[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wę. Reszta to zasługa mieszkańców i personelu.
- Przepraszam, że poniosły mnie nerwy, ale czasem Darcy jest zbyt opiekuńcza.
Oczywiście sama złości się, kiedy inni próbują się o nią zatroszczyć.
- Wiem coś na ten temat - mruknął Patrick.
- Czyli też próbowałeś jej pomóc?
- Hej, panowie - przerwała im Darcy. - Rozmawiacie, jakby mnie tu nie było. A ja
jestem. I wszystko słyszę.
Patrick uśmiechnął się lekko zawstydzony, Jared zaś nie okazał najmniejszych wy-
rzutów sumienia.
- Może powinniśmy zaprowadzić Jareda do jego pokoju? - Darcy ruszyła przodem.
- Lubi rozkazywać - zauważył Jared, czekając, aż Darcy nieco się oddali. - Ale jest
taka urocza, prawda? Szkoda tylko, że nie chce się z nikim wiązać. Nie zamierzam się
jednak poddawać - dodał ze śmiechem.
Patrick nie był pewien, czy Jared stara się być przyjacielski, czy próbuje jego, Pa-
tricka, wysondować. Ale nie miało to znaczenia. Darcy stanowi owoc zakazany. Choć po
dzisiejszym incydencie z Calem Barrowem jeszcze bardziej się o nią martwił niż wcze-
śniej.
- Wcale ci się nie dziwię - odrzekł. - Ale pamiętaj, że Darcy należy do kobiet, które
same o sobie decydują.
R
L
T
Tak, musi przedsięwziąć kroki, aby chronić ją przed mściwymi draniami. Darcy
lubi mieć kontrolę nad własnym życiem. Nawet nie tyle chodzi jej o bycie niezależną;
raczej o to, aby udowodnić światu, że sama pokonuje przeszkody, jakie los przed nią
stawia. Wpadnie w furię, jeśli on jej to odbierze. Trudno. Jakoś wytrzyma, w końcu będą
ich dzielić tysiące kilometrów. Za niecałe dwa tygodnie wylatywał do Francji.
Trzy dni pózniej Darcy kręciła się po kuchni, kiedy w progu stanął Patrick. Miał
posępną minę.
- Co się stało? - spytała. - Czy któraś z twoich sióstr...
Potrząsnął głową.
- Nie, nic im nie jest.
- Więc co? - Bała się usłyszeć odpowiedz. Z drugiej strony musi wiedzieć.
- Nic. Po prostu wyjeżdżam.
- No wiem. Za niecałe dwa tygodnie.
- Nie. Pojutrze. Zmiana planów. Przed chwilą mnie o tym powiadomiono.
Po tych słowach Patrick opadł na najbliższe krzesło, przeniósł Darcy na swoje ko-
lana i przywarł do niej ustami. Objęła go za szyję. Ogarnięta pożądaniem, a zarazem
bezbrzeżnym smutkiem, odwzajemniała jego pocałunki.
- Ale dlaczego? - zapytała.
- W Madrycie odbywa się konferencja z udziałem przedstawicieli rządu i różnych
grup społecznych. Podobno jest spore zainteresowanie naszym projektem, a ten wiąże się
z turystyką, sportem i filantropią. Poproszono mnie o obecność.
Na ustach Darcy pojawił się uśmiech.
- Zrobi się o was głośno. Zwietnie. Tego chciałeś.
- Tak, tego chciałem. - Nie puszczał jej. Całował ją po szyi, gładził po twarzy. -
Zawsze tego chciałem. - W jego głosie pojawiła się nuta gniewu.
- Patrick?
- Darcy, spójrz mi w oczy. Znów cię dotykam... Nawet nie spytałem, czy mogę.
Przepraszam. - Posadził ją z powrotem na wózku.
- Gdybym chciała, żebyś przestał, powiedziałabym ci.
R
L
T
Przytknął czoło do jej czoła.
- Wiem, ale... Postaram się tego więcej nie robić.
Nawet nie miałbyś kiedy, pomyślała, przełykając łzy. Bo pojutrze już cię nie bę-
dzie.
Zmrużyła oczy. Pojutrze... Dobrze, postara się, żeby ostatni dzień minął Patrickowi
przyjemnie. %7łeby zapadł mu w pamięć. Zatem czas przystąpić do działania, wprowadzić
w życie swój plan...
Tyle że żadnego planu nie miała.
ROZDZIAA JEDENASTY
Patrick czuł się paskudnie. Wielkimi krokami zbliżał się dzień, na który czekał całe
życie i zamiast cieszyć się, że jutro zacznie się jego przygoda, on myślał wyłącznie o
Darcy. Zabrakło im czasu...
Z drugiej strony stanowili swoje przeciwieństwo, pragnęli innych rzeczy. On
wreszcie odzyskał wolność, miał okazję wyruszyć w świat, sprawdzić się w różnych dys-
cyplinach sportu. Jego firma zyska rozgłos...
Rozgłos... Tego właśnie Darcy nienawidziła: być w centrum uwagi. Patrick
zmarszczył czoło. Nie mógłby jej na to narazić. Nagle przypomniał sobie Cala Barrowa.
Cholera, a jeżeli ten drań ją skrzywdzi?
Tym razem Darcy go pokonała, lecz co będzie jutro, pojutrze lub za tydzień? Albo
gdy trafi się kolejny Cal?
Podjął decyzję: musi się zająć tą sprawą. Nawet obmyślił już pewien plan. Posta-
nowił odbyć z Darcy poważną rozmowę. Do wyjazdu zostało mu jeszcze kilka godzin.
Otworzył drzwi gabinetu i wyszedł do holu. Nagle dobiegł go zapach szałwii, ty-
mianku, czegoś jeszcze... Pieczeni? Hm, cynamon, gałka muszkatołowa, kawa.
Skręcił w lewo i zobaczył wszystkich, całą swoją rodzinę. Siostry i szwagrowie
siedzieli w jadalni przy blasku świec, stół uginał się od smakowitych potraw. Charlie z
Daveyem zajmowali miejsca przy drugim stole, z dala od ognia. Przed sobą mieli talerze
R
L
T
z rysunkami zwierząt i bawili się w zgadywanie, jakie dzwięki wydają poszczególne
czworonogi.
Nad wejściem do jadalni wisiał napis: Wspaniałej podróży, Patricku". Drugi nad
innymi drzwiami głosił: Będziemy tęsknić". Przypięta do ściany długa wstęga udeko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]