[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem nieodpowiednio ubrana. Zabrałam tylko trochę codziennych rzeczy.
Obrzucił taksującym spojrzeniem jej spodnie, bluzkę, niedbale upięte włosy.
Wyglądała mało elegancko, ale świeżo i naturalnie. Nawet po długiej podróży miała
oczy błyszczące jak prawdziwe klejnoty.
- Pójdziemy do skromnego lokalu, tam nie musisz występować w jedwabiach i
brylantach. Zresztą wyglądasz uroczo.
Lucy nadal się wahała.
- Powinnam być z tobą szczera... - Spąsowiała. - Widzisz, ja mam mało
pieniędzy. Meredith dała mi, ile mogła, ale niewiele tego. Nie stać mnie na pójście
do restauracji.
- Ja funduję - rzekł i dodał: - Jako twój ukochany muszę dbać o opinię. Nie
możesz powiedzieć rodzicom Richarda, że jestem za skąpy, żeby postawić ci
kolację.
Zjechali windą na parter. Guy prowadził ją coraz dalej od eleganckich lokali,
sklepów, tłumów. Szli labiryntem wąskich uliczek, które zdawały się należeć do
innego świata niż szklane wieżowce przy Canary Wharf.
36
S
R
Zatrzymał się koło włoskiej restauracyjki, z której dobiegał miły gwar. Lucy
zdawało się, że wszystkie stoliki są zajęte, ale kelnerzy powitali Guya jak brata i
znalezli stolik na dwie osoby. Nakrywając, zabawiali Lucy rozmową, prawili jej
przesadne komplementy.
- Hola, panowie! - groznie zawołał Guy. - Ta piękna pani przyszła ze mną.
Po kontaktach z małomównym Kevinem uwodzicielskie traktowanie uderzyło
jej do głowy jak woda sodowa. Lucy wiedziała, że kelnerzy plotą trzy po trzy, ale
wprawili ją w szampański nastrój. Wypiła łyk wina, oparła łokcie na stoliku i
westchnęła uszczęśliwiona.
Lokal pulsował życiem, goście widocznie świetnie się tutaj czuli, bo stale
rozbrzmiewał wesoły śmiech. Z kuchni dobiegały apetyczne zapachy. W sąsiedniej
sali grupa Włochów oglądała transmisję meczu, co rusz krzycząc z radości lub ję-
cząc z rozpaczy.
- Wybrałeś świetne miejsce.
Guy z przyjemnością patrzył na jej rozpromienioną twarz.
- Cieszy mnie, że jesteś zadowolona.
- Nie chce mi się wierzyć, że jeszcze dwa dni temu byliśmy na odludziu. Mam
uczucie, jakbyśmy przylecieli na inną planetę. - Rozejrzała się. - Wirrindago jest
piękne, rozległe, ciche, a tutaj jest gwarno... Tam trudno wyobrazić sobie kolację w
pełnym lokalu, a tutaj człowiek nie wierzy, że gdzieś na świecie jest tyle wolnej
przestrzeni.
Spojrzała na zegarek i zaczęła obliczać różnicę czasu.
- No, która tam godzina? - zapytał Guy.
- Chyba jedenasta, pora drugiego śniadania.
- Tęsknisz za Kevinem?
- Jeszcze nie miałam czasu.
Umknęła wzrokiem w bok. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, ponieważ Kevin
zdawał się nierzeczywisty, jak człowiek, którego znała lata temu...
37
S
R
Natomiast Guy był rzeczywisty, bardziej realny niż inni znajomi. Pod
wpływem silnego wrażenia poczuła się nieswojo. Ulotniła się przyjemność, jaką
jeszcze przed momentem odczuwała, a wkradło się napięcie, które mogło zepsuć
wieczór.
- Na pewno będę za nim tęsknić - powiedziała, aby przekonać głównie siebie.
- Oczywiście - odrzekł Guy spokojnie.
Podejrzewała, że bacznie ją obserwuje, lecz nie miała odwagi podnieść oczu.
Obracała kieliszek w palcach i starała się uspokoić gwałtownie bijące serce.
Ucieszyła się, gdy podszedł właściciel lokalu, aby przyjąć zamówienie.
- Co dla pani, bella?
- Och, nie wiem. - Pobieżnie przeczytała kartę dań. - Wszystko wydaje się
smakowite, na wszystko mam apetyt. Co pan poleca?
- Dla pani naszą specjalność: linguine z krabem i odrobiną chili. Trochę piecze
w język, ale przepyszna. - Głośno cmoknął, pocałował palce. - Piękna potrawa dla
pięknej pani.
Rozbawiony Guy pochylił się ku Lucy.
- Joe specjalnie mówi z takim akcentem. Popisuje się, żeby ci zaimponować.
Włoch położył rękę na sercu.
- Gadasz jak typowy Anglik bez fantazji. Tobie brak słów, żeby zachwycać się
prześliczną dziewczyną.
Lucy roześmiała się. Była zadowolona, że Joe przyczynił się do rozładowania
napięcia.
- Polegam na panu i zamawiam linguine. Joe spojrzał na Guya.
- A ty to co zawsze?
- Bardzo proszę.
Gdy zostali sami, Lucy powiedziała:
- Nie muszę pytać, jak często tu bywasz.
- Jadam tu chętniej niż we własnej kuchni.
38
S
R
- Poszukaj żony, która będzie ci gotować.
Posmarowała kromkę chleba masłem. Była wygłodniała, więc nie czekała na
zamówione danie.
- Większość znanych mi kobiet niestety dba o figurę i liczy kalorie. One
gotują jeszcze mniej niż ja.
Lucy przerwała smarowanie chleba, ale po namyśle uznała, że nie warto dbać
o pozory. Zatopiła zęby w chrupiącym chlebie ze świeżym masłem.
- Jesteś jedyną moją znajomą, która potrafi gotować. Spojrzeli sobie w oczy i
Lucy ogarnęło podniecenie. Zażenowana spuściła wzrok, z trudem przełknęła chleb.
- Ja mam pracę w Wirrindago - szepnęła.
- Niestety. Stale o tym zapominam.
Zamilkli. Nie wiadomo dlaczego Lucy nie śmiała spojrzeć na Guya. Zebrała z
talerza okruszki, przykleiła je do palca i zlizała. Guy podsunął koszyk z pieczywem.
- Poczęstuj się.
Mówił nie swoim głosem, więc zerknęła na niego i zobaczyła, że ma dziwną
minę. Wzięła kromkę, aby czymś zająć ręce.
- Dziękuję. Jestem ci wdzięczna za zaproszenie na kolację, bo umieram z
głodu.
- Ale chyba wiesz, że coś takiego jak darmowy posiłek nie istnieje. Nie robię
tego bezinteresownie.
Lucy zastygła z ręką uniesioną do ust. Przez głowę przemknęło kilka
możliwości.
- Chciałbym cię o coś prosić.
- Słucham.
- Czy zechcesz odwiedzić moją matkę?
- Twoją matkę? - Zrobiła wielkie oczy, ponieważ nie spodziewała się takiej
prośby.
39
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]