[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jak pan się teraz czuje? - spytała, wchodząc do ambulatorium i mierząc
mężczyznie tętno.
- Tak sobie, ale znaczniej lepiej niż w górach. Czy to serce? Zanne
zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie podejrzewam nic poważnego. Po prostu nadwerężył pan organizm.
Zadyszka, ból pod żebrami, słabość w nogach... Pański organizm nie
- 71 -
S
R
wyprodukował odpowiedniej ilości glikogenu i stąd takie objawy. Chyba
nieczęsto chodzi pan po górach, prawda?
- Mam dobrą kondycję - wymamrotał.
- Obawiam się, że nie. Proszę się jeszcze napić i odpocząć tu przez dwie
godziny. Tętno jest już w normie.
Podała mu kilka czasopism.
- Czuję się teraz dobrze i mogę dołączyć do grupy.
- Nie, proszę poleżeć. Będę zaglądała do pana co dwadzieścia minut.
Podała mu słodką herbatę i wyszła. Wieczorem odwiozła go do pawilonu,
kazała się położyć i następnego dnia odpoczywać.
- Przyjadę do pana o dziewiątej rano i zobaczymy, co dalej. Widziała, że
czuł się znacznie lepiej.
- Ośmieszyłem się, prawda, siostro? - zapytał.
- Ależ skąd. Proszę się tym nie martwić; nie tylko pan przecenia swoje
siły - uspokoiła go i wyszła.
Niedzielę spędziła więc pracowicie.
Rankiem pacjent przywitał ją w dobrej formie, mimo to zgodził się
pozostać przez resztę dnia w łóżku. Zanne była z siebie zadowolona. Zawsze
potrafiła poradzić sobie z problemami, które się pojawiały.
Kiedy skończyła dyżur, zaczęła się krzątać po gabinecie. Wiedziała,
czemu zawdzięcza przypływ takiej energii; za godzinę ma zacząć pracę z
Neilem i z niecierpliwością wyczekiwała tego momentu. Na próżno próbowała
tłumaczyć sobie, że ciekawi ją jedynie temat tych badań. Rzeczywistym
powodem była obecność Neila. Bardzo chciała go zobaczyć, choć przecież go
nie lubiła. Nie rozumiała sprzecznych uczuć, które nią targały.
W porze lunchu spakowała torbę i poszła do budynku, w którym
znajdowała się grupa Neila. Wszyscy spędzili ostatnie dwa dni na wspinaczce,
niosąc z sobą bagaże, i zdobyli trzy wysokie szczyty. Ostatnia wyprawa
zakończyła się jedynie kilkoma pęcherzami i otarciami. Młodzi ludzie poszli
- 72 -
S
R
teraz wziąć prysznic; przed posiłkiem mieli oddać krew, pózniej czekał ich
zasłużony odpoczynek.
- Dzień dobry, Zanne. Miło cię znów widzieć - usłyszała głos Neila.
Znów był ubrany w sportowy dres, mimo to wyglądał wprost czarująco i
Zanne poczuła się onieśmielona.
- Dzień dobry, Neil - wykrztusiła.
- Co masz w tej torbie?
Z takim pytaniem była w stanie sobie poradzić.
- Apteczkę. Bandaże, maść na pęcherze, opatrunki i środki dezynfekujące.
Wystarczy, żeby opatrzeć prawie wszystkie dzisiejsze rany.
Z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Twoja sumienność mnie zadziwia. Czy wszystko gotowe do pobierania
krwi?
- Tak.
Wcześniej wybrali do tego celu ambulatorium.
- Chodzmy więc, pewnie już na nas czekają - powiedział i razem wyszli.
Po chwili zobaczyli, jak podopieczni Neila idą przez las w ich stronę.
Wprawnym okiem Zanne dostrzegła, kto kuleje, kto masuje obolałą rękę czy
łokieć. Porozmawiała z każdą osobą, oferując odpowiednie medykamenty po
kąpieli.
Jak zawsze po kilku dniach wysiłku wszyscy byli ożywieni i
przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Zanne i Neil uśmiechnęli się do siebie.
Euforia spowodowana była produkowaną przez organizm endorfiną. Wiedzieli o
tym obydwoje, ponieważ niejednokrotnie doświadczyli takiego stanu.
Nagle Zanne spostrzegła, że jedna z dziewcząt rozejrzała się wokół i
zniknęła szybko w krzakach. Po chwili wyszła stamtąd blada i znów się
upewniła, czy ktoś jej nie obserwuje.
W ogólnym zamieszaniu nikt nie zauważył, że jest wyjątkowo milcząca.
Zanne natychmiast podeszła do niej.
- 73 -
S
R
- Chodzmy szybko do ambulatorium - powiedziała cicho.
- Naprawdę nic mi nie jest, siostro. Nie zdążyłam tylko wziąć prysznica.
- Dobrze, dobrze, chcę z tobą porozmawiać. Nikomu nic nie mów, po
prostu idz.
Przez chwilę Zanne obawiała się, że dziewczyna odmówi, ale kiedy
spojrzała na nią zdecydowanie, dziewczyna ruszyła za nią bez słowa.
Nazywała się Sally O'Neill. Była wysoka, miała jasne włosy, a jej twarz
wciąż była trupio blada. Kiedy weszły do środka, dziewczyna od razu zaczęła
się bronić.
- To miło z pani strony, siostro, że chce się pani mną zająć, ale nie ma
takiej potrzeby...
- Od jak dawna nie miesiączkujesz?
Po chwili milczenia dziewczyna wybuchnęła płaczem.
- Od trzech miesięcy - przyznała, wycierając nos w chusteczkę, którą
podała jej Zanne. - Muszę dać sobie radę. Jestem jedyną praktykantką w naszej
firmie; pozostałe osoby to mężczyzni. Nie mogę się ośmieszyć, proszę więc nie
mówić o tym doktorowi Calderowi, bo mnie wyrzuci. Czytałam, że w trzecim
miesiącu można jeszcze ćwiczyć.
- Czy ktoś o tym wie?
- Jeszcze nie. Miałam zamiar powiedzieć dopiero po ukończeniu kursu.
- Musisz komuś o tym powiedzieć - rzekła Zanne i spojrzała na dłoń
dziewczyny. - Przynajmniej rodzicom.
Sally dostrzegła spojrzenie Zanne i cofnęła rękę.
- Jestem mężatką, ale zdjęłam obrączkę, żeby... Proszę, siostro, niech pani
nie mówi doktorowi.
Zanne westchnęła.
- W tej chwili tego nie zrobię. Wez prysznic i połóż się w pokoju dla
chorych - poleciła. - Zajrzę do ciebie pózniej.
- 74 -
S
R
Po chwili wszedł Neil z grupką osób. Tym razem nie robili
czasochłonnych badań, więc pobranie krwi trwało zaledwie minutę. Podczas
gdy Zanne opatrywała drobne rany, Neil układał fiolki z krwią.
Za drzwiami panował harmider. Czekający na swoją kolej młodzi ludzie
przekrzykiwali się nawzajem i głośno śmiali; poziom endorfiny w ich
organizmach był jeszcze wysoki. Neil mrugnął do niej okiem.
- Gdybyśmy potrafili rozlewać endorfinę do butelek, przemysł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]