[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przebrała się, a gdy potem w kuchni zastanawiała się nad wyborem
herbaty, jej wzrok znowu powędrował do tarczy zegara. Za dwadzieścia pięć
ósma.
- Przestań! - upomniała sama siebie.
Znacznie trudniej było wykonać to polecenie. Jej niepokój sięgał zenitu.
Przyjdzie czy nie przyjdzie? Może do niego zatelefonować?
Gdy rozległ się dzwonek u drzwi, znieruchomiała. Czy to on? Wytarła
ręce w spódnicę i zmusiła się, by ruszyć do drzwi. Ponaglił ją drugi
dzwonek.
RS
74
Zobaczyła go przez siatkę w drzwiach. W granatowej koszulce polo i
dżinsach prezentował się zabójczo.
- Susie, otwórz.
Mocowała się z kluczem. Ledwie rozległ się trzask zamka, Jackson wpadł
do środka jak burza. Rozejrzał się po holu.
- Co się stało?
- Nic...
Bardzo powoli przekręcała klucz w zamku. W końcu zdecydowała się
stawić czoło temu, co nieuniknione. Odwróciła się w jego stronę.
Omiótł ją powłóczystym spojrzeniem, a ona nie mogła oderwać od niego
wzroku. Nim cokolwiek zdążyła powiedzieć, upuścił torbę na podłogę i
porwał ją w ramiona.
W odróżnieniu od wczorajszego pocałunku ten był gorący i zachłanny, nie
pozostawiając Susie żadnych złudzeń co do namiętności, która nim targała.
Odpowiedziała mu z równą pasją. Z cichym pomrukiem, nie zwalniając
uścisku, popchnął ją lekko na ścianę.
Wbiła mu palce w plecy, po czym zsunęła je niżej. Musiała go dotykać.
Niecierpliwie wyszarpnęła brzeg koszuli spod paska, by nareszcie dotknąć
jego gładkiej skóry. Ulegając pragnieniu, które wzbierało w niej od po-
niedziałku, delektowała się nią, powierzając pamięć o niej swoim dłoniom.
Jackson nie mógł od niej oderwać ust. Nie mógł pojąć, jak tej kobiecie
udało się go tak usidlić. Mimo że te elektryzujące doznania były dla niego
całkowitą nowością, sprawiały mu niewysłowioną przyjemność.
Susie uniosła nogę i udem otarła się o jego udo, co pobudziło go do tego
stopnia, że zaczął się obawiać, że już dłużej nad sobą nie zapanuje. Gdy
zrobiła to po raz drugi, tylko jęknął cicho.
- Jackson... - westchnęła.
Teraz nie miał już ani cienia wątpliwości, że sprawy wymykają się spod
kontroli. Nie chciał natychmiast przerywać tego pocałunku, chociaż
wiedział, że musi. Przesunął wargi, by skubnąć ją w ucho, na co zareagowała
gardłowym śmiechem, który zabrzmiał aż nadto prowokacyjnie. Tego było
mu już za wiele.
- Susie... - zaczął, spoglądając na nią.
Miała przymknięte powieki, nabrzmiałe od pocałunków wargi i oddychała
tak samo ciężko jak on. Nie mogąc się oprzeć, musnął jeszcze tylko raz jej
wargi. Ona tymczasem, niezaspokojona, ujęła pieszczotliwym gestem jego
głowę i doprowadziła do ponownego spotkania ich ust. Z zadowoleniem
RS
75
powitała drżenie jego ciała, gdy pociągnęła po nich językiem. Droczyła się z
nim.
- Susie, kochanie...
Nie pozwoliła mu mówić, ponieważ zdążyła wyczuć, że zamierza się
wycofać. Mimo że nadal trzymał ją w objęciach, oddalał się od niej. Nie
chciała myśleć racjonalnie, a gdyby teraz przestali, musieliby zająć się
roztrząsaniem tego wszystkiego.
Chciała, aby te doznania ciągle trwały, niepomna tego, że jej serce tak
niedawno doznało dwóch zawodów, ani tego że mężczyzna w jej ramionach
wyjedzie za dwadzieścia cztery godziny. Teraz, gdy zrozumiała, jak wiele
ich łączy, wiedziała, że do końca życia będzie tego pragnęła.
Nie odsunął się od niej ani jej nie ponaglał. Przyjmował to, co miała mu do
dania, przez cały czas kontrolując się, zdumiony własnym zachowaniem.
Być może ich opór, narastający przez minione cztery dni, po prostu wzmógł
ich pożądanie. Cokolwiek by to było, Jackson miał pełną świadomość, że
nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżywał. To było niepowtarzalne.
Czując, że nie ma już siły opierać się przepełniającej ją namiętności, Susie
powoli otworzyła oczy. Napotkała jego niebieskie oczy, w których jeszcze
żarzył się ogień, ale już przygasał.
Nie odezwali się słowem. Gdy ich oddechy uspokoiły się nieco, Jackson z
ociąganiem odsunął się od niej. Przez chwilę wydawało mu się, że ona
znowu przyciągnie go do siebie, ale Susie opuściła ramiona i wbiła wzrok w
podłogę.
Czuł się strasznie. Jak mógł tak się zachować? Powinien darzyć ją takim
samym szacunkiem jak inne kobiety, koleżanki po fachu. Słowa przeprosin
same cisnęły mu się na usta.
- Nic nie mów. - Podniosła dłoń. - Nie przepraszaj. Oboje tego chcieliśmy,
oboje tego potrzebowaliśmy i oboje poniesiemy konsekwencje.
- To prawda. Chciałem tylko powiedzieć, że nie miałem tego w planach.
- Kłamiesz.
Obronnym gestem splotła ramiona na piersi. Odwróciła się i ruszyła do
salonu. Niech on robi, co chce, ona musi usiąść.
- Dlaczego tak mówisz? - Zirytował go ten zarzut. Podniósł torbę i poszedł
za nią. Siedziała z podkulonymi nogami w kwiecistym fotelu.
Musiała się przemóc, by na niego spojrzeć.
RS
76
- Ponieważ pragnąłeś tego pocałunku. Może tylko podświadomie, ale ta
potrzeba narastała w tobie od poniedziałku. - Wzruszyła ramionami, siląc się
na nonszalancję. - To było... nieuniknione.
Siadając w drugim fotelu, uprzytomnił sobie, że w rzeczywistości tak
właśnie było.
- Gdy otworzyłaś mi drzwi, sytuacja mnie przerosła. Nie mogłem dłużej
się hamować. Nareszcie byliśmy sami. Starałem się jakoś nad sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]