był tylko w granatowych szortach, bez koszuli. Błyszczał od oliwy i potu. Trzymał duże wiadro.
Smród wydobywał się właśnie stamtąd.
- Zabieraj swoje ryby! Zabieraj te zgniłe ryby
i trzymaj się z dala od mojego domu. Zrozumiałeś?
Latham aż się trząsł. Kelsey nie mogła się zorientować, czy ze strachu, czy z wściekłości, a może
jednego i drugiego?
- O czym ty mówisz? - zdziwił się Dane.
Latham przechylił wiadro. Ryby, rozdęte, w stanie częściowego rozkładu, rozsypały się na ziemi.
Widać było, że są martwe od dawna i że leżały na słońcu. Wysoka temperatura sprawiła, że
niektóre pękły. Były ohydne.
Dane przeniósł wzrok z ryb na Lathama, który cofnął się o krok.
- Jasne, pewnie wydaje ci się, że jesteś taki silny? Uczyli cię w wojsku, jak zabijać, więc co, do
cholery, powinienem teraz siedzieć na dupie i znosić wszystko, co ci wpadnie do głowy - Latham
nadal dygotał i nadal zachowywał bezpieczny dystans. - Ale pamiętaj, panie twardzielu. Kula
przejdzie przez każdego. Zjaw się u mnie jeszcze raz, a strzelę ci w łeb.
- Słuchaj, Andy - odparł Dane. - Nie wiem nawet, o co ci chodzi.
- Ryby. Pieprzone ryby! Wywaliłeś je pod moimi drzwiami!
- Gówno prawda.
- No to kto?
Zza domu wyłonili się Larry i Nate.
- Nie wiem, kto. Cholera wie, Latham, ale w tej
okolicy nie wygrałbyś konkursu na najpopularniej
szą osobę.
Latham wskazał nagle palcem Kelsey.
- Ty! Ty to zrobiłaś. Albo namówiłaś tego mie
szańca. Ty... ty oberwiesz jeszcze.
Był tak wściekły, że w kącikach ust pojawiły mu się kropelki białej piany, jak u psa. Mówiąc, pluł.
Ciągle jednak trzymał się w bezpiecznej odległości.
Dane postąpił krok naprzód.
- Jesteś świrnięty - warknął. - Nikt z nas nie
podrzucił ci tych ryb. A jeśli będziesz groził mnie
albo Kelsey...
Dane nie skończył, gdyż Latham wrzasnął:
- Słyszycie!? Słyszycie, co powiedział! On mi
grozi! Nie waż się zbliżać do mnie i do mojego domu.
Wy wszyscy trzymajcie się ode mnie z daleka!
Odwrócił się i uciekł.
- Jezu - powiedział Larry.
- Przecież nie będziemy jeść w tym smrodzie - jęknęła Cindy. - O co w tym wszystkim, na Boga,
chodzi?
40
- Zjemy w domu - zaproponował Dane. - Zanieście jedzenie do środka, a ja pozbieram te ryby.
- Człowieku, one są obrzydliwe - zauważył Larry.
- Idzcie do domu. Wezmę jakieś torby i je pozbieram, zanim wszystko w okolicy przesiąknie tym
smrodem.
- On chyba zwariował - powiedziała Cindy, idąc
za Dane'em. - Andy Latham nigdy nie wyglądał na
zupełnie normalnego. A teraz naprawdę oszalał.
Dane wszedł do domu. Kelsey zaczęła zbierać ze stołów plastikowe talerze i filiżanki.
- Cindy, potrzymaj ten talerz, wrzucę na niego
to, co już się upiekło - poprosił Larry. - Hej, jak
myślicie, kto mu podrzucił te ryby?
Dane wyszedł już z powrotem na zewnątrz. Trzymał dwa duże, plastikowe worki na śmieci i rolkę
papierowego ręcznika.
- Kto wie? - mruknął. - Każdy mógł to zrobić.
Odszedł, za nim ruszył Nate. Cindy zakryła dło
nią usta i nos.
- Nie mogę tego znieść, idę do domu - obwieściła.
- Nie możemy się rozgościć w jadalni - zauważył Larry. - Dane przekształcił ją w biuro.
- Do kuchni - rzuciła Cindy i ruszyła pierwsza.
Po kilku minutach wrócił Dane, a z nim Nate
i Jorge Marti.
- Jorge - przywitał go Larry, unosząc szklankę z piwem w geście pozdrowienia.
- Miło cię widzieć, Larry - odparł Jorge, podchodząc, by uścisnąć mu rękę.
- Udało ci się przyjechać - ucieszyła się Cindy, całując nowo przybyłego w policzek.
- Aha, zdążyłem akurat na czas, żeby wziąć udział w sprzątaniu. - Skrzywił się. - Słyszałem, że
stary Latham złożył tu wizytę i przyniósł trochę żarcia. Może myślał, że jest zaproszony, i uznał, że
nie może wpaść z pustymi rękoma. Cześć, piękna
- rzucił na powitanie, podchodząc do Kelsey i całując ją w policzek. - Kiedy przyjechałem, trochę tu
śmierdziało - kontynuował opowieść. - Dziwne. Latham tak po prostu podszedł i wywalił zgniłe
ryby?
- Myślał, że to Dane wyrzucił je przed jego drzwiami - wyjaśniła Kelsey.
- Dlaczego akurat Dane?
- Wczoraj wieczorem byłam u Lathama zapytać, czy widział Sheilę. Dane tam za mną pojechał, za
namową Cindy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]